Poznaniacy są zakwaterowani w nowoczesnym Hotelu Melia w Bradze - gdy tuż po godz. 13 portugalskiego czasu udawali się na tradycyjny spacer, na niebieskim niebie gdzieniegdzie pojawiały się białe chmurki, ale temperatura była iście wiosenna. Właśnie taka aura, którą obrońca Marcin Kikut nazwał gorącą, sprawiła, że poznaniacy zjawili się w Portugalii dzień wcześniej niż zamierzali. - W Poznaniu trening na normalnym boisku nie jest możliwy. Niektórzy zawodnicy, którzy nie grali w czwartek czy w niedzielę, od dawna nie mieli piłki przy nodze w normalnych warunkach treningowych - mówi bramkarz Krzysztof Kotorowski. Drugi trener Lecha Ryszard Kuźma potwierdza, że dla lechitów porażka w Pucharze Polski z Polonią Warszawa była lekcją pokory. - Pokora się w życiu przydaje każdemu. Takie przypadki uczą życia, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Myślę, że podobnie będzie i w tym przypadku. Dobrze, że tak ważny mecz, jak ten w Bradze, gramy zaraz po wpadce z Polonią, bo nie ma za dużo czasu na jego rozpamiętywanie. Od razu się można poprawić - opowiada Kuźma. - Staramy się zapomnieć o tamtym pojedynku, tu czeka nas kolejny ważny mecz. Z Polonią mamy jeszcze rewanż, nie dostaliśmy przecież 0-5 w plecy, byśmy już byli skazani na odpadnięcie. Na razie jest 1-0 dla nich, sprawa awansu wciąż jest otwarta - dodaje Bartosz Ślusarski, który zapewnia także, że Lech nie myśli również o tym, na kogo może trafić w przypadku awansu do kolejnej rundy. A przecież w przypadku awansu poznaniacy mogą zmierzyć się ze słynnym Liverpoolem, który jutro rozegra rewanżowe spotkanie ze Spartą Praga (w stolicy Czech było 0-0). Takie mecze są dla graczy mistrza Polski doskonałą okazję, aby pokazać się w Europie i zwiększyć szansę na transfery do dobrych klubów. - Mamy przykłady Roberta Lewandowskiego czy wcześniej Rafała Murawskiego. Gdyby nie grali w Pucharze UEFA, to nie byłoby nimi takiego zainteresowania - ocenia dyrektor sportowy poznańskiego klubu Marek Pogorzelczyk. Teraz taką okazje do wypromowania się mają Artjoms Rudnevs czy Semir Stilić. - Tak naprawdę, to każdy się promuje i stara grać jak najlepiej. Efektem tego są zwycięstwa z teoretycznie silniejszymi rywalami - dodaje Pogorzelczyk. Lech może być pewien tego, że Sporting zaatakuje go już od początku meczu. Portugalczycy muszą odrobić bramkę straty z pierwszego meczu, a im więcej czasu będą na to potrzebowali, ich poczynania będą bardziej nerwowe. - Nie mam wątpliwości, że tak się stanie i ruszą na nas. Ale żeby atakowali cały czas? Śmiem w to wątpić, sił im nie starczy. Musimy uważać w początkowej fazie meczu i zawodnicy będą o tym wiedzieli. Piłkarsko między naszymi klubami nie ma chyba takiej różnicy, jak się Portugalczykom może wydawać - z pełnym przekonaniem mówi Kuźma. - Oni się mogą odgrażać, ale to my mamy dość przekonującą zaliczkę z pierwszego meczu - uzupełnia Kikut. A Ślusarski uważa, że choćby jedna, a najlepiej dwie bramki dla Lecha powinny przesądzić o awansie do kolejnej rundy: - Spodziewamy się, że nie będzie tak łatwo, raczej szykujemy się na ciężki mecz. Braga pewnie zagra ofensywnie, rzuci się na nas i zaatakuje. Będziemy szukali swojej szansy w kontratakach, a po zdobyciu gola byłoby nam łatwiej. Trener Kuźma zdradził też, że skład na mecz z Bragą Jose Maria Bakero ustali dopiero w nocy ze środy na czwartek. Znając hiszpańskiego szkoleniowca możemy się spodziewać, że będzie w nim kilka niespodzianek. Andrzej Grupa, korespondencja z Bragi