"Na dzień dzisiejszy nie mogę jeszcze powiedzieć, czy zagram w reprezentacji, czy nie. Będzie to zależało od moich występów w styczniu w Australii i w lutym w Ameryce Południowej. Na pewno jeszcze tu w Londynie czeka mnie rozmowa w tej sprawie z prezesem Polskiego Związku Tenisowego. Bardzo szanuję Jacka Ksenia, bo jest bardzo oddanym fanem tenisa i cieszę się, że siedział w player's box na moim meczu" - powiedział Kubot, który grając z Marachem poniósł dwie porażki w turnieju masters w londyńskiej O2 Arena. W dniach 4-6 marca reprezentacja Polski zmierzy się na wyjeździe z Izraelem, zajmującym dziewiąte miejsce (Polacy są na 31.) w rankingu drużyn narodowych Międzynarodowej Federacji Tenisowej (ITF). Będzie to spotkanie pierwszej rundy w Grupie I Strefy Euroafrykańskiej, a zwycięzca wystąpi we wrześniowych barażach o miejsce w Grupie Światowej na rok 2011. "Na pewno nasza wygrana byłaby sporym wydarzeniem, bo rok temu Izrael był przecież w półfinale Grupy Światowej. Na pewno kusi, by w tym meczu zagrać, ale do niego jest jeszcze daleko, ponad trzy miesiące. Michał Przysiężny i Jurek Janowicz grają teraz dobrze, więc też nie wiadomo jeszcze, kto będzie na początku roku najmocniejszy. Uważam, że w reprezentacji powinni występować zawodnicy, którzy grają najlepiej w tym czasie" - dodał Kubot. W tym roku Polacy spotkali się w Sopocie z niżej notowaną Finlandią i przegrali 2:3, choć byli faworytami, a do tego po dwóch dniach prowadzili 2:1. "To był przykład, że w Pucharze Davisa ranking nie gra większej roli. Graliśmy z Finami w domu i nie wykorzystaliśmy atutu własnej hali. Mimo, że mieliśmy wtedy zawodnika w pierwszej 50-tce rankingu ATP, drugiego w pierwszej 100-tce i debla w czołowej dziesiątce, nie wystarczyło to, żeby pokonać na własnym terenie Finlandię. Oni nie mieli nic do stracenia i zagrali naprawdę fantastycznie. Może podobnie będzie w Izraelu, gdzie to Polska nie będzie miała nic do stracenia" - podkreślił Kubot, który występował w Sopocie ze zmiennym szczęściem (zwycięstwo i porażka). W środę, czwartego dnia ATP World Tour Finals, polsko-austriacka para, piąta w rankingu ATP "Doubles Race", przegrała swój drugi mecz w grupie B. Poniosła raczej nieoczekiwaną porażkę z Wesleyem Moodie z RPA i Belgiem Dickiem Normanem (nr 7.) 1:6, 3:6. Wcześniej, w poniedziałek, Kubot i Marach ulegli Maheshowi Bhupathiemu z Indii i Białorusinowi Maksowi Mirnyjowi (nr 3.) 6:7 (2-7), 4:6. W środę wieczorem Bhupathi i Mirnyj spotkają się z Kanadyjczykiem Danielem Nestorem i Serbem Nenadem Zimonjicem (2.). Jeśli ich pokonają, pozostawią Kubotowi i Marachowi cień szansy na awans do półfinału. Ci ostatni musieliby w piątek ograć w dwóch setach Nestora i Zimonjica, a przy porażce w ostatniej kolejce Moodiego i Normana, liczyłby się lepszy bilans gemów u trzech par. Natomiast sukces kanadyjsko-serbskiego debla pozbawia Polaka i Austriaka szans na wyjście z grupy. Przed rokiem Kubot i Marach, w swoim debiucie w ATP World Tour Finals, wygrali dwa pierwsze mecze. Jednak w ostatnim przegrali w dwóch setach z amerykańskimi braćmi Bobem i Mikem Bryanami. Do awansu brakło im jednego więcej zdobytego seta. Z Londynu Tomasz Dobiecki