Pierwsi pokonali na wyjeździe Legię Warszawa 3-0 - a ostatni raz udało im się odnieść zwycięstwo przy Łazienkowskiej 49 lat temu. Jagiellonia i Korona wygrały skromnie po 1-0, co pozwoliło im utrzymać pierwsze i drugie miejsce w tabeli. Teraz czeka nas dwutygodniowa pauza w rozgrywkach spowodowana przerwą na reprezentacje. ASY Trudno wybrać jednego zawodnika Lechii, aby nagrodzić go Asem. W meczu z Legią wszyscy zasłużyli na wyróżnienie, począwszy od bramkarza Pawła Kapsy, po obrońców Huberta Wołąkiewicza, Krzysztofa Bąka, pomocników Pawła Nowaka, Łukasza Surmę, napastnika Bediego Buvala czy rezerwowego Piotra Wiśniewskiego. "Nie pozwoliliśmy rywalom na zbyt wiele, a do tego dołożyliśmy niezłą skuteczność" - powiedział debiutant w kadrze Franciszka Smudy, Wołąkiewicz, który według komentatora Canal + powinien być podstawowym lewym obrońcą naszej reprezentacji. Jak widać efektowne zwycięstwo nad Legią wystarcza, aby kariera nabrała gwałtownego przyspieszenia. Lider z Białegostoku nie bez problemów, ale zainkasował trzy punkty w Zabrzu. O zwycięstwie podopiecznych Michała Probierza zadecydowała sytuacja z doliczonego czasu gry. Po dośrodkowaniu Marcina Burkhardta z rzutu rożnego celnym uderzeniem głową popisał się Andrius Skerla. Litwin nie po raz pierwszy w tym sezonie strzelił gola - poprzednio stało się to w meczach z Lechią Gdańsk i Górnikiem Zabrze. Taki skuteczny obrońca to skarb. W drużynie Korony Kielce znowu dał o sobie znać Andrzej Niedzielan. Napastnik, który w poprzedniej kolejce przerwał swoją serię meczów ze zdobytą bramką, w niedzielę przesądził o zwycięstwie "żółto-krwistych" w Chorzowie. "Gdyby nie Edi, to nie strzeliłbym tego gola. Podał mi piłkę idealnie" - przyznał po spotkaniu Niedzielan, dlatego wyróżniamy też Brazylijczyka, który mimo 36 lat na karku wciąż jest wyróżniającym się piłkarzem naszej ligi. Pochwalić należy też Radosława Trochimiuka. W 31. Michał Pulkowski posłał piłkę do siatki i w pierwszej chwili sędzia z Ciechanowa uznał bramkę, jednak po konsultacji asystentem zmienił decyzję i postąpił słusznie. Gospodarze narzekali co prawda, że postąpił tak po interwencji piłkarzy Korony, ale liczy się fakt, że ostatecznie nie popełnił błędu. PGE GKS Bełchatów pokonał Lecha Poznań 1-0, a najlepszym zawodnikiem w tym meczu był Marcus da Silva. "Wiedzialem, że Marcus wreszcie zaskoczy. Nieźle spisał się już w spotkaniu z Wisłą, ale co wyczyniał na boisku w niedzielę, będzie budziło respekt wśród drużyn, z którymi jeszcze się nie zmierzyliśmy" - stwierdził Maciej Bartoszek, szkoleniowiec Bełchatowa. Da Silva był bardziej krytyczny wobec siebie. "Jestem na siebie wściekły za pierwszą połowę. Nie mogę tak grać. Po przerwie na pewno prezentowałem się lepiej. Henriquez chyba był zmęczony, bo robiłem z nim, co chciałem" - powiedział Brazylijczyk. Marcin Cabaj nie miał wiele pracy w meczu z KGHM Zagłębiem Lubin, ale gdy interweniował robił to z dużym wyczuciem. Tak było na początku drugiej połowy, kiedy po strzale Grzegorza Bartczaka piłka odbiła się od nogi Mouhamadou Traore początkowo myląc bramkarza Cracovii, ale ten wykazał się świetnym refleksem. Równie dobrze, jeśli nie lepiej, interweniował w 75. minucie. Na strzał z 25 metrów zdecydował się rezerwowy Kamil Wilczek, piłka nabrała dziwnej rotacji, ale Cabaj zdołał ją wybić na rzut rożny. CIENIASY Legia Warszawa poniosła piątą porażkę sezonie, a już drugą przy Łazienkowskiej. W spotkaniu z Lechią podopieczni Macieja Skorży, który z powodu zawieszenia nie mógł zasiąść na ławce rezerwowych, zawiedli w ofensywie (niewykorzystane sytuacje Alejandra Cabrala i Macieja Rybusa), jak również w grze defensywnej. Goście ośmieszyli wręcz legionistów przy golu na 2-0, kiedy Wołąkiewicz, Wiśniewski i Nowak wymieniali między sobą piłkę przed nosem rywali, a akcję zakończył celnym strzałem ten pierwszy. Po raz kolejny słabo zaprezentował się Lech. Mistrz Polski nie jest w stanie pogodzić występów w Lidze Europejskiej i Ekstraklasie. "Kolejorz" w Bełchatowie jeszcze w pierwszej połowie był w stanie zagrozić bramce Łukasza Sapeli. Po przerwie było już zdecydowanie gorzej i nie zmienia tego fakt, że gol dla gospodarzy padł w kontrowersyjnych okolicznościach, bo Bartosz Bosacki zarzekał się, że zanim podał do Jasmina Buricia, był faulowany. Dorobek Lecha - osiem punktów w siedmiu meczach nie przystoi mistrzowi Polski. Duży wybór Cieniasów był w meczu Arka Gdynia - Polonia Warszawa. Na pierwszy plan wysuwa się sędzia Michał Mularczyk. W 29. minucie Norbert Witkowski wychodząc poza pole karne odbił piłkę ręką. Czerwona kartka? Nie, bramkarz gospodarzy zobaczył tylko żółtą. Duży błąd arbitra. Piłkarze nie chcieli być gorsi. W 16. minucie Adrian Mierzejewski minął przed polem karnym Witkowskiego i posłał piłkę do pustej siatki. Zrobił to jednak tak słabo, że przed linią bramkową zdążył ją wybić Emil Noll. Z kolei w 52. minucie po dośrodkowaniu Denisa Glaviny Mirko Ivanovski uderzeniem głową z trzech metrów nie potrafił pokonać Michała Gliwy. - Nie wiem, czy można zmarnować lepszą sytuację strzelecką niż ta, którą miał Ivanovski - mówił na konferencji prasowej Dariusz Pasieka, trener Arki. - Można. Pokazał to Mierzejewski, który nie strzelił do pustej bramki - ripostował Paweł Janas, szkoleniowiec Polonii. - Ale Mirko miał bliżej do celu - nie dał się zbić z pantałyku Pasieka. Kłopoty ze zdobywaniem bramek miał też Saidi Ntibazonkiza. Skrzydłowy Cracovii w meczu z KGHM Zagłębiem oddał sześć strzałów, ale żadnego celnego. Pierwszy był najgroźniejszy - o kilkadziesiąt centymetrów minął słupek. Potem było już jednak zdecydowanie gorzej. Przynajmniej dwa z nich powinny być co najmniej celne, ale w sobotę piłkarz z Burundi zdecydowanie nie miał swojego dnia. Nie popisał się także Adrian Świątek. Górnik Zabrze po klęsce z Lechią 1-5, w tej kolejce do 90. minuty remisował z liderem z Białegostoku. W doliczonym czasie goście wykonywali jednak rzut rożny, po którym Skerla strzelił zwycięskiego gola. Piłka uderzona przez Litwina przeleciała obok słupka, przy którym ustawiony był Świątek. Zawodnik Górnika postanowił jednak zrobić krok w stronę środka bramki i potem zabrakło go przy słupku. "Wielkie" widowisko stworzyły w Krakowie Wisła i Śląsk Wrocław. Piłkarze przez całe spotkanie oddali aż cztery celne strzały, dlatego kibice głównie się nudzili. - Wiem, że eksperci będą narzekać na to, iż mecz był słaby i że graliśmy defensywnie - przyznał na konferencji Orest Lenczyk, debiutujący na ławce rezerwowych Śląska. I doświadczony trener oczywiście ma rację.