We wtorek i środę rozegrano rewanżowe mecze czwartej - ostatniej rundy eliminacji do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Znamy już 10 zespołów, które swoje dwumecze zakończyły zwycięstwami i dołączyły do grupy 22 drużyn, które awans wywalczyły bez konieczności gry w eliminacjach. Zwycięzcy zatem triumfują, ale są i wielcy przegrani decydujących o awansie batalii. Asy: 1. Niesamowity Sporting Braga Pojedynek portugalskiej Bragi z wielką Sewillą można śmiało porównać do walki Dawida z Goliatem. Ambitni, ale biedni Portugalczycy przeciwstawili sławnym Hiszpanom wielki polot w ofensywie i niezachwianą wiarę w sukces. Potrafili pokonać Sewillę nie tylko u siebie, ale i na gorącym Ramon Sanchez Pizjuan. Co prawda kłody pod nogi rzucał Portugalczykom ich bramkarz Felipe, popełniając proste błędy, ale z przodu przeciwwagą był dla niego superstrzelec Bragi, Lima. W pamięci kibiców portugalskiej drużyny na bardzo długo pozostanie spotkanie rozegrane przez ich ulubieńców w Sewilli. W ciągu ostatnich 10 minut gry na stadionie hiszpańskich gigantów oba zespoły strzeliły w sumie aż 4 bramki! Najpierw Jesus Navas na 2-2, potem dwa razy Lima, w końcu strzał rozpaczy oddał Frederic Kanoute. Trafił na 3-4, ale nawet to nic już nie dało Sewilli. To się nazywa cios za cios! 2. Ireneusz Jeleń i AJ Auxerre As należy się naszemu napastnikowi i dzielnemu Auxerre, które zaskoczyło połowę piłkarskiej Europy, eliminując z wielkiej gry Zenita Sankt Petersburg. Krezusi z Rosji nie zdołali przeciwstawić się ambitnym Francuzom, w których barwach niekwestionowaną gwiazdą jest nasz rodak - Ireneusz Jeleń. Irek szarpał z przodu przez cały mecz, był trudny do upilnowania, aż w końcu strzelił pięknego gola. Trener Auxerre - Jean Fernandez mówił przed meczem, że Jeleń to taki zawodnik, który jest bardzo smutny, gdy nie strzela bramek. No, to teraz we francuskim klubie już wszyscy są zadowoleni, a kibice w całej Europie mieli chyba wczoraj wrażenie, że to Auxerre bardziej niż Zenitowi zależało na awansie. Piłkarze francuskiego zespołu płakali po końcowym gwizdku ze szczęścia, bo w tym spotkaniu wspięli się na wyżyny swoich umiejętności. Ich sukces to triumf piłki nożnej nad wielkimi pieniędzmi. Co ważne, dzięki awansowi Auxerre do fazy grupowej polscy fani będą mogli także kibicować Dariuszowi Dudce, który nie mógł zagrać w eliminacyjnym dwumeczu z Zenitem przez czerwoną kartkę, jaką dostał w meczu pucharowym rozegranym w barwach Wisły Kraków. Zobacz piękną bramkę Irka Jelenia: 3. Werder Brema za końcowe pięć minut i dogrywkę w Genui Niemcy jeszcze w 85. minucie rewanżu byli za burtą Champions League, tyle tylko, że oni zawsze grają do końca. W doliczonym czasie gry piłkę na 30 metrze dostał Markus Rosenberg, zwiódł obrońcę i strzelił precyzyjnie w lewy róg bramki. Bezbłędny do tej pory Gianluca Curci ze smutną miną wyjął piłkę z siatki, a Genua zalała się łzami. Ta bramka dawała co prawda Werderowi jedynie kolejne 30 minut dogrywki, ale Sampdoria zupełnie opadła z sił. Włosi wyglądali tak, jakby już wtedy, po stracie bramki na 1:3, wiedzieli że odpadną. W dogrywce grali bez wiary i Antonio Cassano, siedzącego już na ławce. A Werder włączył piąty bieg i zagrał - cytując Romana Kołtonia - niemiecki power football. Claudio Pizarro strzelił bramkę na 2-3, pieczętując awans ekipy z Weserstadion. Arrivederci, Italia! 4. Partizan Belgrad i Anderlecht Bruksela Awans do fazy grupowej wywalczyli co prawda tylko mistrzowie Serbii, ale na Asa zasłużyli także ich znakomici konkurenci do gry w Lidze Mistrzów. Na Constant Vanden Stock w Brukseli padały piękne bramki, były wspaniałe, ale i beznadziejne interwencje bramkarzy, a przede wszystkim wielkie emocje. W dwumeczu Anderlechtu i Partizana padło w sumie aż osiem goli (oba spotkania kończyły się remisami 2-2), a rozstrzygnięcie zapadło dopiero w dramatycznej serii rzutów karnych. Jedni i drudzy pudłowali w niej okropnie, przypominając kibicom raz po raz "jedenastkę" Davida Beckhama zmarnowaną na EURO w Portugalii. Cienias należy się ogrodnikowi z Brukseli, bo murawę przygotował tak, że przy każdym mocniejszym kopnięciu piłki w powietrze wylatywała darń ziemi. 5. MSzK Żylina - najbardziej niespodziewane Asy! Choć wśród naszych asów Żylina jest dopiero na piątym miejscu, to jednak uznajemy jej wielki sukces. Słowaków "Asem" nagrodziliśmy już po poprzedniej rundzie, kiedy wyeliminowali oni bułgarski Liteks Łowecz. W czwartej rundzie na drodze Żyliny stanęli pogromcy Lecha Poznań - Sparta Praga. Dla Słowaków każdy mecz z Czechami jest wyjątkowy, a co dopiero takie spotkanie! Żylina zagrała nie na 100, a 150 procent swoich możliwości i pokonała gładko czeski zespół 1-0 i 2-0. Sparta zatem nie była dla mistrzów Słowacji taka straszna, ale już w fazie grupowej poprzeczka będzie wisiała bez porównania wyżej. Niemniej jednak, naszym zdaniem, gracze tacy jak Momodou Ceesay, czy Tomas Oravec, nie pozwolą na kompromitację w starciu z europejskimi potęgami. Cieniasy: 1. Wiaczesław Małafiejew i Zenit Sankt Petersburg Wydający raz za razem wielką kasę na wzmocnienia Rosjanie musieli uznać wyższość niewielkiego francuskiego Auxerre. Patrząc na ich grę przez długie minuty, zamiast tych milionów biegających po boisku, widać było jedynie zbieraninę zblazowanych bogaczy. W konfrontacji ze świetnie zorganizowanymi Francuzami, taka gra musiała doprowadzić do klęski. Do tego w bramce Zenita swojego dnia nie miał Wiaczesław Małafiejew, bramkarz na co dzień bardzo dobry, który w środę ewidentnie jednak zawalił mecz swojemu zespołowi. Kuriozalna interwencja za polem karnym, po której Małafiejew ujrzał czerwoną kartkę, jeszcze długo będzie dręczyć rosyjskich kibiców. A zamiast wielkiej fety z awansu do Ligi Mistrzów, w Sankt Petersburgu od wczoraj wielka smuta. 2. Sampdoria Genua za permanentną grę na czas Włosi najpierw dokonali niemożliwego, w ciągu kilkunastu minut odrabiając straty z Bremy, aby potem skończyć z grą w piłkę i rozpocząć aktorski festiwal. Ich rywale długo byli bezradni wobec podejrzanych upadków graczy z Genui i ich permanentnie naciągniętych mięśni. Nie wiem, czy ktoś dokładnie zliczył, ile minut udało się w ten sposób ukraść genueńczykom, ale nie ma wątpliwości, że dużo lepiej zrobiliby, gdyby po prostu grali w futbol, bo i zawodników mają nie byle jakich. Taki Giampaolo Pazzini strzelił chyba we wtorek bramkę miesiąca, a Antonio Cassano mógłby przyjeżdżać nad Wisłę uczyć polskich zawodników opanowania piłki. Ale trener Gianluca di Carlo miał inny pomysł - chciał kraść sekundy, kantować przy każdym faulu i być bardziej chytrym niż niejeden lis. Nie wziął jednak pod uwagę, że Werder jest zespołem, który nie pierwszy już raz gra w europejskich pucharach. I wie, że tutaj gra się do ostatniego gwizdka. 3. Tottenham Hotspur za pierwszy mecz z Young Boys Berno Cieniasa londyńskiej drużynie przyznajemy nieco ku przestrodze. Sposób gry Tottenhamu w Bernie, gdzie w ciągu 28 minut przegrywał 0-3, wołał o pomstę do nieba. Ostatecznie "Spurs" zdołali strzelić w Szwajcarii dwie bramki i zmniejszyć rozmiary porażki, ale ich trener, Harry Redknapp, jeszcze długo po spotkaniu na samą myśl o nim robił się jeszcze bardziej czerwony ze zdenerwowania niż zwykle. Ostatecznie zmotywował swój zespół na rewanż tak dobrze, że Tottenham jak walec przejechał się po Young Boys, aplikując słabeuszom 4 bramki. Lepiej, aby w fazie grupowej "Spurs" pamiętali o przykrej lekcji z Berna, bo w starciu z najlepszymi nie będzie już tyle miejsca na błędy, co tydzień temu w Szwajcarii. Dyskutuj z autorem na jego blogu! Bartosz Barnaś