-Jazda, jazda, jazda "Biała Gwiazda" - krzyczeli sympatycy krakowskiej Wisły, którzy licznie stawili się Gdańsku, by podziwiać swoich ulubieńców w walce o ligowe punkty z tamtejszą Lechią. Krakowianie w drodze po mistrzostwo mają przed sobą już tylko jeden przystanek i jeśli w najbliższą sobotę w starciu ze Śląskiem wiślacy się nie wykoleją, to pod Wawelem będzie świętowanie. Odmienne nastroje panują w stolicy, gdzie Legia straciła szansę na najwyższy stopień podium. W grze pozostał jeszcze Lech, ale do najważniejszego rozdania i tak dojdzie na Reymonta. ASY: Wojciech Łobodziński (Wisła): Pomocnik "Białej Gwiazdy" przez cały sezon zbierał siły, by w spotkaniu z Lechią otworzyć Wiśle bramy do raju. "Łobo" w drugiej części meczu zmienił Piotra Ćwielonga i było to prawdziwe wejście smoka, gdyż jego dwie bramki dały krakowianom zwycięstwo. Jeśli Wisła sięgnie w sobotę po mistrzostwo, to wyśmiewany dotychczas Łobodziński będzie noszony przez kibiców na rękach. Patryk Małecki (Wisła): Szkoda, że sezon dobiega końca, bo Małecki jest w szczytowej formie i w każdym meczu udowadnia, że mimo filigranowej postury, ma wielkie serce do gry. Ulubieniec kibiców Wisły zanotował w spotkaniu z Lechią dwie asysty. Najpierw wypatrzył w polu karnym Pawła Brożka, a później kapitalnie dograł do Łobodzińskiego, który ustalił wynik spotkania. Filip Ivanovski (Polonia Warszawa): Napastnik "Czarnych Koszul" strzelił Lechowi dwa gole i tym samym mocno utrudnił "Kolejorzowi" walkę o mistrzostwo Polski. Stołeczna drużyna zremisowała z poznaniakami 3:3 i ma duże szanse na europejskie puchary. Wojciech Kaczmarek (Śląsk Wrocław): Bramkarz drużyny z Dolnego Śląska byłem bohaterem w meczu z Legią, która z Wrocławia wywiozła tylko punkt i ostatecznie pogrzebała swoje szanse na mistrzostwo. Golkiper Śląska popisywał się znakomitymi interwencjami, chociażby w sytuacji, kiedy wygrał pojedynek z Adrianem Paluchowskim. Wysoka forma Kaczmarka może cieszyć trenera Ryszarda Tarasiewicza, ale zapewne spędza już sen z powiek szkoleniowcowi krakowskiej Wisły, z którą wrocławianie zagrają w ostatniej kolejce. Grzegorz Niciński (Arka Gdynia): "Nitka" mecz z Bełchatowem rozpoczął na ławce rezerwowych, ale już w 36. minucie pojawił się na murawie, zmieniając Marcina Wachowicza (o Wachowiczu przeczytacie w CIENIASACH). Niciński przed przerwą zdobył dla Arki wyrównującą bramkę i uratował punkt dla swojej drużyny. Arka już dawno wpłynęła na mieliznę, ale chociaż gdynianie okupują ostatnie miejsce w tabeli, to punkt wywalczony w Bełchatowie może okazać się bezcenny. Jeśli Arka wygra w ostatnim meczu z Odrą, a Cracovia, Lechia i Górnik przegrają swoje mecze, to gdynianie utrzymają się w lidze. CIENIASY: Marcin Wachowicz (Arka Gdynia): Piłkarz Arki obraził się na trenera Marka Chojnackiego, który jeszcze w pierwszej połowie zdjął go z boiska. Wachowicz niczym rozwydrzony bachor splunął w stronę ławki rezerwowych i nie zechciał podać ręki wchodzącemu na plac gry Grzegorzowi Nicińskiemu. Bo to Polska przecież, a nie elegancja Francja... Jacek Grembocki (trener Polonii Warszawa): Trener Polonii nazwał arbitra gamoniem i bez pardonu wyrzucał sędziemu wszystkie jego pomyłki. Mimo, że faktycznie sędzia główny i jego kompani na liniach mieli w sobotę słabszy dzień, to jednak takie zachowanie nie przystoi trenerowi drużyny z najwyższej klasy rozgrywkowej. W dodatku trenerowi bez jakichkolwiek osiągnięć... Franciszek Smuda (trener Lecha Poznań): Franz tak bardzo śpieszył się po meczu z Polonią, że nie miał nawet czasu zajrzeć na konferencję prasową. Sternik "Kolejorza" słynie ze swoich wypowiedzi pod adresem arbitrów, którzy czasami mylą się na niekorzyść poznaniaków i nie szczędzi im cierpkich słów. W spotkaniu z "Czarnymi Koszulami" sędzia wypaczył wynik spotkania, uznając dla Lecha nieprawidłowo zdobytą bramkę. Tej kwestii Smuda już komentować nie chciał i po końcowym gwizdku pognał na pociąg do Krakowa. Józef Wojciechowski (właściciel Polonii Warszawa): Prezes "Czarnych Koszul" z każdą, ligową kolejką utwierdza nas w przekonaniu, że zamiast bawić się piłką, powinien otworzyć ranczo w Stanach Zjednoczonych i zajmować się hodowlą krów, gdzie byłby panem i władcą. Po meczu z Lechem właściciel stołecznego klubu w asyście kierownika drużyny wszedł do szatni sędziego i zarzucił mu, że ten okradł jego piłkarzy. Ot to nasz taki polski dziki zachód...