ASY Bohaterem pierwszej kolejki T-Mobile Ekstraklasy został Artiom Rudniew. Obywatel Łotwy, który jest jednak Rosjaninem i dlatego prosi, żeby w ten sposób pisać jego nazwisko, popisał się hat-trickiem (choć trzecie trafienie nie powinno zostać uznane, bo piłka nie przekroczyła linii bramkowej), a także swoją obecnością przyczynił się do błędu rywali, po którym piłka odbiła się od Cezarego Stefańczyka wpadając do siatki. 23-letni napastnik nie brał bezpośredniego udziału tylko przy pięknym trafieniu Semira Stilicia, co nie zmienia faktu, że zasłużył na Asa. Bliski wyróżnienia - Mateusz Możdżeń. Król strzelców się nie poddaje "Kolejorz" efektownym zwycięstwem zgłosił aspiracje mistrzowskie (choć nie zapominajmy, że to dopiero pierwsza kolejka), a o tytuł ma walczyć m.in. z Polonią Warszawa. "Czarne Koszule" również zainkasowały na inaugurację trzy punkty, o czym zadecydował gol Bruno. Brazylijczyk był najlepszy na boisku: strzelał, podawał, brał na siebie ciężar gry. Widać było, że dobrze się czuje, zobaczymy tylko na jak długo starczy mu zapału, bo z tym różnie u niego bywa. Rudniewowi nie zamierza odpuszczać Tomasz Frankowski. Król strzelców poprzedniego sezonu z Jagiellonii Białystok w poniedziałkowym meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała strzelił dwa gole. Najpierw "Franek" wykorzystał karnego, a potem błąd Richarda Zajaca i dogranie Rafała Grzyba. Podopieczni Czesława Michniewicza prowadzili więc 2-0, ale gospodarze potrafili wyrównać. Duża w tym zasługa Roberta Demjana. Słowak zdobył kontaktową bramkę, pierwszą dla Podbeskidzia w Ekstraklasie, a potem wywalczył "jedenastkę", którą na gola zamienił Adam Cieśliński. Tym samym twierdza Bielsko-Biała wciąż jest niezdobyta. Korona Kielce dość niespodziewanie, ale w pełni zasłużenie, wróciła z tarczą z Krakowa. Podopieczni Leszka Ojrzyńskiego wygrali 2-1, trzy punkty zapewniając sobie w doliczonym czasie. Cała drużyna zasłużyła na pochwałę za konsekwencję, ale indywidualnie wyróżniam Aleksandara Vukovicia, który jest mózgiem tej ekipy i on decyduje o tempie rozegrania przez nią akcji. Poza tym pewnie wykorzystał też rzut karny, który dawał gościom wyrównanie. Dobrą zmianę dał Michał Zieliński, najszybszy piłkarz T-Mobile Ekstraklasy (mówił, że biega na 100 m w sześć sekund, rekord świata Usaina Bolta 9,58). Strzelają na zawołanie W przedsezonowych sparingach strzelili po pięć goli, w sobotę zapewnili zwycięstwo Ruchowi Chorzów nad PGE GKS-em Bełchatów 2-1. Arkadiusz Piech uderzeniem z woleja, a Paweł Abbott wykorzystując "jedenastkę" w doliczonym czasie potwierdzili formę strzelecką i sprawili, że trzy punkty pozostały przy Cichej. Widzew Łódź był o krok od sprawienia wielkiej niespodzianki i pokonania Wisły Kraków. W zespole gospodarzy bardzo dobre spotkanie rozegrał Dudu, który mógł sam pokonać Milana Jovanicia, a ostatecznie asystował przy golu Przemysława Oziębały. Górnik Zabrze bardzo dobrze spisał się w pierwszej połowie meczu ze Śląskiem Wrocław. Po przerwie wicemistrzowie Polski osiągnęli już wyraźną przewagę, stwarzali sobie sytuacje, ale na posterunku był Łukasz Skorupski. Bramkarz Górnika tylko raz dał się pokonać, a w 86. minucie wybronił piłkę meczową zatrzymując futbolówkę po uderzeniu głową Roka Elsnera. CIENIASY Patrząc tylko na statystyki, ŁKS nie był gorszy od Lecha. Beniaminek oddał więcej strzałów (13 przy 10 rywali), wywalczył więcej rzutów rożnych (6-2), ale grał bardzo elektrycznie w defensywie. I nie chodzi tylko o samobójcze trafienie Stefańczyka, bo obrońca łodzian został pechowo nabity piłką, przede wszystkim jednak o złą współpracę całego bloku, co bezlitośnie wykorzystał Rudniew. I dlatego defensywa łodzian zasłużyła na Cieniasa. Bubel kolejki Największym pechowcem pierwszej kolejki był Richard Zajac. Bramkarz beniaminka z Bielska-Białej fatalnie się pomylił przy drugim golu dla Jagiellonii wypuszczając piłkę z rąk po dośrodkowaniu. Ta spadła pod nogi Grzyba, który zachował przytomność umysłu i podał do nieobstawionego Frankowskiego, który musiał tylko posłać ją do pustej siatki. Słowaka nie usprawiedliwia nawet fakt, że w trakcie meczu mocno padał deszcz i piłka z pewnością była śliska. Nie obwiniałbym natomiast Zajaca za pierwszego gola, ponieważ według mnie nie faulował w polu karnym Tomasza Kupisza (pierwszy dotknął piłki, a potem nie wykonał żadnego ruchu w kierunku rywala). Sędzia zdecydował jednak inaczej. W ekipie Jagiellonii nie popisał się Thiago Cionek. Środkowy obrońca białostoczan dwa razy dał się zaskoczyć Demjanowi. Wpierw przegrał pojedynek o górną piłkę, a następnie sfaulował Słowaka w obrębie "16". I z pewnego zwycięstwa zrobił się z trudem wywalczony remis, bo w ostatnich sekundach Podbeskidzie miało jeszcze stuprocentową szansę na odniesienie zwycięstwa, ale w ostatniej chwili piłkę sprzed linii bramkowej wybił Cionek. Czerwone kartki dla wyjadaczy Lechia Gdańsk przegrała z Polonią Warszawa 0-1 i straciła Łukasza Surmę. Kapitan biało-zielonych za uderzenie rywala bez piłki wyleciał z boiska w 81. minucie. Surma nie zadał silnego ciosu Łukaszowi Trałce, ale jego wina była ewidentna, tak więc piłkarz nawet nie próbował dochodzić swoich racji, tylko od razu poszedł do szatni. Głupie zachowanie kapitana sprawiło, że Lechia, która dwie minuty wcześniej straciła gola, znalazła się w jeszcze trudniejszych sytuacji. W swoim pierwszym meczu w barwach PGE GKS Bełchatów nie popisał się też Kamil Kosowski. Doświadczony pomocnik na boisku przy Cichej w Chorzowie pojawił się dopiero po przerwie, a już w 82. minucie musiał je opuścić po drugiej żółtej kartce. "Wielka szkoda, że tak dla mnie zakończyła się inauguracja ligi" - stwierdził Kosowski. Na co w Cracovii narzekano najbardziej po ubiegłym sezonie? Że brakuje jej napastnika. Dlatego pozyskano Andrzeja Niedzielana i Koena van der Biezena. Ten pierwszy wyszedł w podstawowej jedenastce w meczu ze swoim byłym klubem i... nic nie pokazał. Prawda, nie miał dogrywanych piłek, ale gdy dwa razy udało mu się znaleźć w dobrej sytuacji to najpierw nie trafił w futbolówkę, a w ostatnich sekundach jej nie przyjął i w strzelaniu "wyręczył" go rywal - na szczęście dla Korony na posterunku był Zbigniew Małkowski. Może to pierwszy mecz w nowym klubie, może fakt, iż obrońcy kielczan dobrze znali zachowania swojego byłego kolegi, ale z pewnością kibice "Pasów" liczą na więcej w wykonaniu Niedzielana. Syndrom europejskich pucharów Polskie drużyny nie potrafią grać co kilka dni. W zeszłym sezonie tę piłkarską prawdę potwierdził Lech, który nie był w stanie na równym poziomie prezentować się w Ekstraklasie i Lidze Europejskiej. W pierwszej kolejce obecnych rozgrywek punkty zgubiły natomiast Wisła Kraków i Śląsk Wrocław. Mistrz Polski w Łodzi uratował punkt dopiero w doliczonym czasie gry, kiedy błąd Jarosława Bieniuka wykorzystał debiutujący w T-Mobile Esktraklasie Dawid Biton. Wcześniej Widzew miał swoje szanse, ale dobrze bronił Jovanić albo miał szczęście, gdy po uderzeniu Łukasza Brozia piłka zatrzymała się na poprzeczce. Śląsk nie musiał podróżować na mecz pierwszej kolejki, bo podobnie jak spotkanie w Lidze Europejskiej, rozgrywał go we Wrocławiu, ale w pierwszej połowie sprawiał gorsze wrażenie od Górnika. Obraz gry zmienił się po przerwie, wtedy podopieczni Oresta Lenczyka byli już zdecydowanie lepsi, ale zawiodła ich skuteczność. Wrocławianie oddali aż 29 strzałów na bramkę Skorupskiego, ale tylko jeden z nich znalazł drogę do siatki. Problem nie jest nowy, bo tak już było w meczach u siebie z Dundee United i Lokomotiwem Sofia. Lenczyk ma więc powód do przemyśleń. Szansy na zaprezentowanie się w T-Mobile Ekstraklasie nie miała Legia. Mocne opady deszczu w Warszawie sprawiły, że zdecydowano przełożyć jej mecz z KGHM Zagłębiem Lubin.