- Musiał się w końcu przełamać. Szkoda tylko, że trafiło to na nas. Przed tygodniem z Wisłą miał przecież znacznie lepszą sytuację, a nie trafił - wspominał po spotkaniu Lecha z Jagiellonią (4-1) trener gości Czesław Michniewicz. Rudniew po raz trzeci w tym sezonie strzelił trzy bramki - w sumie ma ich już 11, czyli tyle ile w całym poprzednim sezonie ligowym. Co ciekawe, piątkowy hat-trick Łotysz zaliczył dokładnie w rocznicę swojego pierwszego w barwach Lecha - w pojedynku z Juventusem Turyn. Reprezentant Łotwy przeszedł już do historii klubu - stał się pierwszym zawodnikiem z trzema hat-trickami w jednym sezonie. Legendarnemu "Bombardierowi z Dębca" Teodorowi Aniole udało się to tylko dwukrotnie w sezonach 1949 i 1950. - Czytałem o tych rzeczach, ale nie chcę na tym pozostawać. Chciałbym strzelić cztery bramki - mówi Rudniew. Przy pierwszym golu Łotysz zdołał wyprzedzić pilnującego go Andriusa Skerlę, przy drugim - nikt go nie pilnował. O to żal miał trener Michniewicz. - W polu karnym był cały zespół, ale nikogo przy Rudniewie - narzekał. - Nie - odpowiedział Rudniew na pytanie, czy można go zostawić bez opieki, po czym się roześmiał. Po pierwszym trafieniu napastnik Lecha pobiegł w kierunku ławki rezerwowych do Dimitrije Injaca i razem z nim, a później pozostałymi kolegami z drużyny, wykonał kołyskę. - Ten mecz graliśmy dla Dimy, który został tatą, urodziła mu się córeczka - wytłumaczył Rudniew. Łotysz w dwóch poprzednich spotkaniach nie zdołał pokonać bramkarzy Górnika Zabrze i Wisły Kraków i w efekcie Lech przegrał. Piłkarz tłumaczył, że dopiero teraz piłkarze Lecha zdołali w pełni przygotować się do meczu. - Dzisiaj mieliśmy wszystkich graczy, do tego przygotowanych na sto procent. Po dwóch porażkach dokonaliśmy pewnych zmian. W pierwszej połowie ta gra nie wyglądała jeszcze najlepiej, ale w przerwie dokonaliśmy drobnych roszad i później pokazaliśmy już bardzo wysoki poziom - opowiadał najlepszy snajper Ekstraklasy. Trzecia bramka przyszła mu chyba najłatwiej z wszystkich - wystarczyło, że dobiegł do piłki i z kilku metrów skierował ją do siatki obok leżącego bramkarza Barana. - Nie wiem, czy była najłatwiejsza. Czasem masz lepsze pozycje, czasem gorsze, ale strzelać trzeba zawsze - wyjaśnił zawodnik, który ostrzeliwał bramkę gości aż osiem razy.