Badanie siedmiokrotnego zwycięzcy Tour de France odbyło się 17 marca w Bealieu-sur-Mer. Lance Armstrong był oburzony, że oprócz próbek krwi i moczu, kontrolerzy chcieli pobrać do badania jego włosy. Z kolei lekarze przeprowadzający testy stwierdzili, że kolarz "złamał regulamin badania". "Armstrong nie dopełnił obowiązku pozostawania pod bezpośrednią i stałą obserwacją kontrolerów" - napisano w oświadczeniu AFLD podkreślając, że choć Teksańczykowi grożą sankcje dyscyplinarne, to na razie nie podjęto w tej sprawie żadnych decyzji. Prezydent AFLD Pierre Bordry nie chciał komentować zaistniałej sytuacji. Powiedział krótko, że "sprawa jest w toku". "Prezydent Międzynarodowej Unii Kolarskiej (UCI) Pat McQuaid po zapoznaniu się z naszym raportem przyznał, że mamy prawo wszcząć procedury dyscyplinarne wobec Lance'a Armstronga" - dodał Bordry, tłumacząc to faktem, że choć Amerykanin nie posiada francuskiej licencji, to trenował na terytorium tego kraju. Armstrong na zarzuty odpowiedział krótko: "Nie próbowałem uciekać przed badaniami antydopingowymi". Według niego, "dziwne" zachowanie było spowodowane brakiem pewności, co do tożsamości lekarzy przeprowadzających testy. "Chcieliśmy się upewnić, że ci ludzie mają prawo mnie kontrolować" - dodał. Po ponad trzyletniej przerwie Armstrong wrócił do zawodowego ścigania - reprezentuje barwy kazachskiej grupy Astana i zamierza wystartować zarówno w Giro d'Italia, jak i Tour de France. Przy okazji promuje swoją fundację na rzecz walki z chorobami nowotworowymi.