Amerykanin, który we wrześniu ogłosił, że wraca z trzyletniej kolarskiej "emerytury" potwierdził w poniedziałek, że weźmie udział w Tour de France, mimo obaw o swe osobiste bezpieczeństwo na francuskich drogach. "To 3 500 kilometrów, 10 milionów ludzi wzdłuż dróg. Nie będzie szczególnych środków bezpieczeństwa" - powiedział Prudhomme dziennikarzom. Prudhomme dodał, że nie jest zaskoczony powrotem Armstrongana trasę Touru. "Nie byliśmy zaskoczeni wiadomością o jego powrocie do kolarstwa. Ta decyzja kończy medialne gry i w końcu to logiczne, że wraca do Tour de France. Całą swą karierę zbudował na tym wyścigu" - dodał dyrektor, który w ubiegłym tygodniu spotkał się na krótko z Armstrongiem na lotnisku im. Charlesa de Gaulle'a w Paryżu. "On zrobił wiele dla popularności Tour w krajach anglosaskich, ale Tour de France to pomnik sam dla siebie, w końcu ma ponad 100 lat. Osiągnięcia kolarzy nie znaczą tyle, ile mogłyby, gdy są dokonywane poza TdF" - podkreślił Prudhomme. Armstrong miał trudne relacje z organizatorami Touru. Po swym siódmym zwycięstwie w 2005 r., francuski dziennik sportowy "L'Equipe" twierdził, że ma dowody na to, iż Teksańczyk używał erytropoetyny (EPO) w 1999 r. Mimo że kolarz został oczyszczony z tych zarzutów przez niezależną komisję Światowej Agencji Antydopingowej (WADA), jej prezydent Richard Pound nazwał potem tę decyzję "zadziwiającą". "Niektórzy uznają jego powrót na trasy TdF za fantastyczny, a inni tylko za wspomnienie przeszłości" - powiedział dyrektor Prudhomme. Armstrong przebywa obecnie na Teneryfie, gdzie trenuje z kolegami z grupy Astana.