Siódma tenisistka rankingu WTA, Niemka z polskimi korzeniami Angelique Kerber do igrzysk olimpijskich przygotowuje się w podpoznańskim Puszczykowie. Jak przyznała na konferencji prasowej, wielkopolskie powietrze i pobyt z rodziną dodają jej energii. Kerber, choć urodziła się w Kolonii, mocno związana jest z Wielkopolską. Jej rodzice są Polakami, a dziadek Janusz Rzeźnik, osiem lat temu z myślą o wnuczce wybudował w Puszczykowie centrum tenisowe. Nazwał je zdrobnieniem imienia Angelique - "Angie". Zawodniczka, która ma obywatelstwo zarówno polskie jak i niemieckie, bardzo często trenuje w tym ośrodku. Zwykle pojawia się tutaj przed wielkimi turniejami. Oprócz ciężkiej pracy, chętnie spędza czas w rodzinnym gronie. - Moim marzeniem, jak każdego sportowca, był wyjazd na igrzyska. Trudno określić, co mogę osiągnąć, na pewno chciałabym dojść jak najdalej, zdobyć medal. Specjalnie przyjechałam do Puszczykowa na kilka dni i tak jak zawsze, będę się tutaj przygotowywać. Niczego mi tu nie brakuje, to jest miejsce w którym bardzo dobrze się czuję i jest w nim wiele takiej pozytywnej energii - powiedziała Kerber. Do Puszczykowa przyjechała z Wimbledonu, gdzie dotarła do półfinału. Uległa w nim Agnieszce Radwańskiej, ale sam awans do najlepszej czwórki prestiżowego turnieju był dla niej dużym sukcesem.] - Agnieszka zgrała bardzo dobry mecz i miała na pewno lepszy dzień. To był dobry pojedynek. Ale już nie raz wygrałam z nią, myślę, że między nami nie ma aż tak dużej różnicy. Myślę, że szybko nadarzy się okazja do rewanżu - podkreśliła. Ostatni rok jest dla niej niezwykle udany. Wszystko rozpoczęło się od znakomitego występu w ubiegłorocznym US Open, gdzie odpadła dopiero w półfinale. Dało to jej awans w rankingu WTA do najlepszej pięćdziesiątki. Potem już systematycznie wspinała się w górę i po Wimbledonie awansowała na siódmą pozycję. - Na razie nie patrzę na ranking, nie myślę o tym, czy jestem siódma czy pierwsza. To tylko numer przed nazwiskiem i obojętnie, którym się jest na świecie, trzeba dać z siebie wszystko. Ja kocham to co robię, jestem zadowolona z tego, że potrafię pewne rzeczy z treningu przenieść na mecz - zaznaczyła. Jak dodała, ostatnie sukcesy sprawiły, że trochę zmieniło się jej życie. Stała się przede wszystkim bardziej popularna. - Ludzie podchodzą do mnie, proszą o autografy, zdjęcia. To miła sytuacja, na którą nie narzekam, bo też w jakiś sposób na to czekałam. Cieszę się, że mam też kibiców w Polsce, bo choć gram dla Niemiec, to we mnie płynie polska krew. Moje serce bije też dla Polski, moja rodzina tutaj mieszka. Po ostatnich występach na pewno jest też większa presja, ale to normalne. Po każdym sukcesie media czy kibice liczą, że wygram kolejny turniej albo zdobędę medal w igrzyskach - mówiła 24-letnia tenisistka. Jak przyznała, przyjaźni się z Agnieszką Radwańską, ale także z innymi zawodniczkami z polskimi korzeniami - z Dunką Caroline Woźniacki i rodaczką Sabine Lisicki, z którą wystąpi w deblu w Londynie. - Czasami uda się "wyskoczyć" na jakąś kolację i rozmawiamy zawsze po polsku - podkreśliła. Niewiele brakowało, by Kerber grała dla Polski, ale jak wyjaśnił dziadek zawodniczki, Polski Związek Tenisowy nie był tym zbyt zainteresowany. - W sumie te przepychanki między związkiem a Angeliką trwały kilka lat. Polski związek miał przedstawić ofertę, ale tego nie zrobił. Angelika czekała, dwa lata z rzędu odmawiała gry dla niemieckiej federacji. W końcu musiała się zdecydować i wybrała Niemcy - tłumaczył Janusz Rzeźnik.