Nad zajmującym czwartą pozycję Jasonem Crumpem ma 3 punkty przewagi. Andersen stanowił objawienie zeszłorocznego cyklu. W tym roku od początku spisywał się znakomicie. Dzięki temu wciąż plasował się w czołówce Grand Prix. Kryzys dotknął Duńczyka w ostatnich tygodniach, kiedy to zaczął zawodzić w lidze polskiej. Czy teraz w Grand Prix Polski na torze w Bydgoszczy zdoła przełamać złą passę? Ostatnie występy w naszym kraju nie szły po myśli Andersena. Żużlowiec zawodził zespół Atlasu Wrocław. Na nic zdały się przeprowadzone remonty silników. "W Polsce jest dramat, naprawdę nie wiem co się dzieje, robimy wszystko co się da, a ja jadę beznadziejnie. Trzy wyremontowane silniki i efekt praktycznie zerowy" - skarży się Andersen na łamach swojej strony internetowej. Zupełnie inaczej prezentuje się zawodnik poza granicami naszego kraju. W tym tygodniu w rozgrywkach angielskiej Elite League zdobywał kolejno 15 i 11 punktów. To stanowi dobry prognostyk przed jutrzejszym Grand Prix w Bydgoszczy. Andersen, by myśleć o wywalczeniu brązowego medalu, nie może pozwolić sobie na słabszą postawę. Tuż za jego plecami czają się bowiem nie tylko Jason Crump, ale też Greg Hancock. Australijczyk - wciąż aktualny indywidualny mistrz świata - ma do odrobienia 3 punkty, zaś Amerykanin 11. Jeżeli Duńczyk nie stanie na wysokości zadania, przeciwnicy mogą bezwzględnie wykorzystać jego niedyspozycję. Konrad Chudziński