- Przewidywałem, że powalczę z nim tylko wtedy, gdy wzniosę się ponad własne umiejętności. Do tego pierwszy skok był bardzo trudny: krótki rozbieg, niska prędkość - to były warunki dla Adama. Potężnie wybiłem się z progu. Małysz to zauważył i pochwalił. To był wielki komplement z jego strony - dodał Szwajcar. - Adam to wielki człowiek. Ma tyle pozytywnej energii. Jest dobrym duchem Polaków. Zawsze był wobec mnie fair, nawet w 2001 r., kiedy dopiero zaczynałem karierę. Podziwiam go. Kiedyś między zawodnikami nie było dobrego kontaktu. Nie do wyobrażenia były rozmowy wśród skoczków o wzajemnych problemach. Teraz jesteśmy wobec siebie otwarci. Normalne jest, że ktoś patrzący z boku widzi lepiej pewne rzeczy i stara się pomóc. A uwagi Adama są najcenniejsze. Jest jednym z najlepszych. Wyprzedza mnie przecież w klasyfikacji generalnej PŚ - stwierdził dwukrotny mistrz olimpijski z Salt Lake City. - Duża impreza stawia przed skoczkiem warunek: musisz mieć cel. Tu w Sapporo, podobnie jak w igrzyskach w Salt Lake City, ja go miałem. Po sukcesie w 2002 r. miałem kłopoty z motywacją. Ciągle żyłem wspomnieniami z igrzysk. Przed przyjazdem do Japonii analizowałem swoją postawę z poprzednich lat. Nie umiałem utrzymać formy przez całą zimę i być w jeszcze lepszej dyspozycji podczas najważniejszych imprez. To potrafi robić Adam Małysz. I dlatego był moim faworytem przed startem w Sapporo - podkreślił Ammann.