- Jechałam na mistrzostwa Europy z nadzieją na medal i bardzo się cieszę, że wywalczyłam złoto. Ostatnim mistrzem był mój obecny trener i jestem zadowolona, że ta historia w pewien sposób zatoczyła koło - mówi w rozmowie z Interią Beata Pacut. Nowy początek Zawodniczka Czarnych Bytom od dawna uchodziła za spory talent, ale nie zawsze przekładało się to na wyniki. Wszystkie zmieniło się od przyjścia trenera Roberta Krawczyka, który błyskawicznie wprowadził ją na dobre tory. - Przede wszystkim nastąpiło przełamanie mentalne. Zawsze brakowało mi też treningów indywidualnych, często o tym wspominałam. Nasza współpraca zaczęła się z początkiem tego roku, pracujemy głównie we dwójkę i z moimi sparingpartnerami i to dało efekty, bo mogliśmy poprawiać najmniejsze szczegóły, co przełożyło się na walkę. Nie umniejszam oczywiście też moim poprzednim trenerom, bo te wyniki to zasługa długich lat treningów - uważa mistrzyni Europy. Przełamanie mentalne, o którym wspomina Pacut, było widoczne już przed mistrzostwami Europy. Jej pewność siebie przełożyła się na to, że już w Lizbonie wygrywała z dużo wyżej notowanymi rywalkami. - Już od poprzedniego startu w Antalyi czułam się dobrze psychicznie. Nie było żadnej presji, porównywania się do przeciwniczek, co zdarzało się wcześniej. Skupiłam się na tym, co mam do zrobienia, szłam walka po walce, wygrywałam, a to mnie nakręcało. I tak do finału - opisuje polska mistrzyni. Zawodniczka liczy, że do Tokio będzie mogła pojechać z trenerem Krawczykiem. - Na ME trener był na koszt klubu. Osiągnęliśmy spory sukces i mam nadzieję, że teraz nie będzie problemów z pokryciem kosztów wyjazdu. Nie wyobrażam sobie igrzysk olimpijskich bez niego. Liczę, że związek i klub dogadają się w tej kwestii i wszyscy będziemy grać do jednej bramki - nie ukrywa zawodniczka Czarnych Bytom. Marzenia o medalu na IO Teraz przed nią mistrzostwa świata w Budapeszcie, które jednak traktuje jako element przygotowań do Tokio. - To tylko przystanek, podobnie zresztą jak mistrzostwa Europy. Podeszłam do nich bez specjalnych przygotowań, to były zawody jedne z wielu. Celem są igrzyska, to pod nie ustawione są moje przygotowania. Mistrzostwa świata są miesiąc przed igrzyskami w Tokio, traktujemy je jako występ kontrolny, żeby zaczerpnąć trochę tego stresu startowego - mówi Pacut, która z uśmiechem dodaje jednak, że skoro Lizbonę wzięła z marszu, to i w Budapeszcie może się udać. System kwalifikacji do igrzysk w Tokio jest dość złożony. O wszystkim decyduje ranking olimpijski, a także kwoty kontynentalne. Polka jest już jednak pewna, że wystartuje na igrzyskach, choć wciąż ma o co walczyć. - Kwalifikacje kończą się po mistrzostwach świata. To impreza, gdzie można zdobyć sporo punktów, ale moja pozycja nie jest zagrożona. Możemy jeszcze walczyć o rozstawienie, czyli awans do czołowej "8" rankingu. Bilet do Tokio mam już jednak pewny - przyznaje judoczka. I jak mówi, do Japonii jedzie po medal. - To jest moje marzenie. Mój cel od zawsze. Teraz staje się to jeszcze bardziej realne, a na pewno w mojej głowie. Wszystkie starty uświadamiają mi, że jest to do zrobienia. Jej klub Czarni Bytom od zawsze słynął z doskonałego szkolenia. I nic w tym aspekcie się nie zmieniło. - U nas w klubie jest mnóstwo dzieci i osób trenujących. Łącznie to około 800 zawodników i zawodniczek. Mamy sporo grup szkoleniowych i trenerów. Selekcja jest ostra i jest z czego "łowić" kolejnych mistrzów - zapewnia świeżo upieczona mistrzyni Europy. Kiedyś młodzi chłopcy chcieli być Pawłem Nastulą. A czy teraz dziewczynki będą chciały być Beatą Pacut? - Byłoby mi bardzo miło, choć do mistrzów olimpijskich jeszcze mi trochę brakuje. Jeszcze, bo ta szansa się przede mną otwiera i mam nadzieję, że dołączę do tego elitarnego grona - deklaruje nasza zawodniczka. Poza sportem Beata Pacut nie ma zbyt wiele czasu na inne zajęcia, ale stara się czasem oderwać od judo. Lubi aktywnie spędzać czas, choć jej pasją jest też kuchnia. - Studiuję zaocznie, ale jeśli chodzi o dodatkowe zajęcia, to trudna znaleźć na to czas. Trenuję dwa razy dziennie, pomiędzy treningami trzeba znaleźć czas na fizjoterapeutę czy wizytę u lekarza, tak że tego czasu jest mało. Jeśli się znajdzie, to aktywny wypoczynek, głównie rolki albo rower. Do tego gotowanie i sprawdzenie swoich sił w kulinarnych przedsięwzięciach. Aktualnie walczę z pieczeniem ciast i próbuję tutaj się spełniać. Do tego makarony i kuchnia włoska. Jakub Kędzior