Nie ma pan wrażenia, że jedzie do Anglii na pożarcie. Cleverly wiele tygodni przygotowywał się do pojedynku z Juergenem Braehmerem (Niemiec zgłosił kontuzję, a władze WBO odebrały mu pas, bowiem po raz trzeci odwołał walkę), a pan ostatnio stoczył jedynie pokazówkę. Aleksy Kuziemski: - Ale właśnie czasem jest tak, że wygrywa głód boksu. A ja właśnie jestem niesamowicie spragniony konfrontacji o wielką stawkę. I wierzę, że sprawię niespodziankę. Najważniejsze, że jestem w treningu, nie jadę do Londynu prosto z urlopu. Początkowo jednak, wspólnie z promotorem Dariuszem Snarskim, odrzuciliście propozycję Clevely'ego. - Zmieniliśmy zdanie, bo taka szansa może się nie powtórzyć, a jeśli chcę być na pięściarskim szczycie, to nie mogę rezygnować z takich wyzwań. Pieniądze były decydujące? Z warunków finansowych jestem zadowolony, ale wolałbym skupić się na sprawach sportowych. Z wagą nie ma pan problemu? - Spokojnie zmieszczę się podczas piątkowej ceremonii w limicie kategorii półciężkiej (79,4 kg). Gdyby było inaczej, nie pchałbym się i nie jechał do Londynu. Na szczęście ostatnio ruszam się, więc nie mam kłopotów z wagą. Co innego pół roku temu, kiedy miałem różne problemy, o których nie chcę mówić. Wtedy zdecydowanie odmówiłbym Cleverly'emu. Jest pan gotów na 12 ciężkich rund? - Oczywiście, do pokazówki z Wojtkiem Bartnikiem w Chojnicach nie szykowałem się tak, jak do potyczek z Braehmerem czy Rosjaninem Dimitrijem Suchockim, ale o kondycję się nie boję. Wytrzymam trudy konfrontacji. Nie jestem bokserskim "świeżakiem", wierzę, że zaprocentuje moje doświadczenie. Mam 34 lata, rywal jest dziesięć lat młodszy. Nie miał pan czasu na zgłębianie wiedzy o sobotnim przeciwniku. - Udało mi się zobaczyć w internecie jedną walkę Walijczyka. Jest sporo wyższy ode mnie, o siedem centymetrów. Ale z moimi 180 cm wzrostu często boksowałem z wyższymi zawodnikami. Postaram się narzucić swój styl, a czy Cleverly ma słabe punkty, wyjdzie w ringu. Rozmawiał: Radosław Gielo