Niedawno pojawił się temat powrotu Nowickiego do Ekstraligi, bowiem rozgrywki we Francji są zawieszone. Jego usługami zainteresowana była Skra Warszawa, jednak ostatecznie nie udało się ściągnąć tego doświadczonego gracza do stolicy. - Chciałem bardzo zagrać w Ekstralidze w barwach Skry, klub też chciał, ale federacja francuska nie chciała się zgodzić na to, by zawodnik, który ma kontrakt, grał w innej lidze. Na dodatek mój zespół na koniec stwierdził, że też nie jest przychylny tej idei, wiec musiałem zostać. Przedłużyłem kontrakt na kolejne dwa sezony i nie chciałem też sam ryzykować problemów i konfliktu interesów - tłumaczy Nowicki. Niestety we Francji rozgrywki w niższych ligach już od jakiegoś czasu są zawieszone, stąd wielu zawodników szuka alternatywnych rozwiązań i przyjeżdża do krajów takich jak Polska, gdzie rugbowe rozgrywki toczą się bez problemów. - W lutym rozgrywki zostały zawieszone. Nazywało się to "białym sezonem", czyli bez rozstrzygnięć. Dla nas to była kiepska nowina, bo chcieliśmy awansować, ale musimy odłożyć to na kolejny sezon. Z racji tego, że cały czas mamy aktualne kontrakty, mieliśmy wypłacane pensje, trenowaliśmy, klub ma jednak decydujący głos - mówi polski zawodnik, który dodaje, że liczy na to, iż w końcu uda się wznowić rozgrywki także nad Sekwaną. - Wydaje się, że nowy sezon ruszy, ale życie pokaże, bo już w poprzednim roku rozmawialiśmy z ludźmi z federacji, którzy mówili, że sezon musi wystartować, ale zagraliśmy tylko pięć meczów. Wszyscy mamy nadzieję, że teraz będzie inaczej, bo to już półtora roku bez gry, to bardzo długo. Dla niektórych to niezrozumiałe, że kraj o tak rozwiniętej kulturze rugby zawiesił rozgrywki, a w Polsce, gdzie ta dyscyplina nie jest tak rozwinięta, można normalnie grać, ale sytuacja związana z pandemią koronawirusa wymusiła na Francuzach takie rozwiązania. - We Francji byliśmy w znacznie cięższej sytuacji. Była godzina policyjna, zakaz przemieszczania się dalej niż kilometr od domu i to przeszkadzało, żeby rozgrywki normalnie funkcjonowały. Do tego dochodzą sprawy biznesowe, bo kiedy kluby nie grały, mogły liczyć na większe dotacje. Do tego większość drużyn we Francji uzależniona jest od kibiców, a kiedy ich nie ma na trybunach, straty są spore. Walka była do samego końca, ale niestety rozgrywki zostały odwołane - ubolewa Nowicki. Powrót po tak długiej przerwie dla niektórych może być problemem, ale zawodnik RCHCC już nie może się doczekać powrotu. - Fizycznie jest ok, kilku zawodników zdołało wyleczyć urazy. Gorzej jest mentalnie. Długi okres bez meczu. Ciężko trenujemy, ale nie ma tego zwieńczenia. Wiadomo, treningi są ważne, ale każdy czeka na niedzielę, na godzinę 15 i na mecz. Pracujemy cały czas na roli, ale niestety nie ma zbiorów. W lipcu planowane są pierwsze zgrupowania reprezentacji, już pod wodzą nowego trenera Chrisa Hitta. Aleksander Nowicki sam nie wie, jak będzie wyglądała ta kadra, choć w całej sytuacji jego zdaniem trudno o optymizm. - Jest nowe rozdanie, sam jestem ciekaw, jak to będzie. Półtora roku się nie widzieliśmy. Tak naprawdę kadra na ten moment nie istnieje. Wszystko budujemy od nowa i zobaczymy, jak to będzie wyglądać - uważa doświadczony kadrowicz i dodaje, że nie spodziewał się takiego wyboru selekcjonera. - Powiem szczerze, to zaskakujący wybór. To osoba, którą mieliśmy w Polsce, w kadrze "15" i "7", również w reprezentacji kobiet. Nie wiem, z jakich powodów odeszła do Niemiec, potem tam przestała pracować, wróciła do nas. To bardzo zagmatwane. Ja niewiele mogę powiedzieć, miałem okazję z trenerem Hittem pracować raptem przez tydzień, zresztą to nie są miłe wspomnienia, bo przegraliśmy z Portugalią 3:60, dostając gruby łomot - przypomina Nowicki. On sam nie ukrywa, że stawiał na wybór trenera Tomasza Putry, choć to nie był jedyny kandydat, którego widziałby na tym stanowisku. Niestety Polski Związek Rugby nie wziął pod uwagę zdania kadrowiczów, którzy napisali nawet list w tej sprawie do władz związku. - Byłem przekonany nie tylko do trenera Putry, ale również do Kamila Bobryka. Ja tak do końca sam nie wiem, czego my szukamy? Mamy takich świetnych ludzi jak Tomasz Putra czy Kamil, którzy naprawdę mają doświadczenie, świetnie znają nasze realia, byli bardzo dobrymi zawodnikami, co też jest ważne. A bierzemy kogoś, kto nie ma pojęcia o naszym środowisku, gdzieś tutaj był, nie wiem, czy się spalił czy nie, nie wiadomo, dlaczego przestał z nami współpracować. I teraz wraca, nie ma żadnego sztabu. My, jako kadrowicze, wysłaliśmy pismo do PZR, bo byliśmy zaniepokojeni tym, że od roku nie mamy żadnej informacji na temat kadry. Ostatni trener odszedł w dziwnych okolicznościach, z nikim się nie pożegnał. Związek też mu nie podziękował. Wygląda to nieprofesjonalnie i niemiło w stosunku do nas. W kadrze nie gramy dla pieniędzy, gramy dlatego, że Polska jest dla nas ważna. Chcieliśmy zabrać głos pokazać, jakie są nasze oczekiwania, gdzie były duże problemy w funkcjonowaniu naszej drużyny. Niestety nasz głos został całkowicie zbyty. Oczywiście poklepali nas po plecach, obiecano, że zostaniemy wysłuchani, ale zrobiono jak zwykle po swojemu - mówi bez ogródek gracz RCHCC. - Już można powiedzieć, że nasze postulaty nie zostały spełnione. Kolejny raz PZR nie przychyla się do naszych opinii i próśb. Są tam ludzie, którzy uważają, że każda ich decyzja jest świetna. Wyniki jednak pokazują, że tak nie jest. Pamiętam swój drugi mecz w kadrze, z Holandią. To byli dla nas kelnerzy. A teraz to my możemy im nosić piwo, bo oni awansowali dywizję wyżej, a my jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. Czyli od półtora roku nas nie ma - dodaje. - To smutne, ale niestety prawdziwe. Sam byłem bardzo zdenerwowany, kiedy oglądałem p. Czajkę w "Kanale Sportowym", który opowiadał bajki o tym, że nasza kadra ma plan awansu do wyższej dywizji. Ja się pytam, czy on zna jakąś drużynę, która przez półtora roku bez meczów i treningów wyszła na boiska i coś wygrała? Może on lepiej zna sport ode mnie, ale ja takiej drużyny nie widziałem. Żeby bez treningów, bez trenera i bez meczu awansowała wyżej. Raczej takie drużyny zbierają cięgi i jeśli nie weźmiemy się szybko w garść, to to nas właśnie czeka - ostrzega Aleksander Nowicki.