Po wielu latach sukcesów Adam Małysz schodzi ze sportowej sceny. Czy to oznacza, że reklamodawcy o nim zapomną? Tomasz Redwan: - Pod tym względem absolutnie nie można mówić o Małyszu w czasie przeszłym. Niewykluczone wręcz, że on dopiero rozgrzewa się. Jego wizerunek po zakończeniu kariery jest znacznie lepszy niż na początku. Czy może Pan podsumować krótko jego karierę pod tym względem? - Układało się to różnie. Po niespodziewanym wybuchu Małyszomanii kampanie z jego udziałem były dość agresywne, często nieprzemyślane. Poza tym Adam na początku swojej sportowej drogi był dość szorstki, niechętny mediom, a jego wartość marketingowa zależała tylko od wyników. Później przyszedł okres załamania formy sportowej i z wyjątkiem Red Bulla, który towarzyszy mu przez całą karierę, reklamodawcy nie byli nim zainteresowani. Ostatni okres kariery znowu przyniósł wzrost popularności. Małysz z początku kariery i obecnie, to jakby zupełnie inny człowiek... - Z chłopca stał się mężczyzną, dojrzał, zmienił nastawienie do mediów. Na najtrudniejsze choćby pytania teraz odpowiada cierpliwie, spokojnie, ciekawie, z uśmiechem. Bez wątpienia jest dziś lepszym produktem marketingowym niż kilka lat temu i może liczyć na ciekawe propozycje. Zresztą, biorąc pod uwagę wszelkie możliwe czynniki, Małysza można uznać za najwybitniejszego polskiego sportowca w historii, a w świadomości rodaków utkwi na dziesięciolecia. Czyli mimo zakończenie kariery będzie osobą pożądaną marketingowo? - Sądzę, że nie tylko przez reklamodawców, ale też organizacje społeczne czy lobbingowe. Oprócz tego, że był świetnym sportowcem, to ciągle jest szalenie znanym i popularnym człowiekiem. W roli ambasadora naszego kraju sprawdziłby się świetnie, np. trudno sobie wyobrazić lepszego kandydata na konsula generalnego w Skandynawii czy Niemczech. Czy Polacy po rezygnacji Małysza nadal będą się interesować skokami narciarskimi? - Polacy generalnie nie interesują się sportem. Niezbędnym warunkiem jest w naszym przypadku sukces. Musi być medal, zwycięstwo, Mazurek Dąbrowskiego. Chcemy i lubimy się ogrzać w blasku sportowego bohatera. Dlatego jeżeli np. Kamil Stoch udanie rozpocznie sezon, będzie wygrywał, bo pokazał już, że potrafi, to ludzie nadal będą zasiadać przed telewizorami. Jeśli nie, zainteresowanie stopniowo będzie spadać. Widzi Pan polskiego sportowca, który mógłby przejąć rolę zbiorowego bohatera narodu po Małyszu? - By taki się znalazł muszą być spełnione określone warunki, np. powinien uprawiać dyscyplinę indywidualną, która do tego musi być pokazywana w telewizji z dużą częstotliwością, regularnie. Skoki narciarskie świetnie spełniały te kryteria. Od końca listopada przez pięć zimnych, więc zachęcających do pozostania w domach, miesięcy skupiały ludzi przed telewizorami. Do tego dochodziła Letnia Grand Prix. - Poza tym ten kandydat na zbiorowego bohatera musi gwarantować co najmniej dużą nadzieję na sukces. Naturalnym kandydatem był Robert Kubica, ale z wiadomych względów w najbliższym czasie nie zobaczymy go na torze. Mógłby aspirować do miana "następcy Małysza" jakiś tenisista, ale - co pokazuje przypadek Agnieszki Radwańskiej - ćwierćfinały nawet dużych turniejów to za mało. Wygląda na to, że na razie całe brzemię odpowiedzialności za sukcesy spadnie na Justynę Kowalczyk. Rozmawiał: Paweł Puchalski Podziękuj Adamowi Małyszowi! Czym teraz powinien zając się Adam Małysz? Kamil Stoch następcą Adama Małysza? Dołącz do dyskusji na forum