Australijczyk chce w tym roku sięgnąć wreszcie po upragnione złoto w rywalizacji najlepszych na świecie żużlowców. Jednakże do tej pory nie zdołał uczynić nic, by zbliżyć się do sukcesu. Jego występy przypominają te z minionych lat, gdy najczęściej udział w turniejach kończył w półfinałach. W 2007 roku dzieje się tak samo. W Lonigo Adams zajął z dorobkiem 12 punktów 5 miejsce, a walkę o wielki finał przegrał z Gregiem Hancockiem i Jasonem Crumpem. We Wrocławiu był 6, a na jego koncie znalazło się 10 "oczek". Tym razem w wyścigu półfinałowym uległ Hansowi Andersenowi, Chrisowi Harrisowi i znów Gregowi Hancockowi. W szwedzkiej Eskilstunie ma być jednak inaczej. Adams chce tam w końcu przełamać niemoc i, awansując do najważniejszego wyścigu zawodów, zacząć odrabiać straty do literującego w klasyfikacji Nickiego Pedersena. "Sądzę, że Eskilstuna jest świetnym miejscem, by to właśnie uczynić. Na tym torze potrzebne są szybkie motocykle, a ja właśnie takimi w tym roku dysponuję" - zapowiada Australijczyk na łamach swojej strony. "Kangur", który od lat znajduje się w światowej czołówce, jest pod wrażeniem dotychczasowych występów Nickiego Pedersena. Nie kryje jednak, że do końca rywalizacji jeszcze daleka droga i na razie nie ma co mówić o tym, kto zakończy ją największym sukcesem. "Nicki zaliczył wymarzony początek sezonu. Jednakże jego mówienie o tym, że tytuł ma już w kieszeni, jest zwyczajnie głupie. Nie osiągnęliśmy nawet ćwiartki tegorocznej walki o złoto" - twierdzi Adams. Czy w Szwecji którykolwiek z zawodników zdoła zatrzymać niewiarygodnie skutecznego Duńczyka? Czy będzie to właśnie Adams? Czy też Pedersen jeszcze bardziej zwiększy swoją przewagę? Odpowiedź na te pytania poznamy już jutrzejszego wieczora. Konrad Chudziński