35-letni Adamek, były mistrz świata kat. półciężkiej i junior ciężkiej, odniósł 45. zwycięstwo w zawodowej karierze. Do tej pory przegrał dwa pojedynki. Dziesięć lat młodszy, pochodzący z Dominikany Aguilera legitymuje się rekordem 17-7. To był pierwszy występ Polaka od przegranej we Wrocławiu z Ukraińcem Witalijem Kliczką o mistrzostwo świata federacji WBC. Adamek nie porzucił marzeń o trzecim pasie czempiona (wcześniej zdobywał je w kat. półciężkiej i junior ciężkiej), dlatego do pojedynku z Aguilerą przystąpił wzmocniony fizycznie. Jego trener Roger Bloodworth i sparingpartnerzy podkreślali, że poprawił też siłę ciosu. Plan Adamka zakładał zwycięstwo nad pochodzącym z Aguilerą, a także w dwóch kolejnych tegorocznych potyczkach, zaplanowanych wstępnie na 16 czerwca i późną jesień, a w 2013 roku ponowny bój o tytuł MŚ. W niedzielny poranek (czasu polskiego) wykonał z powodzeniem jego pierwszą część, choć rywal okazał się niesamowicie ambitny oraz wyjątkowo twardy i odporny na uderzenia. Konfrontacja w dawnym hangarze lotniczym, przerobionym na kompleks sportowy o wymownej nazwie Aviator toczyła się w bardzo dobrym tempie. "Góral" pierwszą rundę rozpoczął ładnym lewym prostym oraz ciosami na korpus i choć na początku drugiej nadział się na prawy sierpowy rywala, to zaczął bić seriami złożonymi z kilku ciosów, a niemal równo z gongiem zakończył kapitalnym lewym sierpowym. Trzecia odsłona to świetna praca nóg naszego byłego dwukrotnego mistrza świata, dzięki czemu był nieuchwytny dla Aguilery. Co prawda ten trafił znów prawą ręką, ale pięć sekund do końca Tomek huknął lewym sierpowym, poprawił szybko prawym i pięściarza z Dominikany uratował gong, chociaż szedł do narożnika na "miękkich" nogach. W czwartym starciu Adamek zaskoczył przeciwnika akcją z doskoku lewy-prawy, dopadł w narożniku serią kilku potężnych bomb z obu rąk i Aguilera miał już podpuchnięte oczy. Zdołał jednak wciągnąć Polaka w niebezpieczne wymiany w samej końcówce, co skończyło się przyjęciem przez niego kilku niepotrzebnych uderzeń. Adamek wrócił na szczęście po przerwie do tego co robi najlepiej. Bił krótką serią i szybko uciekał nogami, zaś prący ciągle do przodu Nagy pruł ciosy w powietrze. Po popisowej rundzie piątej, w szóstej Tomek pobawił się swoim rywalem i przez całe trzy minuty karcił go lekkim, acz niezwykle precyzyjnym lewym prostym, do którego co jakiś czas dokładał lewy hak w okolice wątroby. W kolejnej odsłonie nasz rodak kontynuował tę taktykę i gdy tylko oponent na moment stawał w miejscu, on oszukiwał go długim lewym, a z kolei gdy rywal nacierał, Tomek kontrował po odchyleniu prawym krzyżowym, dodając mocny prawy podbródkowy 30 sekund przed końcem. "Góral" poczuł się chyba zbyt pewny siebie, bowiem dał się dwukrotnie zaskoczyć prawym sierpem na początku ósmego starcia. Szybko wyciągnął wnioski, zaczął schodzić z linii tego prawego i w końcówce odzyskał przewagę. Runda dziewiąta znów była popisem Polaka. Przeniósł ciężar ciała na nogę zakroczną, odchylał się przy bombach Aguilery i natychmiast kontrował bardzo mocnymi prawymi. I choć Nagy przyjął bardzo dużo, mocno krwawił, to jednak dzielnie szedł cały czas do przodu. W ostatnich trzech minutach obraz walki się nie zmienił, Tomek kontrował ambitnego Dominikańczyka i przypieczętował tym samym swoją wygraną. Po ostatnim gongu sędziowie zgodnie opowiedzieli się za Adamkiem, punktując na jego korzyść 99:91 oraz dwukrotnie 100:90. Na tej samej gali w Nowym Jorku odbyły się też inne ciekawe walki - Zab Judah (41-7) wygrał z niepokonanym wcześniej Vernonem Parisem (obaj USA; 26-1) w eliminatorze IBF w kat. junior półśredniej, a były mistrz świata wagi ciężkiej Białorusin Siarhiej Liachowicz (25-5) uległ Amerykaninowi Bryantowi Jenningsowi (13-0).