- W Japonii podczas mistrzostw świata przyszedł kryzys, musiał kiedyś przyjść, i teraz walczymy z jego skutkami - dodał szkoleniowiec norweskich skoczków. - To jest to największe nieszczęście, które dotyka skoczków - utrata automatyzmu skoków, utrata tego stanu, w którym głowę można prawie wyłączyć ze skakania, a wszystko i tak idzie dobrze. Jacobsen został wytrącony z tej równowagi i teraz do niej wracamy, głównie poprzez pracę z psychologiem, ale także szykujemy się zwyczajnie do dobrych skoków. Do tego, by Anders przestał być spięty i niepewny - podkreślił Fin. - Mam nadzieję, że zdążymy przed finałowymi konkursami Pucharu Świata w Planicy chociaż może nie wystarczyć czasu, by obronić prowadzenie w Pucharze Świata. Nie wszystko zależy od skoków Andersa. Małysz jest ogromnie mocny. Nie mogę jednak mówić swoim skoczkom, że to już koniec, posprzątane i po pucharze. Oni i tak się przejmują, jak widzą odrodzonego Polaka na rozbiegu. Czy obecna forma Adama budzi strach rywali? Raczej nie. Bardziej pewność, że teraz nie będzie można liczyć na żaden przypadek, na chwilę lepszej pogody w konkursie. Wszyscy wiedzą, że Adam nie odda żadnego metra odległości i trzeba zrobić wszystko najlepiej, jak się potrafi. Jednak nie zapominajmy, że Małysz w obecnym, najlepszym wydaniu to jest jednocześnie sportowiec, którego skoki ogląda się z ogromną frajdą. On pokazuje, jak piękna jest nasza dyscyplina - wyznał Kojonkoski.