Piłkę wybrał dlatego, że - jak sam mówi - natura obdarzyła go takim talentem. Adam Musiał urodził się 18 grudnia 1948 r. w Wieliczce k. Krakowa. Mieszkał koło szkoły, więc całe dnie spędzał na boisku, kopiąc z kolegami czym popadnie. - Przedtem nie było takich rozrywek jak teraz. Grało się w szmaciankę czy zośkę tym, co akurat było pod ręką - opowiada Musiał. Później zrobiło się bardziej poważnie. Trafił do drużyny Górnika Wieliczka i tam wszystko się zaczęło. Kariera piłkarska Musiała nabrała rozpędu. Obrońca z powołania W 1967 r. pan Adam przeszedł do Wisły Kraków, gdzie blisko rok "grzał ławę". W podstawowym składzie wystąpił dopiero wtedy, kiedy obrońca Wisły Ryszard Budka doznał kontuzji. Od tej pory Adam Musiał stał się filarem krakowskiej drużyny, a także kardy narodowej Kazimierza Górskiego. Całe życie występował w niewdzięcznej roli obrońcy. Waleczny i nieustępliwy. Próbowaliśmy kiedyś porównać do pana Adama Serba Nikolę Mijailovicia. - Panie Adamie, ten Nikola wyciął rywala prawie tak jak Pan - zagadnęliśmy. - A czy przeciwnik wstał? - zapytał zaciekawiony Musiał. Zgodnie z prawdą odpowiedzieliśmy, że wstał. - No to nie porównujcie go do mnie. Po moich wejściach wślizgiem rywale rzadko się podnosili - uśmiechał się zawadiacko. Zapytany, czy myślał kiedyś o zmianie pozycji na boisku odpowiada: - Nie, nigdy! Zespół składa się z formacji, a zadaniem każdej formacji jest jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki. Wiadomo, że największe zaszczyty zbierają napastnicy strzelający bramki. Decydując się na grę w obronie zdawałem sobie sprawę, że do moich obowiązków należy bronienie a nie strzelanie bramek - odpowiada Adam Musiał. Złota era polskiej piłki Na Igrzyska Olimpijskie w Monachium (1972 r.), gdzie reprezentacja Polski zdobyła złoty medal, nie pojechał. Dlaczego? - Przez własną głupotę - przyznaje. - Miałem wtedy małe starcie z trenerem klubowym. Nie lubiliśmy się po prostu - wyjaśnia Musiał. Ówczesnym trenerem Wisły Kraków był Marian Kurdziel. Musiał grał w podstawowej jedenastce przez całe rozgrywki ligowe. Aż do meczu z Górnikiem Zabrze. Wtedy też do Krakowa przyjechał Kazimierz Górski, który akurat uzupełniał kadrę i był zainteresowany Musiałem. Na zawodnika Wisły Kraków czekała jednak niemiła niespodzianka. - Na odprawie przed meczem trener czytał skład, a dla mnie w podstawowym składzie miejsca nie było - wspomina Musiał. Dopiero apel prezesa klubu sprawił, że szkoleniowiec po przerwie zmienił zdanie. - Trener przyszedł do szatni i powiedział, że decyzja ta została mu narzucona z góry i w drugiej połowie na miejsce zawodnika X wchodzi Musiał - opowiada były piłkarz. Musiał nie wytrzymał, rzucił butami i oczywiście odmówił wyjścia na boisko. - Taki miałem charakter i nie dawałem sobie w kaszę dmuchać - wyjaśnia. Furtka do sukcesu Rok 1973 i pamiętny mecz na Wembley, który Polska zremisowała z Anglią 1:1, wyrzucając ją za burtę MŚ 1974 r. - To była furtka do naszego sukcesu - wspomina Musiał.- Jechaliśmy do Anglii jako chłopcy do bicia. W czasie grania polskiego hymnu angielscy kibice gwizdali. Nie znali naszego narodowego charakteru i nie wiedzieli, że jak się Polakowi nadepnie na odcisk, to potrafi on wyjść z siebie i przejść siebie - śmieje się Adam Musiał. - Dlatego niewiele pamiętam z tego meczu, bo byłem skoncentrowany tylko na tym, jak utrzeć im nosa. Po zwycięskim dla Polski remisie cała drużyna udała się na bankiet. Anglicy nie zaszczycili Orłów Górskiego swoją obecnością. Dodatkowo każdy polskich piłkarzy otrzymał od angielskiego związku piłkarskiego dwie talie do gry karty. - Miał to być prezent dla nas. Mieliśmy sobie układać pasjanse w przerwach między meczami, kiedy Anglicy będą grali w finałach mistrzostw świata - opowiada pan Adam. - Trener Górski się wkurzył i powiedział: "Panowie, nie będziemy siedzieć na tej stypie. I pojechaliśmy do hotelu świętować z naszymi kibicami." Na mistrzostwach świata w Monachium w 1974 r. Musiał zagrał w podstawowej "jedenastce" wszystkie mecze, z wyjątkiem jednego, zwycięskiego (1:0) ze Szwecją. Absencja w tym spotkaniu była wynikiem kary, jaką trener Górski zastosował wobec podopiecznego, który spóźnił się do hotelu po wygranym 2:1 meczu z Jugosławią, na dodatek był na rauszu. Trener = ojciec Mimo tego zajścia Musiał wspomina trenera tysiąclecia w samych superlatywach. - Kazimierz Górski był wspaniałym człowiekiem. Traktował nas jak ojciec. Miał piłkarskiego czuja, potrafił świetnie dobrać sobie zawodników o podobnych charakterach, walczących jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Ta drużyna była zespołem w pełni tego słowa znaczeniu - wspomina Musiał. To był jego klucz do sukcesu. Pokonanie Brazylii 1:0 i tym samym zdobycie trzeciego miejsca na mistrzostwach świata to olbrzymi sukces. A mogło być jeszcze piękniej, gdyby nie przegrany 0:1 "mecz na wodzie" z RFN. - Spotkanie to mogło się skończyć całkiem inaczej, gdyby pogoda bardziej dopisała - uważa Musiał. - Nie mogliśmy grać długich piłek, futbolówka stawała w wodzie. Nie potrafiliśmy stosować tego, co było naszą mocną stroną, czyli szybkiego ataku na Grześka Latę, Roberta Gadochę, czy Andrzeja Szarmacha. Z drugiej strony, warunki gry były takie same dla nas i dla nich. Gdybyśmy mieli jednak trochę więcej szczęścia, mogło być różnie, bo byliśmy wtedy na fali - nie może odżałować Musiał. Miejsce na ziemi W sezonie 1977/78 Musiał zdobył jeszcze z Wisłą Kraków mistrzostwo kraju, potem przeniósł się do Arki Gdynia z powodu odmładzania drużyny przez trenera Ornesta Lenczyka. Następnym przystankiem był czwartoligowy angielski klub Hereford United, w którym pracował przez dwa i pół roku. Po zakończeniu kariery piłkarskiej na krótko zajął się trenerką. Za pracę z Wisłą Kraków został wybrany w 1991r. trenerem roku w plebiscycie "Piłki Nożnej". Dysponując słabym składem zajął wysokie trzecie miejsce w ekstraklasie. - Pracowałem kilka lat jako trener, ale potem zdrowie nie pozwoliło kontynuować tego zawodu - mówi Musiał. - To bardzo stresujące zajęcie. Kiedy byłem piłkarzem, wychodząc na boisko koncentrowałem się tylko na grze w piłkę. Trener ma więcej na głowie: przygotowania, mecze, prawie cały klub. To było dla mnie za ciężkie, więc zrezygnowałem. Dzisiaj Adama Musiała można spotkać w Krakowie lub na imprezach i festynach, gdzie dawni reprezentanci złotej ery polskiej piłki nożnej występują jako "Orły Górskiego". - Jeździmy po małych miastach tam, gdzie nas zaproszą. Na spotkania z nami przychodzą osoby starsze, pamiętające świetne czasy naszej reprezentacji, ale także przedstawiciele młodego pokolenia - mówi Musiał. - Małe dzieci, których nie było jeszcze na świecie, gdy graliśmy razem w drużynie, przychodzą po zdjęcie lub autograf. To jest dla mnie największa zapłata za to, co zrobiłem dla piłki. Jest ikoną dla Cupiała Obecnie Adam Musiał jest administratorem stadionu Wisły. - Jestem wdzięczny prezesowi Bogusławowi Cupiałowi za to, że uważa mnie z ikonę klubu i pozwolił mi tu pracować - mówi Musiał. - Zajmuję się oprowadzaniem wycieczek, pokazywaniem stadionu, przyjmuję każdego chętnego kibica, bo to jest mój obowiązek. Znam swoje miejsce w szeregu. Myślę, że spłaciłem piłce nożnej dług wdzięczności za to, co mi dała. Mam satysfakcję z tego, co zrobiłem w życiu. Tego nie kupi się za żadne pieniądze. Michalina Wrona