Zawodnik z Wisły jest ulubieńcem milionów Polaków, którzy znają go przede wszystkim z występów na skoczniach całego świata. My staramy się przedstawić dwukrotnego medalistę olimpijskiego z nieco innej strony. - Powiedziałeś kiedyś, że w latach gdy stawiałeś pierwsze kroki w sporcie, modny był zawód mechanika samochodowego. Teraz wielu młodych ludzi - dzięki Tobie - chce zostać skoczkami narciarskimi. Jak to odbierasz i co im radzisz? - Trzeba przede wszystkim zacząć od tego, iż nie ma takiego zawodu jak skoczek narciarski. Każdy, jeśli chce mieć jakieś wykształcenie, czy to wyższe czy też zawodowe, musi uczęszczać do szkoły. - Później jednak trzeba się zdecydować... - Jeśli się już postawi na sport wyczynowy, to bardzo trudno pogodzić te dwie rzeczy. Sam miałem często propozycję, by zrobić średnie wykształcenie, ale kariera sportowa pochłania sporo czasu, więc jest to utrudnione. Staram się dokształcać w miarę możliwości, czytam różne gazety czy książki. Uczę się też trochę języka niemieckiego. Myślę, że przyda mi się to w życiu. W tym momencie nie myślę o szkole, bo po prostu nie miałbym na to czasu. - W okresie dojrzewania, gdy byłeś nastolatkiem, miałeś marzenia typu: "będę sławny i bogaty". Większość młodych ludzi myśli przecież o popularności i pieniądzach... - Kiedy chodziłem na dyskotekę i siedzieliśmy z kolegami i rozmawialiśmy, to zawsze mówiłem: "Wiecie co? Jak wygram ten Puchar Świata, to kupię sobie jakiś fajny samochód i będę was woził. No i wszystkim jeszcze postawię, zrobię dobrą imprezę". No i z biegiem czasu tak się stało. - Jaki z tego wniosek? - Prosty. Myślę, że warto inwestować w marzenia. - Chciałeś także zostać piłkarzem. Czy miałeś wówczas swojego idola, a może do tej pory masz jakiegoś ulubionego zawodnika lub drużynę? - Grałem przede wszystkim dlatego, że to lubiłem. Nie miałem wówczas jakiegoś idola, ale na pewno w czasach mojej młodości bardzo podobała mi się gra holenderskiego zespołu z Van Bastenem, Gullitem, Rijkaardem. To były moje wzory. Prawie każdy z chłopaków chciałby być doskonałym piłkarzem, ale w którymś momencie trzeba wybrać. A jeśli chodzi o drużyny, to przeważnie jestem za słabszymi... >- Do Twoich zainteresowań zalicza się także Formuła 1. Jak "zaraziłeś" się tym sportem, który przecież nie jest w Polsce bardzo popularny... - Interesuje się ogólnie motoryzacją i bardzo lubię wszystkie nowinki techniczne itd. Na początku Formuła 1 to było dla mnie coś bardzo nudnego, bo siedziało się przed telewizorem i oglądało zawodników jeżdżących w kółko przez 50 lub więcej okrążeń. Jednak z upływem czasu - i z pomocą kolegów - zaczęło mnie to coraz bardziej interesować. - Kiedy oglądasz F1, trzymasz kciuki za kogoś konkretnego? - Nie mam na razie swojego faworyta, ale myślę, że takim będzie już niedługo Robert Kubica. - Jak teraz traktujesz skoki narciarskie. Czy to jest tylko zawód, czy też może pasja? - Jeśli zawodnik bardzo dużo osiągnął i bardzo dużo trenuje, to na pewno pojawiają się kłopoty z motywacją. Myślę jednak, że jak do tej pory udaje mi się tę motywację znajdować. Są oczywiście krytyczne momenty, w których czasem już nie wiedziałem co robić, ale zawsze trwało to tylko chwilę i przechodziło. Magnesem przyciągającym są jednak przede wszystkim dobre wyniki. - Zwycięstwa sprawiają, że masz apetyt na więcej? - Dokładnie. Gdy skacze się w miarę dobrze, jest się cały czas w czołówce, to bardzo trudno zrezygnować. - Zanim zacząłeś trenować skoki, przez pewien czas zajmowałeś się kombinacją norweską. Skąd - Twoim zdaniem - taka zapaść tego sportu w Polsce. Zapaść, bo przecież trudno nawet mówić o kryzysie. - Kombinacja norweska wymaga w Polsce kompletnej odnowy. Myślę, że trzeba byłoby sprowadzić zagranicznego trenera, który ma bardzo duże doświadczenie i wprowadzi jakieś nowinki szkoleniowe. Ważne są oczywiście także pieniądze i możliwość trenowania poza granicami kraju w obecności najlepszych. W tej chwili nasi zawodnicy nie mają takiej szansy. - Mówiłeś kilka lat temu, że po zakończeniu kariery chciałbyś mieć ładny bawarski pensjonat z restauracją. Czy coś się w tej kwestii zmieniło? - To było jedno z moich marzeń. Z biegiem czasu myślę jednak trochę inaczej. Wiadomo, że posiadanie pensjonatu czy też restauracji wiąże się z ogromną odpowiedzialnością. Trzeba cały czas tego pilnować, bo tak naprawdę nie wiemy komu można naprawdę zaufać. - Co więc planujesz, gdy już zakończysz skakanie? - Po zakończeniu kariery wolałbym trochę odpocząć, zrobić coś, co mnie naprawdę pasjonuje. Pobyć z rodziną i zająć się czymś, co naprawdę chciałbym robić. - Zainteresowanie skokami w Polsce jest ogromne. Ludzie analizują każdy szczegół podczas Twoich występów. Czy w miarę upływu czasu coraz lepiej radzisz sobie z presją i uszczerbkiem jakie ponosi Twoje życie osobiste? - Do tego, że ludzie bardzo chętnie lubią wkraczać w nasze życie prywatne, nie da się przyzwyczaić. To jest bardzo trudne i myślę, że nikt się do tego nie przyzwyczai, można sobie z tym najwyżej dawać radę. A jeśli chodzi o opinię publiczną, to u nas ludzie już na tyle dobrze znają skoki, że wydają bardzo trafne opinie. Nawet te najmniejsze uwagi potrafią zawodnikowi bardzo dużo pomóc. - Na okres świąteczno-noworoczny przypada duża liczba zawodów, rozgrywany jest prestiżowy Turniej Czterech Skoczni. Czy było kiedyś tak, że buntowałeś się przeciwko temu, czy mówiłeś: "To bez sensu, powinienem teraz być w domu"? - Tak było, ale tylko w czasie, gdy byłem przeciętnym zawodnikiem i kwalifikowałem się do tej "50" czy "30", ale nie byłem w stanie wygrywać. Od momentu gdy uwierzyłem w siebie i zacząłem odnosić sukcesy, to się zmieniło. Wiem, że kariera zawodnicza nie trwa długo i później w jakiś sposób będę mógł nadrobić stracony czas w życiu prywatnym. - Czego w takim razie życzyłbyś kibicom z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia? - Przede wszystkim spełnienia marzeń, zdrowia, szczęścia, wymarzonych prezentów oraz spędzenia czasu z rodziną. Każdy jest w stanie sobie złożyć najlepsze życzenia, bo najlepiej wie, czego najbardziej mu brakuje. Rozmawiał: Witek Cebulewski