- Mnie nie jest zimno, bo rozgrzewa mnie złość. Trzeba jednak jakoś przełknąć tę gorzką pigułkę. Jest takie powiedzenie - co cię nie zabije to cię wzmocni, mam nadzieje, że to się sprawdzi. Widać, że moje skoki zasługują na to, abym mógł startować jutro w konkursie indywidualnym, ale w takim razie zamierzam powalczyć w Lillehammer. Trener użył nawet mocnego określenia - "Tepes - kryminał"- mówił rozczarowany Małysz. - Puszczono mnie, gdy wszystkie wskaźniki pokazywały na wiatr mocny z tyłu. Nie powinno tak to wyglądać. Nie wiem na jakich zasadach te kwalifikacje były rozgrywane, ale nie mam pretensji. Muszę walczyć dalej i wskoczyć do pierwszej dziesiątki, wtedy nie będę musiał się kwalifikować - kontynuuje "Orzeł z Wisły". - Te skoki w zawodach drużynowych były bardzo podobne do kwalifikacji. Po pierwszej serii Robert powiedział nawet, że ten skok na 141,5 metrów był gorszy, niż ten w kwalifikacjach. Można się tylko ze złości roześmiać - przyznaje Małysz. - Na pewno znowu będzie wiele dyskusji na temat nowych zasad. Im więcej takich konkursów jak ten, gdzie warunki są bardzo zmienne, tym częściej będzie się wracało do tego nowego systemu. Gdyby go zastosowano, wówczas kwalifikacje dokończono by wczoraj - uważa czterokrotny zdobywca Kryształowej Kuli. - Jeśli chodzi o rywali, to nie interesowałem się dziś, jak skakali, więc trudno mi coś o ich dyspozycji powiedzieć. Jutro będę odpoczywał i mam nadzieję, że uda mi się nie myśleć o tych pechowych kwalifikacjach i pozytywnie się naładuję na Lillehammer - zakończył Adam Małysz.