- Co tu się oszukiwać, gdybym teraz wrócił z pustymi rękami, byłbym bardzo rozczarowany - dodał Małysz. - Myślę, że nie powtórzy się sytuacja z Oberstdorfu sprzed dwóch lat, gdy niedługo przed mistrzostwami wygrałem dwa razy w Zakopanem, ale w walce o medale się nie liczyłem. Wtedy w międzyczasie przyplątało się przeziębienie. Pierwszy, może drugi raz w życiu miałem bardzo wysoką gorączkę, 40 stopni, byłem w szpitalu w Austrii. To mi odebrało trochę sił, a poza tym - wtedy nie byłem chyba w tak dobrej formie jak teraz - podkreślił trzykrotny mistrz świata. - Miałem długą przerwę w startach w Sapporo, ale ja tę skocznię bardzo lubię. Żeby tak jeszcze konkurs mógł być o 20.00, a nie dwie godziny wcześniej. Gdy kończymy treningi wiatr jest inny niż na początku, spokojniejszy. Pogoda bardzo szybko się zmienia. Tak samo zresztą jak lista faworytów. Kilka tygodni temu miałem być nim ja, potem mówiono, że raczej Jacobsen. Andersowi pierwsze skoki tutaj nie wychodzą, ale myślę, że nie wolno być dla niego zbyt surowym. On musi się przyzwyczaić. Nigdy wcześniej tu nie był, a skocznia jest specyficzna, z bardzo stromym progiem. Gdy jeszcze wieje z tyłu, zawodnik, który wychyla się tak mocno jak on, jest w podwójnie niekorzystnej sytuacji. Ale moim zdaniem Anders będzie się liczył w konkursie, groźny będzie też Ahonen - stwierdził lider polskiej reprezentacji.