Igrzyska w Londynie odbędą się po raz trzeci w historii (poprzednio w 1908 i 1948 roku). Czego można się spodziewać po gospodarzach? Adam Krzesiński: Spodziewać należy się doskonale przygotowanych igrzysk. Z naszych doświadczeń współpracy z komitetem organizacyjnym wynika, że to są bardzo kompetentni ludzie. Jakiekolwiek pytania czy wątpliwości z naszej strony nigdy nie pozostają bez odpowiedzi. Widać olbrzymie zaangażowanie z ich strony. Świetną robotę wykonuje przewodniczący komitetu Sebastian Coe. To prawdziwy lider, który ciągnie cały zespół. Jednym z największych zmartwień organizatorów jest kwestia bezpieczeństwa i zapobieżenie ewentualnym zamachom terrorystycznym. Czy PKOl też zwraca na to szczególną uwagę? - Sprawy bezpieczeństwa bardzo nas interesują. Niektóre związki sportowe zwracały się z prośbą, by ich zawodnicy mogli mieszkać nie w wiosce olimpijskiej, tylko w jakimś hotelu bliżej obiektu, ponieważ niektóre areny olimpijskie są bardzo od wioski oddalone. PKOl właśnie ze względów bezpieczeństwa takiej zgody nie wydał. - Jestem przekonany, że zawodnicy przebywając na oficjalnych obiektach, korzystając z transportu zapewnionego przez komitet organizacyjny, będą całkowicie bezpieczni. W innych przypadkach, nie wiadomo, co może się wydarzyć. Trzeba dmuchać na zimne, bowiem jesteśmy jednym z tych krajów, które militarnie są zaangażowane w różne misje. Nie wiadomo, czy ktoś nie postanowi wziąć na celownik naszych sportowców. Lepiej nie ryzykować. Zawodnicy się pomęczą, pojeżdżą 20 minut dłużej, ale będą bezpieczni. Pan jako sportowiec przygotowywał się 20 lat temu do igrzysk w Barcelonie. Jak przez ten czas zmieniły się igrzyska? - Wydaje mi się, że igrzyska same w sobie niewiele się zmieniają. One zmieniają się w pewnym obszarze związanym z tym, gdzie są organizowane. Kultura kraju, czy miasta, w jakimś sensie na nie wpływa, ale najważniejsze kwestie, jak transport sportowców, wioska olimpijska i obiekty sportowe, w każdym kolejnym mieście pewien standard zachowują. - Letnie igrzyska olimpijskie to dzisiaj jest machina. Gdziekolwiek byśmy ich nie organizowali, to pewien zakres prac musi zostać tak samo wykonany. Istnieją wręcz specjaliści od konkretnych zadań i oni są wynajmowani przez kolejne komitety organizacyjne. Mam wrażenie, że gdyby ze wszystkich olimpijskich obiektów zdjąć banery z nazwą miasta gospodarza i kazać zawodnikowi, który był na kilku igrzyskach, zgadnąć gdzie został przywieziony, to miałby duży problem z podaniem prawidłowej odpowiedzi. Tak podobnie to wszystko wygląda, podobnie dobrze dodałbym. A różnice w przygotowaniach polskich sportowców? - W tamtych czasach wyglądało to naprawdę znacznie gorzej. Zacznijmy od tego, w co nas wyposażono, jak jechaliśmy na igrzyska. Każdy dostał reprezentacyjny dres, koszulkę, krótkie spodenki i klapki. To wszystko. Na zdjęciach z Barcelony, to my jako reprezentacja wyglądamy wręcz śmiesznie. Każdy w wiosce olimpijskiej ubrany jest w swoje cywilne ciuchy. Dzisiaj jest to zwyczajnie niemożliwe, ponieważ tak są zaostrzone przepisy dotyczące tego, jakie logo i jakiej wielkości może znaleźć się na koszulce sportowca. - Inna sprawa, to same przygotowania. Na turnieje jeździliśmy busem, nawet jeśli odbywały się w Paryżu. Jechaliśmy cały dzień i noc, a następnego dnia już były zawody. Dzisiejsze przygotowania i program "Klubu Polska - Londyn 2012" to jest zupełnie inny świat. Jest on świetnie pomyślany. Ci najlepsi mają zapewnione wszystko czego potrzebują, a słabsi widzą, do czego mogą dążyć. Ilu sportowców może na tę chwilę wysłać Polska do Londynu? - W tym momencie możemy wysłać 79 sportowców w 43 konkurencjach. W tym gronie jest 12 siatkarzy. Większość z kwalifikacji nie ma charakteru imiennego, przyznawane są kwotowo na kraj, który potem decyduje, kogo wyśle. Imienną kwalifikację wywalczyli m.in. tenisistka stołowa Li Qian, czy Paweł Korzeniowski i Konrad Czerniak w pływaniu. Myślę, że ostatecznie polska reprezentacja będzie liczyła 200-220 sportowców. Na jaki dorobek medalowy pan liczy? - Celem będzie poprawienie wyniku z Pekinu. Przypomnę, że "Biało-czerwoni" wywalczyli tam dziesięć medali. W Atenach w 2004 roku również było dziesięć. Od 20 lat z kolejnych igrzysk Polacy przywozili coraz mniej medali, aż w końcu spadek wyhamował na wspomnianym poziomie dziesięciu krążków. Chciałbym, żebyśmy w końcu ruszyli w górę. - Trzeba pamiętać, że teraz miejsca na podium zdobywa się znacznie trudniej. Liczba krajów uczestniczących w igrzyskach zwiększyła się o kilkadziesiąt przez te 20 lat. Bardzo podniósł się też poziom sportowy. Kiedyś w wielu dyscyplinach zawodnicy z Azji, Afryki, czy Ameryki Południowej byli praktycznie nieobecni. Dziś są potęgami. Wystarczy spojrzeć na bliską mi szermierkę.