Rok do igrzysk to ważna cezura w olimpijskich przygotowaniach. Jakie inne daty w ciągu najbliższych 12 miesięcy będą istotne? Adam Krzesiński: Pierwszą ważną datą będzie dla nas 23 marca 2012 roku. Wtedy musimy przekazać komitetowi organizacyjnemu igrzysk wstępną listę członków polskiej reprezentacji. Znajdzie się na niej każdy, kto ma choć minimalne szanse, by pojechać do Londynu. Tych osób będzie kilkakrotnie więcej niż później wystąpi w igrzyskach. Jeszcze ważniejszy będzie jednak 9 lipca. To ostateczny termin zgłoszenia sportowców do olimpijskich startów. Potem nie będzie już możliwości zmiany nazwiska, a nawet konkurencji, w której dany zawodnik wystąpi i nikt do ekipy nie zostanie dołączony. Jak liczna może to być reprezentacja? - Rok przed igrzyskami nie da się tego precyzyjnie przewidzieć. Można tylko szacować, bazując na doświadczeniach z poprzednich olimpiad i czekać na efekty kwalifikacji, szczególnie w grach zespołowych, które mają duży wpływ na liczebność ekipy. Musimy być jednak przygotowani na każdy wariant. Dlatego przy przygotowaniu strojów sportowych i defiladowych, rezerwacji miejsc w samolotach i akredytacji dla członków reprezentacji przewidujemy znacznie większą liczbę osób, niż ta, która później uda się do Londynu. Taką listę pod względem ilościowym mamy gotową, choć nie zawiera ona żadnych nazwisk. W Pekinie wystąpiło 265 zawodników. Czy w Londynie może ich być więcej? - Nie sądzę. W Chinach byliśmy reprezentowani w trzech grach zespołowych, co znacznie powiększyło skład reprezentacji. Cztery lata wcześniej w Atenach startowało 197 Polaków. Moim zdaniem do Londynu uda się 200-220 zawodników. Jaki będzie cel reprezentacji? - Wynik lepszy niż w 2008 roku w Pekinie, kiedy nasi sportowcy zdobyli 10 medali. Każde miejsce na podium więcej będzie nas satysfakcjonować. Ostatnie dane o elitarnym "Klubie Polska - Londyn 2012" mówią, że specjalnym programem przygotowań objętych jest 42 najlepszych sportowców... - Wystąpią oni w 26 konkurencjach, więc teoretycznie można powiedzieć, że tyle mamy medalowych szans. Mam nadzieję, że do końca tego roku to grono się powiększy, gdyż kryterium kwalifikacji do klubu jest zdobycie medalu mistrzostw świata w konkurencji olimpijskiej. Szanse medalowe nie przekładają się jednak na miejsca na podium. Jeśli 50 procent okazji uda się wykorzystać, to będzie bardzo dobrze. Czy obecność w tym gronie oznacza automatyczny wyjazd na igrzyska? - Absolutnie nie. Warunkiem startu w Londynie nie jest obecność w KP-L 2012, ale spełnienie określonych kryteriów, które zatwierdził zarząd PKOl. W niektórych konkurencjach zaostrzyliśmy minima w porównaniu z międzynarodowymi. Nie chcemy, by np. w gronie 100 uczestników olimpijskiej rywalizacji Polak zajął miejsce 70. Teoretycznie przygotowania do igrzysk w Londynie wydają się być łatwiejsze niż przed Pekinem... - Skala i ranga imprezy sprawiają, że część procesu przygotowań jest identyczna, niezależnie od tego, gdzie odbywają się igrzyska. Na pewno różnicę robi położenie geograficzne gospodarza. W naszym przypadku olimpiada w Europie to spore ułatwienie. Występ w Londynie nie wymaga wcześniejszego wyjazdu sportowców i procesu aklimatyzacji. Cztery czy pięć dni przed startem w zupełności wystarczy. Druga kwestia to transport. Przed Pekinem musieliśmy się posiłkować czarterami, bo nie było regularnych połączeń między Warszawą a stolicą Chin i sportowcy musieli się do tych terminów dostosować. Teraz to zawodnicy i ich trenerzy będą decydować, niemal co do godziny, kiedy chcą lecieć do Anglii. Czy wszyscy polscy sportowcy będą mieszkać razem w wiosce olimpijskiej? - Ci startujący w Londynie na pewno tak. Jesteśmy na tyle liczną reprezentacją, że organizatorzy zawsze przeznaczają dla nas osobne budynki. Kajakarze, wioślarze i żeglarze będą mieć jednak oddzielne wioski olimpijskie, gdyż te konkurencje będą rozgrywane ok. 150 km od stolicy. Cechą charakterystyczną Londynu jest też olbrzymia liczba Polonusów i rodaków... - Zdajemy sobie z tego sprawę, dlatego mamy zaplanowany specjalny program polonijny. Temu służyć będzie stworzenie Domu Polskiego w lokalu zajmowanym na co dzień przez Ognisko Polskie. Tam będą się odbywać konferencje prasowe i spotkania ze sportowcami. Chcemy też zorganizować wystawę dzieł sztuki o tematyce olimpijskiej. Mamy też pomysł, by zorganizować w centrum miasta "polską strefę kibica", gdzie zmagania będą mogli śledzić ludzie, którym nie udało się zdobyć biletów na zawody. Sondujemy na razie, czy jest w ogóle taka możliwość. Czy PKOl powoła attache olimpijskiego? - Jego nazwisko będzie znane do końca roku, choć obecnie rola attache uległa zmianie w stosunku do tego, co było kilkanaście lat temu. Kiedyś były to osoby zamieszkałe w mieście igrzysk, które pomagały na miejscu załatwić wiele spraw związanych ze startem polskich sportowców. Obecnie to głównie "ambasador" kraju, ktoś w rodzaju "twarzy", dobrego ducha ekipy. Świetnie wywiązał się z tej roli w Turynie Zbigniew Boniek. W Soczi będzie to Adam Małysz, a przypomnę, że w Vancouver nie mieliśmy attache, a przeznaczona dla niego akredytacja trafiła do teamu Justyny Kowalczyk.