INTERIA.PL: Co się stało z wami w sobotę? Takiego wyniku to chyba nikt się nie spodziewał. Adam Danch, piłkarz Górnika: Jesteśmy w szoku, że przegraliśmy w Łodzi tak wysoko. Tym bardziej, iż rozegraliśmy niezłe spotkanie. Jestem zdania, że nie zasłużyliśmy na tak srogą porażkę. Pierwszy gol padł z karnego, drugi po moim błędzie, kiedy powinienem się lepiej zachować. Te dwa momenty były kluczowe. Musimy wyciągnąć szybko wnioski i wygrać ostatni w tym roku mecz. Gdy popełnił Pan błąd przy drugim golu, tracąc piłkę na rzecz Marcina Robaka, pobiegł Pan do końca za akcją. Wybijał Pan wślizgiem futbolówkę, ale trafiła ona w słupek i wylądowała w siatce. To zagranie było przed linią bramkową, czy tę bramkę zapisujemy na konto napastnika Widzewa? - Interweniowałem przed linią. Zabrakło niewiele, a uratowałbym Górnika przed utratą ważnego gola. Niestety, mój błąd sporo nasz kosztował. Po raz kolejny przegrywamy na wyjeździe, pora to zmienić. Widzew wyjątkowo wam nie leży. Teraz porażka w Łodzi 0:4, a w czerwcu - 0:3. - Fakt, przy Piłsudskiego w ogóle nam nie idzie. Nie wiem jednak, skąd się to bierze. Pojechała teraz za nami duża liczba kibiców i, mimo śniegu czy dużego mrozu, gorąco nas dopingowali. Nie pozostaje nam nic innego, jak przeprosić ich za to spotkanie. Górnik nie radzi sobie najlepiej na wyjazdach, traci dużo goli. Od Widzewa i Śląska dostaliście cztery, a wcześniej od Lechii pięć. - Rzeczywiście, to jest nasz problem. Nie chcę już wracać do przeszłości i wolę skupić się na kolejnym meczu. Jeżeli teraz wygramy w Warszawie z Polonią, to poprawimy ten zły bilans. Sporo w najbliższych dniach musicie jednak poprawić. W Łodzi zawiodła defensywa czy brakło wam argumentów z przodu? - Nie wiem. Jaka to różnica? Zawaliła cała drużyna, a nie pojedynczy piłkarze. Jesteśmy zespołem, razem wygrywamy i razem przegrywamy. Rozmawiał: Piotr Tomasik