- Szkoda mi Marcina, bo na treningach wiele razy podnosił sztangę ważącą 190 kg. Dla niego taki ciężar to formalność. Chcieliśmy zaczynać nawet wyżej, gdyby przeciwnicy byli lepsi. Tutaj wystarczyło kontrolować sytuację. Wiedzieliśmy, że tymi podejściami zdobędzie medal - skomentował Choroś niepowodzenie Dołęgi. Trzykrotny mistrz świata spalił rwanie. Ogromną niespodziankę sprawił zaś Bonk, na którego nikt nie stawiał. Z wynikiem 410 kg zajął trzecie miejsce na olimpijskim pomoście. - Poprawił rekord życiowy o kilka kilogramów, wykorzystał szansę. Nie wiem, czy stać go na jeszcze więcej. Troszkę uciekło mu pierwsze podejście w podrzucie do 219 kg. Wtedy inni zawodnicy zaczęli rozdawać karty. Walczył, ale troszkę zabrakło sił. Po cichu liczyłem na dwa medale - złoto Marcina i brązik Bartka - przyznał. Choroś mówił o błędach technicznych, które popełnił doświadczony Dołęga. - Po pierwszej próbie mówiliśmy z Jackiem (Chruściewicz, indywidualny szkoleniowiec sztangisty - red.), że sztanga leci za bardzo łukiem na niego. Przecież ona szła lekko z ziemi, nie była normalnie dla niego żadnym problemem. W poniedziałkowy wieczór zwyciężył Ukrainiec Oleksij Torochitij - 412 kg, a drugi był Irańczyk Navab Nasirshelal - 411 kg. - Jedni faworyci wytrzymują presję, drudzy nie. Zdarzało się, że wyższy poziom był w mistrzostwach Europy - ocenił Choroś. Zaraz po swym występie Dołęga mówił polskim dziennikarzom: "Nie nadaję się do tego sportu, nie wykorzystałem najważniejszej szansy w karierze". - A co ma mówić facet, który ma pewny złoty medal i "pali"? Zobaczymy, co dalej - skomentował trener kadry. Medal Bonka jest drugim wywalczonym przez sztangistów w IO 2012. W piątek na najwyższym stopniu podium stanął Adrian Zieliński w kategorii do 85 kg. Pobierz aplikację i śledź igrzyska Londyn 2012 na swej komórce, bądź tablecie!