Jedno nie ulega wątpliwości: zarówno Zmarzlik, jak i Lewandowski pokazali wielką klasę. W nieco odświeżonej formule plebiscytu, gdy do rozstrzygnięcia pozostało już tylko nazwisko tego pierwszego, a w oczekiwaniu ich dwóch, prowadzący galę zaprosili na scenę obu wielkich bohaterów polskiego sportu. Ci szczerze sobie pogratulowali, a Zmarzlik, zwracający się do starszego o ledwie kilka lat "Lewego" per "pan", swoim skromnym zachowaniem "kupił" sobie jeszcze więcej sympatyków. Zmarzlik w minionym roku dołączył do absolutnie elitarnego grona w polskim żużlu. Przedstawiciel dyscypliny, która w naszym kraju ma mnóstwo kibiców, stał się dopiero trzecim Polakiem w historii, który sięgnął po tytuł mistrza świata. Przed 24-latkiem tej sztuki dokonali jedynie Jerzy Szczakiel oraz Tomasz Gollob. Lewandowski to również absolutnie najwyższa klasa sportowa. Napastnik Bayernu Monachium i kapitan reprezentacji Polski, pod względem globalnej rozpoznawalności, bije Zmarzlika na głowę. Piłkarz poprawia kolejne rekordy w Bundeslidze, stał się żywą ikoną klubu z Bawarii, z drużyną sięgnął po mistrzostwo Niemiec, jest gwiazdą naszej kadry, ale... I właśnie tu, o prymarności jednego nad drugim, trwa żarliwa dyskusja. O bardzo ostre komentarze pokusił się, słynący z ciętego języka, były świetny napastnik reprezentacji Polski Wojciech Kowalczyk. Srebrny medalista z Barcelony (1992 rok) napisał bez ogródek, w mocno kontrowersyjnej formie, co myśli o takim wyborze kibiców sportu.