Kto jest lepszym motywatorem: Pep Guardiola, czy Jose Mourinho? Trenerów Barcelony i Realu Madryt czeka wyzwanie, które nikomu przed nimi się nie przytrafiło. Cztery bezpośrednie mecze w 18 dni mają zdecydować, jaki będzie ten sezon dla jednych i drugich. Obaj wielcy rywale zachowali jeszcze szanse na trzy trofea. Piłkarska superprodukcja zacznie się w najbliższą sobotę, na Santiago Bernabeu meczem teoretycznie najmniej ważnym ze wszystkich. Czysto teoretycznie, bo po pięciu kolejnych porażkach w Gran Derbi Real ma dość powodów, by płonąć żądzą rewanżu. Przewaga Barcelony w tabeli wynosi 8 pkt, gdyby zmalała do 5, "Królewscy" nieśmiało wróciliby do wyścigu o tytuł mistrza Hiszpanii. "Nie możemy jechać do Madrytu ze świadomością, że jeśli przegramy, to nic się nie stanie" - ostrzega Guardiola. "Na razie nie myślimy o cudach, chcemy po prostu zwyciężyć" - odpowiada rezerwowy pomocnik Realu Esteban Granero. Właśnie rezerwowi gracze Mourinho wystąpili w głównych rolach w minioną sobotę. W Bilbao, na skrajnie niegościnnym stadionie Athletic, trener Realu posadził na ławce obok Jerzego Dudka: Marcelo, Ronaldo, Ozila, Xabiego Alonso, Carvalho i Adebayora, - czyli aż sześciu graczy, którzy byli bohaterami wtorkowego spotkania z Tottenhamem w Lidze Mistrzów (4-0). Pozostali wygrali pewnie 3-0 wprawiając w zdumienie nawet swoich kibiców (dwa gole Kaki z karnych). Najlepsza wiadomość dla Mourinho przed serialem z Barceloną jest jednak taka, że w kadrze Realu zdrowi są absolutnie wszyscy. Po operacji kręgosłupa do gry wrócił Gonzalo Higuain, gotowy jest też Karim Benzema, co sprawia, że rywalizacja w ataku jest większa niż kiedykolwiek. Tymczasem Barcelona straciła w sobotę Bojana Krkica (wykluczony przez uraz do końca sezonu). Nie jest to napastnik podstawowy, ale ważny w obliczu spadku formy Davida Villi i Pedro Rodrigueza (obaj nie strzelili bramki dla klubu od lutego). Po miesiącu przerwy, w sobotnim meczu z Almerią przełamał się Leo Messi. Argentyńczyk zdobył już 47 bramek (29 w lidze) wyrównując swój życiowy rekord z poprzedniego sezonu. Tytułu króla strzelców pewny być jednak nie może, bo o dwa gole od osobistego rekordu jest także gwiazdor Realu Cristiano Ronaldo (40 bramek, 29 w lidze). Atak martwi Guardiolę znacznie mniej niż obrona. Kontuzja Carlesa Puyola i choroba Erica Abidala sprawiły, że w rozsypce jest pół defensywy. W środku Gerard Pique grał już z pięcioma różnymi piłkarzami. To wszystko doprowadziło do sytuacji, że Barca nie tylko mniej ostatnio strzela, ale także gorzej broni, a jej słynny pressing nie miażdży kolejnych rywali. W sobotę nie zagra ukarany za kartki Javier Mascherano, więc Sergio Busquets będzie się musiał rozdwoić. Słabe mecze zdarzają się ostatnio nawet nietykalnym pomocnikom: Andresowi Inieście i Xaviemu Hernandezowi. Nic jednak nie zmotywuje Katalończyków bardziej, niż wizyta na Santiago Bernabeu, a ich potencjał jest wciąż ogromny. Zaledwie cztery dni po ligowym Gran Derbi, oba zespoły zagrają ze sobą jeszcze raz - w Walencji w finale Pucharu Króla. To jest jedyne trofeum, którego nie ma w kolekcji legendarny kapitan "Królewskich" Iker Casillas. Real zdobył je aż 18 lat temu. Barcelona jest rekordzistą tych rozgrywek, ostatni raz wygrała je 24 miesiące temu, w sezonie, który zakończyła z potrójną koroną. Kolejne dwa mecze hiszpańskich kolosów (w półfinale Champions League) nie są jeszcze pewne, ale trudno uwierzyć, by we wtorek i środę drużyny Guardioli i Mourinho nie utrzymały czterech bramek przewagi nad Szachtarem i Tottenhamem. Ostatni raz na tym poziomie rozgrywek europejskich Real i Barca spotkały się w 2002 roku - do finału Champions League awansowali wtedy "Królewscy" (2-0 i 1-1). Zaraz po zdobyciu Pucharu Europy po raz dziewiąty, Real popadł jednak w kryzys, z którego Mourinho wydobywa go dopiero teraz. Po podboju Europy z Interem Mediolan Portugalczyk przybył do Madrytu, by zakończyć hegemonię Barcelony. Nawet on nie przypuszczał pewnie, że w jego pierwszym sezonie wielcy rywale spotkają się ze sobą aż pięć razy. Do tego trzeba dodać jeszcze dwa sierpniowe mecze w Superpucharze Hiszpanii. Listopadową klęskę na Camp Nou 0-5 Jose Mourinho uznaje za najgorszą w swojej trenerskiej karierze. Za niespełna miesiąc pozostanie po niej jednak zaledwie blade wspomnienie. Real i Barcelona napiszą nową historię (w czterech rozdziałach), znacznie ważniejszą, bo decydującą o trofeach. Po obu stronach pełna mobilizacja. Jose Mourinho zaprzestał nawet prowokacji, prasa hiszpańska nie odkryła ostatnio żadnej zaczepki Portugalczyka wobec rywala z Katalonii. Guardiola też jest skupiony. Robi, co może, by jego piłkarze zapomnieli o tym, czego już dokonali. Poprosił nawet prezesa klubu Sandro Rosella, by uważał na słowa - niedawno szefowi Barcy wyrwała się prognoza, że w finale Pucharu Króla będzie 5-0, "by podtrzymać dobry zwyczaj". Rosell przeprosił potem Real, ale by uniknąć kolejnych wpadek, zakaz wywiadów przed zbliżającymi się meczami dostali wszyscy gracze Barcelony. Będą kontaktowali się z mediami wyłącznie na konferencjach prasowych wyznaczani osobiście przez trenera. Guardiola ostrzega, że zbliża się czas maksymalnej powagi, wyrzucając swoim piłkarzom, że ostatnio było w szatni "zbyt wesoło". Niedawno włoska stacja RAI narobiła sporo zamieszania w Katalonii emitując wywiad z trenerem Barcy, który wyznał, że jego czas w klubie dobiega końca. Poproszony o wyjaśnienie sprawy Guardiola stwierdził, że w europejskiej piłce jest tylko dwóch trenerów długowiecznych: Alex Ferguson w Manchesterze i Arsene Wenger w Arsenalu. "Wszyscy inni pracują w klubie 3-4 lata i odchodzą do innego" - dodał sugerując, że nie zalicza się do wyjątków. W 2,5 roku trenerskiej pracy w Barcelonie Guardiola grał z Realem pięć razy odnosząc pięć zwycięstw (2-0, 6-2, 1-0, 2-0, 5-0). Cztery kolejne wyniki będą znane do 3 maja, kiedy na rewanżowe spotkanie półfinału Ligi Mistrzów Jose Mourinho wróci na Camp Nou. Stadion Barcy jest dla Portugalczyka miejscem wyjątkowym. Opuszczał go 11 lat temu, po zwolnieniu Louisa van Gaala (był jego asystentem), by potem przemienić się w największego piłkarskiego maga naszych czasów. Nigdy nie wygrał w Barcelonie, ale też nie zawsze przegrywał. A nawet wyjazdowe porażki na Camp Nou bywały dla Mourinho sukcesem: w 2005 roku przegrał z Chelsea 1-2 w 1/8 finału Ligi Mistrzów, ale potem jego drużyna odrobiła straty w rewanżu (4-2 na Stamford Bridge). Przed rokiem przegrana 0-1 w Katalonii dała awans do finału LM Interowi Mediolan. Jak będzie tym razem? Po listopadowej klęsce w Gran Derbi przeczucie podpowiedziało Mou tylko tyle, że jeszcze raz w tym sezonie na stadion Barcelony wróci. Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu