W 1983 roku pierwsze lekkoatletyczne MŚ miały odbyć się w Londynie, ale Anglicy nie zdążyli przygotować odpowiedniego stadionu. W związku z tym Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych (IAAF) postanowiła przyznać organizację Helsinkom. Po 22 latach lekkoatletyczne MŚ wróciły do stolicy Finlandii. Światowy czempionat w Helsinkach w 2005 roku utkwił w pamięci nie z powodu fenomenalnych wyników i wspaniałej walki. To oczywiście było, ale wygrał... deszcz. Aura mocno dała się we znaki zawodniczkom i zawodnikom. Padał deszcz, było stosunkowo zimno, a na dodatek wiał silny, zmienny wiatr. W Helsinkach pobito trzy rekordy świata, najwięcej od 1995 roku. Co ciekawe wszystkie przypadły kobietom. Olimpiada Iwanowa w rekordowym czasie przeszła 20 km, Jelena Isinbajewa pokonała poprzeczkę na wysokości 5,01 m, a w ostatnim dniu Osleidys Menendez rzuciła oszczepem aż 71,70 m. A Polacy? Po raz pierwszy od 1999 roku nie zdobyliśmy złotego medalu. Biorąc po uwagę ilość krążków (2) to zdobyliśmy ich o jeden więcej niż w 2003 roku w Paryżu. Jednak złoto ma unikalną wartość, tym bardziej, że żaden z naszych reprezentantów tym razem nie miał realnych szans na zdobycie tytułu. Najcenniejszy medal zdobyła Monika Pyrek, która wywalczyła srebro w skoku o tyczce. To była walka tylko o srebro, bo... złoto było w innej lidze. W lidze, w której występuje tylko jeden zespół o nazwie Jelena Isinbajewa. Pyrek stanęła na podium, na którym miejsca zabrakło dla Anny Rogowskiej, która skakała w Helsinkach koszmarnie technicznie. W pewnym sensie mieliśmy w Finlandii powtórkę z Edmonton. Na cztery wówczas wywalczone medale, dwa były łupem Pyrek i Szymona Ziółkowskiego. Nasz młociarz zrobił to co do niego należało, rzucał równo i solidnie. Efekt - miejsce na najniższym stopniu podium.