Oscar kocha Las Vegas, Las Vegas kocha Oscara Oscar De La Hoya, z pewnością jeden z najbardziej inteligentnie prowadzących swoją karierę zawodników w zawodowym sporcie (nie tylko w pięściarstwie) jest prawdziwym fenomenem kasowym. Nie mając poparcia swoich rodaków z Meksyku, którzy nigdy nie uważali go "za swojego" nie tylko dlatego, że urodził się w Los Angeles, a nie np. Tijuanie, ale z względu na zbyt zachowawczy jak na ich gusta sposób walki, jest prawdziwą maszynką do robienia pieniędzy. Cztery z jego walk (z Bernardem Hopkinsem, Felixem Trinidadem, Fernando Vargasem oraz Floydem Mayweatherem jr.) są w pierwszej dziesiątce najbardziej dochodowych w historii stanu Newada. Ma w tym rankingu także pierwsza lokatę - $18,419,200 uzyskane z samych biletów za pojedynek w 2007 roku z "Pretty Boy" Mayweatherem. Zyski ze sprzedaży biletów z zaplanowanego na 6 grudnia w MGM Grand Garden Arena pojedynku z Filipińczykiem przewyższają o kilkaset tysięcy nawet te, które uzyskano w 1999 roku ze szlagierowego rewanżu Lennoxa Lewisa z Evanderem Holyfieldem. Kibicom należy się w tym miejscu pewne wytłumaczenie. Z podanej liczby 16 tysięcy biletów, tylko około 500 było do kupienia w przedsprzedaży dla przeciętnego Kowalskiego czy Smitha, bo reszta czyli 99 procent jest jak zwykle w przypadku takich walk rozprowadzana innymi drogami. Jakimi? Bilety pozostają w rękach promotorów, którzy sprzedają je później po cenach znacznie wyższych niż nominalne lub rozdają je "tym którzy na nie zasłużyli". W języku bokserskim, zwłaszcza jeśli walka odbywa się w Las Vegas lub Atlantic City, mogą na nie liczyć ci, którzy w kasynach zostawiają przynajmniej 2-3 miliony rocznie lub ludzie związani z firmami reklamującymi walkę. Zwykłemu kibicowi boksu pozostaje wydać $54.95 na transmisję telewizyjną i pomarzyć tylko o tym, by kiedyś taki pojedynek zobaczyć na żywo. $17 milionów: drobne? - Nie jestem zdziwiony taką sprzedażą. Czemu tu się dziwić, jeśli na ring mają wyjść takie supergwiazdy jak Oscar i Manny? - mówi promotor Pacquiao, Bob Arum. - Zresztą te 17 milionów to tylko początek. Trzeba do tego dodać jeszcze pieniądze, które dojdą za sprzedaż biletów na pokazach zamkniętych (33,000 biletów po $60 i $100 - przyp. PG), plus oczywiście wpływy z pay-per-view w USA, za transmisje telewizyjne za granicą oraz od sponsorów. Arum ma rację, bo rzeczywiście te 17 milionów dolarów może - i najprawdopodobniej będzie - tylko niewielką częścią zysków z tej walki. Przypomnę, iż walka De La Hoyi z Mayweatherem jr., oglądana w systemie pay-per-view przez ponad 2.15 mln widzów przyniosła ogólny dochód w wysokości $153 mln, z czego śmiejąc się całą drogę do banku Złoty Chłopiec skasował nieco ponad ...$42 miliony. Rekord ten nie zostanie raczej pobity, bo dla kibica w Stanach nawet znakomity, widowiskowo walczący Filipińczyk znaczy mniej, niż Amerykanin Mayweather jr., ale zysk w granicach $100 milionów jest jak najbardziej realny. Tę wiadomość dedykuję tym, którzy już od kilku lat twierdzą, że boks jest w głębokiej zapaści... Przemek Garczarczyk - USA