1. liga - wyniki, strzelcy bramek, składy, tabela Od początku meczu w Łodzi działo się bardzo wiele. Po indywidualnej akcji Bartosza Romańczuka na prawym skrzydle i dokładnym dograniu na głowę Rafała Kujawy, piłka trafiła w słupek. W odpowiedzi zaatakowało Podbeskidzie. Po wyrzucie futbolówki z autu przez Michała Osińskiego, przedłużeniu głową Roberta Demjana i błędzie Bogusława Wyparły z najbliższej odległości przestrzelił Adam Cieśliński, były piłkarz ŁKS. Kilka chwil później goście wymienili między sobą parę podań, z łatwością rozmontowali defensywę i w sytuacji sam na sam z bramkarzem znalazł się Cieśliński. Napastnik Podbeskidzia uderzył jednak zbyt lekko. To było poważne ostrzeżenie wysłane przez podopiecznych trenera Roberta Kasperczyka. Łodzianie szybko doszli do głosu, ale po uderzeniu głową Kujawy obronił Richard Zajac. Gdyby nie znakomita interwencja bramkarza gości, ŁKS objąłby prowadzenie. Gospodarze atakowali, zdominowali wydarzenia na boisku, lecz nie potrafili udokumentować przewagi. Po jednym z kontrataków Podbeskidzia i podaniu Sebastiana Ziajki przed szansą stanął Demjan, ale jego strzał nie zaskoczył Wyparły. Pierwsza część gry przebiegała pod dyktando zespołu Andrzeja Pyrdoła. To oni mieli przewagę, byli bliżsi zdobycia gola, ale nie potrafili wykorzystać żadnej z sytuacji, które sobie stworzyli. Widoczny był brak kontuzjowanego Marcina Mięciela. Zastępujący go Maciej Bykowski nie spisywał się najlepiej, a znacznie większe zagrożenie było z grającego na lewym skrzydle Kujawy, który przed tygodniem zdobył dwie bramki i przesądził o zwycięstwie nad Bogdanką Łęczna. - Pierwsza połowa pokazała, że jest to pojedynek dwóch najlepszych drużyn w pierwszej lidze. Przed przerwą mieliśmy dwie stuprocentowe sytuacje, ale niestety zmarnował je Cieśliński - nie mógł odżałować po meczu Robert Kasperczyk, szkoleniowiec Podbeskidzia. W drugiej połowie tempo meczu nieco spadło. Pierwszą dobrą sytuację miał ŁKS w 59. minucie. W zamieszaniu podbramkowym Bykowski zagrał do Dariusza Kłusa, ale ten z bliskiej odległości trafił wprost w Zajaca. Kilkadziesiąt sekund później Dariusz Kołodziej strzelał z 30 metrów z rzutu wolnego, ale zdecydowanie przestrzelił. Z czasem na boisku działo się coraz mniej i na kolejną szansę trzeba było trochę poczekać. Z dystansu potężnie uderzył Klepczarek, a piłkę z trudem odbił Zajac. Dobijał jeszcze Marcin Kaczmarek, ale na wysokości zadania stanął golkiper Podbeskidzia. W 90. minucie bramkarz gości dwukrotnie uratował swój zespół przed utratą gola. Najpierw bardzo bliski samobójczego trafienia był Juraj Dancik, a potem z bliska uderzał Kłus. Sporo zamieszania wprowadził też rezerwowy Jakub Kosecki, który nie jest jeszcze gotowy do gry w pełnym wymiarze czasowym. W pierwszej połowie zawodnicy obu drużyn dostarczyli kibicom wielu emocji, w drugiej - grali niezwykle zachowawczo. Podział punktów zadowolił i ŁKS, i Podbeskidzie. - Remis nie krzywdzi żadnej ze stron. Wierzę, że do Ekstraklasy wejdziemy i my, i zespół z Bielsko-białej. Ale awansu nikt jeszcze pewny być nie może - stwierdził Andrzej Pyrdoł, trener łodzian. - Wiedzieliśmy, że ten, kto wygra, zrobi kolejny krok do Ekstraklasy. Ale w roli przegranego nikt też nie chciał wystąpić. Dlatego obie drużyny skupiały się przede wszystkim na tym, aby nie stracić gola - dodał Michał Łabędzki, kapitan gospodarzy. ŁKS Łódź - Podbeskidzie Bielsko-Biała 0:0 Żółta kartka - ŁKS Łódź: Dariusz Kłus, Michał Łabędzki. Podbeskidzie Bielsko-Biała: Dariusz Łatka, Juraj Dancik, Maciej Rogalski. Sędzia: Paweł Dreschel (Gdańsk). Widzów 6˙684.