Zarojone od piłkarskiej młodzieży podwórka zniknęły z mapy Polski. Ich miejsce zajęły wiszące na blokach tablice "Zakaz gry w piłkę". To jeden z nielicznych zakazów, którego łamanie przestało być kuszące. Roman Kaczorek zastanawia się, czy do klubów i prywatnych szkółek piłkarskich trafiają największe talenty, najlepsze charaktery do ciężkiej, wymagającej dyscypliny, jaką jest piłka? Zbigniew Boniek: 1100 godzin rocznie treningów na podwórku - Rodzice zawożą swe sześcioletnie pociechy do klubów i szkółek na ogół w większych miastach. Biedniejszych dzieci tam jednak nie ma, one nie dojadą. Ich rodzice pracują i nie stać ich na comiesięczne składki za treningi. W ten sposób tracimy największe talenty - uważa. Wiceprezydent UEFA i prezes honorowy PZPN-u Zbigniew Boniek oblicza, że w dzieciństwie spędzał na podwórkowym boisku około 1100 godzin rocznie, każdego dnia po około trzy godziny. - Pamiętajmy, że wtedy nie było internetu. Dziś te same dzieci są eksploatowane w klubach dwa razy w tygodniu po półtorej godziny. Tego nie da się porównać, podwórka nie da się zastąpić - obawia się. Sebastian Staszewski, Radosław Majewski i Sławomir Peszko o polskiej Ekstraklasie - Oglądaj teraz! Widzi też inne plusy podwórkowej piłki. Na nich, w naturalnych warunkach, bez ingerencji dorosłych dzieci robiły skokowe wręcz postępy. - Na podwórkach była też rywalizacja, która nas napędzała do rozwoju. O to, kto najlepiej zrobi przewrót w przód, kto ile razy podniesie się na trzepaku, kto najszybciej okrąży blok. Ta rywalizacja miała wpływ na rozwój, bo każde dziecko chciało być lepsze - dowodzi Zbigniew Boniek. Brak milionów powtórzeń ćwiczeń, zanim nie wejdą one do krwi nie jest problemem tylko piłki. Wiceprezydent UEFA, który prywatnie jest też zapalonym tenisistą uważa, że jeżeli ktoś nie zacznie grać w tenisa w wieku pięciu-sześciu lat, to nie może liczyć na wielkie sukcesy. - To samo jest z piłką nożną. Trzeba ją uprawiać jak najwcześniej i najlepiej spontanicznie - akcentuje. Podwórko stanowiło miejsce preselekcji nie tylko dla piłkarzy, ale też dla amatorów innych sportów. - Ono nas ukierunkowywało. Oprócz gry w piłkę była jazda na rowerze, gra w dwa ognie, bieganie. Jeśli ktoś najszybciej okrążał blok dostawał sygnał, że może byłby dobrym lekkoatletą. Kto najlepiej potrafił kiwać, decydował się na piłkę. Gdy szedł do klubu w wieku 12 lat, miał za sobą selekcję na podwórku, a dzięki niej sporo już potrafił - przypomina. Boniek: Chcą wychować nowego Lewandowskiego, nie pytając dziecka o zdanie Zbigniew Boniek jest zdania, że współcześnie sytuacja jest odwrócona o 180 stopni. - Dzisiaj to rodzice biorą dziecko za rękę i w wieku sześciu-siedmiu lat prowadzą na piłkę. Na ogół do prywatnych akademii. Każdy chciałby wychować nowego Lewandowskiego, bo myśli, że bycie nim jest fajne i przyjemne, na dodatek można zarobić dobrą kasę i być bogatym. Taka jest idea rodziców. Problem w tym, że nikt się nie zapytał dzieciaków, czy one w ogóle mają chęć uprawiania piłki. Nikt nie sprawdził też, czy mają one predyspozycje do tego sportu - obawia się wiceprezydent UEFA. Uważa, że cały świat ma problem ze szkoleniem piłkarzy w wieku 6-11 lat, których kuszą inne, nie wymagające fizycznego wysiłku atrakcje, jak gry komputerowe. Tym bardziej, że piłka nożna jest wymagającym sportem. - Do tego, aby myśleć o niej w ujęciu zawodowym, potrzebne są długie godziny ćwiczeń, powtórzeń, a do tego zdrowie, wszechstronność. Tego wszystkie nie zdobywa się przed komputerem, tylko poprzez trening z pełnym poświęceniem - twierdzi. - Natomiast wiek 6-11 lat to jest ten okres, gdy powinno się doskonalić technikę, poprzez nabijanie godzin w kontakcie z piłką. Wszechstronność jest wtedy najważniejsza, przy jak najmniejszej ingerencji dorosłych - zaznacza. Jaka jest według niego rada na zastąpienie znikających podwórek? Odpowiedź jest krótka - tylko praktyka. - Uważam, że najlepszą formą uczenia dzieci piłki jest granie w nią . Granie wkoło i strzelanie wkoło, to samo z kiwaniem, czyli nauką dryblingu - radzi srebrny medalista mistrzostw świata z 1982 r. Marcin Dorna: Wędka, a nie ryba dla młodych piłkarzy Temat odchodzącego do lamusa piłkarskiego podwórka poruszyliśmy też w rozmowie ze świeżo mianowanym p.o. dyrektora sportowego PZPN Marcinem Dorną. Twierdzi, że ono na szczęście jeszcze nie wszędzie zaniknęło. - Podwórko było i jest kapitalnym środowiskiem rozwojowym. Oto spotykała się grupa dzieci, które muszą się wykazać inicjatywą: podzielić się na dwie w miarę wyrównane drużyny, rywalizować, w razie potrzeby zmieniać składy. Ono uczy samodzielności, podejmowania decyzji, wyznaczania sobie celów, co dzisiaj, trochę alternatywnie, musimy robić sami, by pomóc tym najmłodszym - mówi Interii dyrektor Dorna. Podał też przykład wzięty z życia. - Jesteśmy na zgrupowaniu preselekcyjnym w ramach Letniej Akademii Młodych Orłów. Obserwujemy zajęcia, zawodnicy przed treningiem mają kilka chwil dla siebie. Tak sobie myślę, że gdyby się to działo wcześniej, to oni w oka mgnieniu ustawiliby bramki z plecaków, tyczek, podzielili się na dwa zespoły i grali! Dzisiaj czekają na gotowe rozwiązania, które podpowiedzą im dorośli - porównuje. - Mam jednak wrażenie, że nawet pod tym względem jesteśmy coraz bardziej świadomi. Chcemy młodym zawodnikom dać bardziej wędkę niż rybę. Wyposażyć ich w narzędzia samodzielności, temu też służy praca w klubach - zapewnia Marcin Dorna. Cały wywiad z dyrektorem Dorną nim opublikujemy już jutro. Wszystkie tęgie głowy polskiej piłki głowią się, jak zaradzić problemowi. - Nie rozwiążemy tego problemy w pięć minut, bo jest on złożony. Dopóki nie znajdziemy substytutu znikającego podwórka, to każda dyscyplina sportu będzie cierpiała, bo szkolenie nie idzie jak trzeba od samego początku - punktuje Roman Kaczorek. Do sprawy będziemy wracać regularnie i angażować w nią największe autorytety piłkarskie. Od początku roku prowadzimy akcję Akademia Młodego Piłkarza, w którym najmłodsi zawodnicy i ich trenerzy zyskują porady odnośnie metod treningowych. ZOBACZ TEŻ: Trener Paturaj: Dzieci uciekają w świat wirtualny. Chcemy to zmienić Michał Białoński, Interia