Mateusz Paturaj i Szymon Matyjasek: Zacznijmy od początku: w jaki sposób trener trafił do piłki nożnej? Zbigniew Tyc, trener piłki nożnej, nauczyciel akademicki w AWF Warszawa: - Moje dzieciństwo to lata 70., a więc te, w których futbol był topową dyscypliną. Futbol był powszechnym, masowym, narodowym sportem. W piłkę grano na każdym fragmencie osiedlowego trawnika. Futbol był w moim życiu od samego początku, tę pasję zaszczepił we mnie mój ojciec, najwierniejszy kibic piłkarski jakiego znałem. Dzień rozpoczynał zawsze od lektury Przeglądu Sportowego i wiadomości ligowych. Pamiętam pierwsze transmisje telewizyjne na początku lat 70. ubiegłego wieku, ludzie schodzili się z całego bloku w którym mieszkałem do sąsiadów, bo nie każdy mógł w domu pochwalić się posiadaniem telewizora. Ojciec zabrał mnie wtedy na transmisję meczu Legii z Górnikiem, oglądałem go w towarzystwie kilkudziesięciu osób. Pojedynek komentował legendarny Jan Ciszewski. Tak właśnie obejrzałem swój pierwszy mecz w telewizji. MP: Ciszewski, czyli tak naprawdę legenda polskiego dziennikarstwa. - Dokładnie, transmisja i jego emocjonalny komentarz zrobił na mnie ogromne wrażenie, już wtedy wiedziałem, że futbol zostanie ze mną do końca życia. Zaraziłem się tą pasją. SM: Duży wpływ na rozwój pasji miały sukcesy polskiej piłki lat 70.? - Tak! Dokładnie, tak! Nieprawdopodobne zjawisko socjologiczno- społeczne. Zupełnie inne, niż dzisiejsze, osiągane przy pomocy programowanego marketingu. Sukcesy kadry narodowej Górskiego, Piechniczka, czy sukcesy klubowe to były nieprawdopodobne wydarzenia narodowe, święta narodowe! Odwiedzałem bardzo często moją rodzinę na wsi. Moja ciocia, 40-50-letnia kobieta miała nad swoim łóżkiem obok świętych obrazków powieszony plakat reprezentacji Polski. SM: Ok, to niesamowite zjawisko! - Dokładnie, wyobrażacie to sobie? Jedziesz na wieś, wchodzisz do domu, gdzie mieszkają starsi ludzie, ciocia, która na co dzień pracuje w rolnictwie nad łóżkiem ma powieszony plakat reprezentacji Kazimierza Górskiego z 1974 roku i z pamięci potrafi wyrecytować skład całej drużyny. To było nieprawdopodobne zjawisko, jeśli chodzi o kwestie popularności tego zespołu i piłki w ogóle. Wszystkie wyniki reprezentacji narodowej i drużyn klubowych, które odnosiły sukcesy w latach 70. i 80. na fali naturalnego zainteresowania miały odbicie w codziennym życiu w postaci niekończących się dyskusji, spotkań i obecności we wszystkich mediach. Plakaty, wywiady, wizyty w zakładach pracy piłkarzy, telewizja, oczywiście gazety, które się codziennie kupowało i czytało - od tego nie dało się uciec. Popularność była nieprawdopodobna. Wszyscy od najmłodszych do najstarszych fascynowali się meczami reprezentacji Kazimierza Górskiego, czy później Antoniego Piechniczka. Naprawdę, puste ulice w momentach transmisji i tylko z okien mieszkań było słychać wrzawę i doping, bo często w takich pokojach mieściło się po kilkanaście osób. MP: Czyli doświadczano wtedy organizacji pierwszych stref kibica (śmiech)? - Dokładnie! (śmiech) Z zagęszczeniem 6-7 osób na metr kwadratowy. Telewizorów było wtedy mało, jeden na kilkanaście domów. SM: Czy ta fala popularności pociągnęła za sobą wstąpienie przez pana do klubu? - Wstąpienie do klubu to nie była taka prosta sprawa w tamtych czasach. Generalnie wszyscy grali na podwórkach. To był masowy sport, wszyscy młodzi chłopcy wychodzili przed blok i tam wyznaczało się boiska. Po prostu grało się przez cały dzień! Te opowieści , że mama późnym wieczorem wychodzi na balkon i krzyczy, że czas do domu bo jest już ciemno - to była rzeczywistość. Ja to przeżyłem. Wychodziłeś ze szkoły o godzinie 14 i wracałeś do domu o godzinie 22. To był ten fenomen, wszystkie dzieci na osiedlu grały w piłkę. Obecnie nazywa się to futbol uliczny. Nikt wtedy nie wiedział, że tak naprawdę pisze historię. Bo futbol uliczny wraca w swojej czystej postaci do obecnych metod treningowych. Zwróćcie uwagę na to co robią Niemcy, wprowadzając aktualnie rozgrywki 3v3 czy 4v4, jako obowiązujący model w szkoleniu. W tych grach ulicznych brało się udział godzinami. Najczęściej właśnie 3x3 i 4x4, jeśli była nieparzysta liczba to się grało 3v2 lub 2x1, jak było dwóch to 1v1, a jak się już wszyscy zmęczyli, to rysowaliśmy kredą bramkę na ścianie bloku i grało się w "warszawiaka". Każdy na przemian uderzał na bramkę do "skuchy". Oj, leciały wtedy szyby w oknach. Z tych podwórek powstawała naturalna selekcja zawodników, rodziły się talenty. Powstała hierarchia w drużynie. Byli najlepsi, słabsi, "grubi" (których stawiano na bramkę). Te gry powodowały pierwszy poziom selekcji zawodników. Do klubu nie można było iść i po prostu się zapisać. Musiałeś już coś umieć! Więc do klubów trafiali najczęściej tylko liderzy podwórkowi. Pamiętam, że nieskromnie mówiąc, byłem chwalony na podwórkach. "Fajnie grasz, zapisz się do klubu". Jako 10-letni chłopiec pomaszerowałem dumnym krokiem na stadion, trwał właśnie trening drużyny młodzieżowej, zaczepiłem trenera i rozpocząłem słowami: - Dzień dobry, nazywam się Zbigniew Tyc, chciałbym się zapisać do klubu. Usłyszałem: - A ile ty masz lat? - No dziesięć. - A nie, nie ty za mały jesteś. W piłkę nożną gra się od 12. roku życia, przyjdź za dwa lata. SM: Trzeba było spędzić jeszcze dwa lata na podwórku. - Piłkę nożną trenowano się wtedy od 12. roku życia, to była powszechność. Uważano, że dopiero w tym wieku młody chłopak sprosta wymogom gry. Na początku to podwórko dawało ci ogranie, setki godzin spędzonych na rywalizacji, ci najlepsi faktycznie trafiali do klubu. Jako słaby zawodnik nie mogłeś zapisać się do klubu. Musiałeś już coś sobą reprezentować. Klubów było bardzo mało. Zazwyczaj 2-3 kluby w mieście. Jeden - czołowy, topowy, a pozostałe takie sobie. Raczej na poziomie amatorskim. Jeśli były 2-3 kluby na 100-tysięczne miasto, to nie było łatwo dostać się do drużyny. Z kolei podstawowym testem umiejętności był test żonglerki. Przychodził nowy kandydat i był witany słowami "Chcesz u nas grać? To pokaż mi jak żonglujesz! Jeżeli nie umiesz żonglerki to znaczy że nic nie umiesz". Istniały wtedy dwa pierwsze poziomy selekcji: Pierwszy to podwórko (musiałeś być naprawdę dobry, żeby ktoś ci powiedział: "Zapisz się do klubu, bo jesteś najlepszy na podwórku"), a drugi to żonglerka. Wielu chłopców usłyszało "Jesteś za słaby, żeby grać w piłkę. Nie możesz z nami trenować". Takie rzeczy mówiło się wprost, od razu. To podwórko, tak naprawdę dawało odpowiedź, kto będzie mógł zrobić pierwszy krok i trenować w klubie. MP: Jestem ciekaw, czy jednym z powodów dla których zachód nam odskoczył w końcówce XX wieku nie był fakt, że u nas późno rozpoczynało się te treningi specjalistyczne? Umówmy się, gdyby wykorzystać sprawność ogólną tamtych chłopców i ulokować ich w treningu dużo wcześniej niż w 12. roku życia, czy np. w tym momencie nie bylibyśmy w tym samym miejscu co obecnie np. Niemcy? - Masz dużo racji. Ale pamiętaj, że model treningu jest adekwatny do aktualnego poziomu wiedzy i informacji o człowieku i prawidłowości, które rządzą jego rozwojem psychofizycznym. W latach 70. i 80. Przygotowanie sportowe było bardzo wszechstronne, dopiero na przełomie tych dekad ukształtowała się pierwsza spójna, przemyślana i dopracowana koncepcja treningowa, związana z myślą holenderską. Na świecie pojawił się pierwszy pomysł na zupełnie inne trenowanie. My wtedy w latach 70. trenowaliśmy tradycyjnymi, ogólnymi metodami, trening była adekwatny do tamtego poziomu wiedzy. Możemy się z tego śmiać, ale tak to wtedy wyglądało. Baza doświadczeń i wiedzy o człowieku dopiero teraz dała nam odpowiedź, że można trenować już z 4/5-latkiem. Wdrażać go do aktywności fizycznej, stymulując jego rozwój i wykorzystująca dogodne momenty w jego rozwoju jak np. apogea motoryczności. Kiedyś po prostu byłeś za mały, żeby trenować, bo trening był mocno specjalistyczny. MP: Czyli trening od razu wchodził w tą właściwą formę piłki nożnej 11-osobowej? - Dokładnie tak! Grę w piłkę nożną od razu zaczynano od gry w jedenastoosobowym zespole. Kto był trenerem takiej drużyny? MP: Podejrzewam, że zawodnicy, którzy grywali w zespołach seniorskich. - Oczywiście, dobrzy seniorzy lub ci, którzy z powodu kontuzji przedwcześnie skończyli swoją przygodę z piłką. Jak Pan Andrzej był legendą klubu, ale z powodu kontuzji już nie mógł grać to dołączał jako trener do grup młodzieżowych. Pan Andrzej przekazywał swoje doświadczenie boiskowe, bo nikt nie myślał o jakimś modelu treningu. Dominowała forma ścisła, maksyma "najpierw musisz się tego nauczyć, żeby potem to zrobić", "skoro nie umiesz prowadzić piłki, to ćwicz prowadzenie piłki". To były najprostsze metody, którymi starano się wpajać zawodnikom wiedzę i umiejętności. Najczęściej wykonywano ćwiczenia, które dzisiaj nazywamy finalizacją, bo były bardzo atrakcyjne. Kilka podań w formie ścisłej bez przeciwnika z dośrodkowaniem bądź bezpośrednim uderzeniem do bramki. Przyjmij, podaj, zbiegnij na pozycję, strzel! To były rzeczy powtarzane setki razy, powstały pewne schematy, utrwalała się wiedza. Współcześnie takie podejście uznawane jest za przestarzałe, nie dające kompleksowego wyszkolenia zawodnikowi, który w meczu gra pod presją przeciwnika, wtedy to była norma. Dopiero na koniec treningu była gra. Kiedy pojawiła się inna myśl, holenderska, to był kompletny przełom! Pamiętam jak z wypiekami patrzyłem na grę: Cruyffa, Neeskensa, Rensenbrinka! "Futbol Totalny", tak to się nazywało! Wymienność funkcji, współpraca na boisku, wszechstronność, ruchliwość. MP: Wcześniej futbol był mocno schematyczny i emocjonalny. Impulsywny w pewien sposób, spontaniczny. SM: Na boisku były większe przestrzenie. Wydaje mi się, że było więcej miejsca na boisku. - To się wzięło z konserwatyzmu w futbolu. Z jednoznacznego przydziału zawodnika do pozycji na boisku. Prawy obrońca nie miał prawa iść na połowę rywala, ani przebiec na drugą stronę boiska. Miął grać na swojej pozycji od początku do końca meczu. To teraz szukamy wymienności i wszechstronności u zawodników. MP: Z pewnością nie patrzyło się na futbol w sposób tak przestrzenny. - Napastnik miał tylko strzelać bramki, po skończonej akcji nie brał udziału w obronie! Futbol był inaczej rozumiany. Było więcej przestrzeni na boisku a gra była trochę wolniejsza. Holendrzy zaproponowali zupełnie inny model gry. Zapoczątkowali proces wymienności funkcji i uniwersalności zawodników w czasie meczu. SM: Czy inne zespoły za tym poszły? - Tak, ten model był mocno skuteczny i efektywny, choć Holendrzy nie zdobyli w tamtych czasach Mistrzostwa Świata, ale zawsze byli jednym z najlepszych zespołów. Najpiękniej grającym. To chyba zdecydowało o tym, w jakim kierunku poszedł rozwój futbol. Kolejną cegiełkę do rozwoju dostarczyła Szkoła Ajaxu Amsterdam. Pierwsza przemyślana, zorganizowana wielka akademia piłkarska. Konsekwentne szkolenie zawodnika , oparte o analizę gry i idące za tym wymogi. Dynamiczny rozwój myśli trenerskiej na zachodzie poparty był rozwojem wiedzy o człowieku, jak i finansami, które także kształtowały obraz futbol. Lata 80. to bum finansowy. Wtedy zaczęły się ogromne pieniądze towarzyszące rozgrywkom. Sprawy menadżerskie, inwestycje, ruszyła machina finansowa, nakręcająca ten biznes.