Nie może być bowiem przypadku w tym, że wszyscy trzej wspomniani gracze dorastali w innej niż polska kulturze piłkarskiej, i wszyscy trzej dają to wyraźnie odczuć podczas meczów. Jakie są tego powody? Na ten temat, w kolejnym tekście z cyklu "Akademia Młodego Piłkarza", rozmawiamy z Szymonem Matyjaskiem, trenerem szkółki Juventusu w Warszawie. Jakub Żelepień, Interia: Najpierw ustalmy fakty. Czy rzeczywiście jest tak, że Cash, Zalewski i Zieliński są najlepsi technicznie spośród wszystkich piłkarzy reprezentacji Polski? Szymon Matyjasek, trener szkółki Juventusu w Warszawie: Dodałbym jeszcze Roberta Lewandowskiego, ale myślę, że generalnie tak, całą trójkę wyróżnia wysokie zaawansowanie techniczne. Kiedy oglądamy mecze Casha, Zalewskiego i Zielińskiego w klubach, widzimy, że grają bardzo ofensywnie. Dobrze czują się z piłką przy nodze, nie sprawia im ona problemów. Przyjęcie jest niemal zawsze kierunkowe do przodu. Nawet jeśli piłkarz nie ma przewagi strefowej, podejmuje próbę pojedynku, bo wie, że ma na tyle wysokie umiejętności, że może zyskać wiele dryblingiem. Krótko mówiąc: odwaga w działaniu. - Tak, system angielski i włoski tego właśnie chcą: odwagi. Piłkarze są wystarczająco dobrzy technicznie i mają odpowiednią wizję gry, aby zorientować się w sytuacji, odwrócić z piłką i w gąszczu rywali podać do kolegi. Często mówi się, że polscy piłkarze z natury nie są tak uzdolnieni technicznie, jak Włosi, Hiszpanie czy Portugalczycy. Tymczasem wspominana przez nas trójka zadaje tej teorii kłam. Wychodzi na to, że Polak też potrafi, tylko musi być odpowiednio poprowadzony. - My też potrafimy tak szkolić, tylko na efekty musimy jeszcze poczekać. System w Polsce się zmienia, wprowadzamy nowe zasady i to będzie zmierzało w dobrym kierunku. Było w naszej piłce pokolenie trenerów, którzy zabraniali wręcz kiwania się, bo chcieli grać na wynik. To już na szczęście odchodzi do lamusa, ale jeszcze przez kilka lat będzie się za nami ciągnęło. Widać po chociażby po tym, jak oceniamy młodych piłkarzy, którzy wchodzą do Ekstraklasy - ligi bardzo słabej w skali Europy. Cieszymy się, kiedy junior przyjmie, odegra i nie straci. Nie mamy zbyt wielu chłopaków, którzy są przebojowi, wchodzą w pojedynki i oddają uderzenia na bramkę. Miłym wyjątkiem był Kacper Kozłowski, ale to zdecydowanie za mało. Ile lat musi upłynąć, żebyśmy wszyscy w Polsce zrozumieli, na czym polega szkolenie młodzieży? - Myślę, że to jeszcze 5-7 lat. Zlikwidowaliśmy ostatnio grę na wynik do 12. roku życia, co jest dla mnie świetnym pomysłem. Powinniśmy teraz skupić się na aspekcie mentalnym. Zawodnicy, którzy dobrze wyglądają w Centralnej Lidze Juniorów, wchodzą do seniorskiej drużyny i są bojaźliwi. Boją się podjąć ryzyko i pokazać coś ekstra. Tymczasem Nicola Zalewski czy Matty Cash w reprezentacji od razu grali odważniej, wybierali trudniejsze zagrania, pokazywali swoją jakość. Byli świadomi swojej techniki i chcieli ją wykorzystać. Trenerzy w Polsce zaczynają to rozumieć, wątek odpowiedniego przygotowania psychologicznego zawodnika pojawia się coraz częściej na wszelkich kursach czy konferencjach. Piłkarz nie może czuć, że jeśli raz straci piłkę, trener zdejmie go z boiska i kolejne pięć meczów przesiedzi na ławce rezerwowych. W ten sposób stalibyśmy ze szkoleniem w miejscu, a może nawet cofali się. Myślisz, że Cash, Zalewski i Zieliński mogą być inspiracją dla innych reprezentantów? Drogowskazem, który pokaże, że warto wyjść czasem poza schemat, zaryzykować, bo może to dać drużynie coś więcej? - Każdy powinien inspirować się zawodnikami, którzy się wyróżniają. Nie myślę tylko o piłkarzach, ale również o trenerach, dyrektorach sportowych czy prezesach klubów. Skoro ktoś, kto wychował się w innym systemie piłkarskim, robi przewagę, może warto wziąć przykład i samemu też zacząć szkolić w ten sposób? Moim zdaniem w najmłodszych rocznikach niezwykle ważna jest radość z gry. Nie można zamknąć młodego zawodnika w ramach i nie dać miejsca na kreatywność. Ciekawym sprawdzianem dla polskiego systemu szkolenia będzie casus braci Żuków. Dziś mają po 13 i 12 lat, dotychczas szkolili się w FC Barcelona i Gironie, a teraz - ze względu na sytuację rodzinną - musieli wrócić do Polski. Jako nowy klub wybrali Pogoń Szczecin. Co to będzie oznaczało dla ich karier? - Są w takim wieku, że wiedzą już dużo o piłce. Jeśli Michał, czyli starszy z braci, który trenował w FC Barcelona, będzie chciał coś wyciągnąć z pobytu w Pogoni, to na pewno to zrobi. Myślę, że ani jeden, ani drugi nie ucierpi przez przenosiny do Polski. Wybrali mądrze klub, bo Pogoń słynie ze szkolenia młodzieży. Wychowankowie klubu nie boją się grać jeden na jeden. System barceloński różni się od szczecińskiego, więc w przypadku Michała niezbędna będzie adaptacja i dostosowanie się do nowych założeń. Myślę jednak, że powinno się to udać, trzeba tylko stworzyć mu odpowiednie warunki. Mam tu na myśli utrudnienie mu rywalizacji, może przeniesienie do starszego rocznika. Michał Żuk został już dołączony do zespołu U-17. Jako 13-latek. - Bardzo duży przeskok. Wyobrażam sobie, że musiała być długa dyskusja wśród trenerów na ten temat. Przyznam szczerze, że jestem zaskoczony, ale mam nadzieję, że sobie poradzi. Jeżeli Michał będzie się dobrze rozwijał, to myślę, że nie jest wykluczony jego powrót do Barcelony. Nie jest też wykluczone, a jest wręcz bardzo prawdopodobne, że będziemy mieli coraz więcej piłkarzy, którzy mają polskie pochodzenie, ale urodzili się w innym kraju, albo przyszli na świat w Polsce, a wyjechali w bardzo młodym wieku. To pchnie nasz futbol w dobrym kierunku? - Na pewno. Jeśli są to zawodnicy, którym naprawdę zależy na występach w kadrze, a nie robią tego tylko po to, żeby zaliczyć występ na turnieju i być może ułatwić sobie transfer, to jestem jak najbardziej na tak. Polska jest takim krajem, który wielokrotnie mierzył się z dużymi falami emigracyjnymi. Nasi obywatele są wszędzie i myślę, że w rocznikach 2000, 2001, 2002 będziemy mieli wiele takich przypadków, jak Zalewski czy Slonina. Jakub Żelepień, Interia