Wojciech Górski, Interia: Niedawno pana zespół z sukcesem wziął udział w turnieju World Cup w Turynie. Jak wyglądała rywalizacja w takich zawodach? Piotr Kwiecień, trener i CEO Juventus Academy Warszawa: - Turniej organizowany był wyłącznie dla akademii Juventusu Turyn, które funkcjonują na całym świecie. W tegorocznej edycji wzięły udział drużyny z 22 krajów z sześciu kontynentów. Łącznie dało to 82 zespoły. Rywalizowano w pięciu kategoriach wiekowych ze względu na to, że w poprzednich dwóch latach turniej nie doszedł do skutku z powodu pandemii. Była to trzecia edycja turnieju World Cup. W jakich kategoriach wiekowych były rozgrywane zawody? - Rywalizowały ze sobą drużyny z roczników 2012, 2011, 2010, 2009 i 2008. Polskie zespoły były reprezentowane w każdej kategorii wiekowej? - Z Polski na turniej pojechały drużyny z trzech akademii w różnych kategoriach wiekowych. Oprócz naszej warszawskiej akademii pojechały też zespoły z Bydgoszczy i Torunia. Z Warszawy "wystawiliśmy" pięć zespołów w kategoriach 2011 i 2012, dwa zespoły w kategorii 2010, w której wygraliśmy turniej, i mieliśmy jeden zespół w kategorii 2009. Zespół z rocznika 2010 odniósł ogromny sukces, wygrywając cały turniej. - Tak, dokładnie. Zostaliśmy mistrzami świata w kategorii U12, a więc w roczniku 2010. Warto zaznaczyć, że nasze dwie drużyny spotkały się ze sobą w półfinale, bowiem drugi z zespołów zajął drugie miejsce w drugiej grupie. Mieliśmy bardzo zaciętą rywalizację. Na całym turnieju straciliśmy zaledwie cztery bramki, z czego dwie w półfinale strzeliła nam właśnie nasza druga drużyna, występująca pod szyldem "Neri", my graliśmy jako "Bianco" [nawiązanie do tradycyjnych barw Juventusu Turyn - przyp.]. Pozostałe dwie bramki strzeliły nam po jednej: Brazylia w fazie grupowej oraz z Chile w finale. Jak wyglądał przebieg turnieju? Z drużynami z jakich krajów mierzył się pański zespół? - W naszej kategorii wiekowej mieliśmy dwie grupy. Mierzyliśmy się z zespołami z Brazylii, Kolumbii, Anglii, zespołem z amerykańskiego Miami oraz Emiratów Arabskich. Dało to pięciu rywali w grupie. W półfinale zmierzyliśmy się z drugą drużyną z Warszawy, a w finale z zespołem z Chile. Spotkania z tak egzotycznymi drużynami musiały być dużym przeżyciem dla młodych zawodników. - Występowało sporo różnic kulturowych i piłkarskich. Mimo tego, że każda z tych akademii pracuje na podstawie modelu Juventusu, to jednak różnice kulturowe także odbijają się w sposobie gry w piłkę nożną. Wszystkie zespoły z Ameryki Południowej imponowały umiejętnościami technicznymi, indywidualnymi. Drugim dużym wydarzeniem dla młodych zawodników były rozgrywane hymny przed meczami półfinałowymi i finałowymi. W fazie grupowej mecze były poprzedzone hymnem Juventusu, podczas którego wychodziliśmy na boisko. Natomiast już w półfinałach były hymny państwowe. Najpierw mieliśmy więc okazję wysłuchać hymnu polsko-polskiego. W finale, który był rozgrywany na stadionie Continassa, czyli miejscu, w którym trenuje na co dzień pierwszy zespół Juventusu, łącznie m.in. z Wojciechem Szczęsnym, znajdującym się około 500 metrów od Allianz Stadium, a więc głównego stadionu Juventusu. mieliśmy już hymny państwowe Polski i Chile, a z trybun dopingowano nas okrzykami: "Polska, Polska!". Był to już, jakby nie patrzeć, mecz międzypaństwowy o główne trofeum World Cup. Co zwróciło pana największą uwagę w rywalizacji z innymi państwami? Występowały duże różnice kulturowe, fizyczne, w umiejętnościach technicznych? - Chyba przede wszystkim największą różnicą jest różnica kulturowa, co przekłada się na sposób gry w piłkę. Organizacja gry w zespołach z Europy jest nieco bardziej fizyczna, natomiast w ekipach z Ameryki Południowej zawodnicy nieraz mieli nieco słabsze warunki fizyczne, za to prezentowali spore umiejętności indywidualne. Zespół ze Stanów Zjednoczonych, z Miami, był połączeniem tego wszystkiego. Myślę, że drużyny różniły się także pod względem tego, jak znosiły upały, bo w trakcie turnieju było aż 38-40 stopni Celsjusza. Zawodnicy z Ameryki Południowej lub Emiratów Arabskich radzili sobie z tym inaczej, niż my. To także na pewno miało delikatny wpływ na przebieg zawodów. - Jednak mimo wszystko drużyny prezentowały w miarę zbliżony model grania piłką. Niektóre zespoły preferowały inny rodzaj ustawienia - a graliśmy w dziewięcioosobowych zespołach. Było więc kilka możliwych ustawień dopuszczonych przez Juventus. Każdy zespół wybrał swój, co również miało wpływ na przebieg gry. Udało się wymienić myślami, spostrzeżeniami z trenerami z innych krajów? Był na to czas? - Tak, była taka możliwość. Osobiście nie miałem może tak dużo czasu, bo cały czas byliśmy pochłonięci rywalizacją, ale odbyło się spotkanie dla partnerów akademii. Podczas spotkania każdą akademię reprezentowała osoba, która za nią odpowiada - partner, założyciel, czy CEO lub head coachowie, a więc główni trenerzy. Na takim spotkaniu partnerów był czas, by porozmawiać o wszystkich aspektach prowadzenia akademii, zaprosić się wzajemnie na wymianę myśli, można było zebrać dużo spostrzeżeń od przedstawicieli z innych krajów. Wspominał pan wcześniej, że finał odbywał się na boisku treningowym Juventusu. Tam właśnie odbywał się cały turniej? - Cały turniej był rozgrywany w pięciu-sześciu miejscowościach blisko granicy szwajcarskiej. Były to głównie miejscowości górskie, w których boiska położone są naprawdę w malowniczych okolicznościach. Można było podziwiać piękne widoki. Tam rozgrywaliśmy większość meczów i tam też byliśmy rozlokowani w hotelach. Natomiast finały były rozgrywany na stadionie Continassa w Turynie, na który musieliśmy przejechać około 150 km. Jakie atrakcje czekały na zawodników podczas trwania turnieju? - Otwarcie i zamknięcie całej imprezy było zorganizowane na Allianz Stadium, głównym stadionie Juventusu. Mieliśmy możliwość obejrzenia całego stadionu oraz muzeum przy stadionie. Uczestnicy turnieju mieli także możliwość zrobienia rabatowych zakupów w firmowym sklepie Juventusu. Na ceremonii zamknięcia turnieju byli obecni słynni piłkarze Juventusu ;Pavel Nedved oraz Alessandro Del Piero.