Wojciech Górski, Interia: Wiosną, w ramach naszej akcji Akademia Młodego Piłkarza, rozmawiałem z koordynatorem akademii Odry Opole, Markiem Durajem. Powiedział mi tak: "Zanim zaczniemy mówić o szkoleniu piłkarzy, musimy zacząć od szkolenia trenerów". Wygląda na to, że będzie to pana zadanie. Paweł Grycmann, dyrektor Szkoły Trenerów i Szef Kształcenia PZPN: - Tak jest. Najkrócej zobrazowałbym to w ten sposób: Na szczycie piramidy kształcenia trenerów znajduje się trener-edukator, następnie trenerzy z licencjami UEFA Pro, A, B itd. Musimy zacząć od bardzo dobrego edukatora, który wykreuje bardzo dobrego trenera, a dobry trener zbuduje lepszą drużynę. Z kolei lepsza drużyna stworzy lepsze środowisko do rozwoju piłkarzy - a więc ukształtuje lepszych zawodników. Zdecydowanie zgodzę się z trenerem Durajem, że musimy podnieść jakość szkolenia trenerów. Wydaje się, że to banalnie brzmiący cel, ale będziemy szukać narzędzi i pomysłów, które pozwolą te cele realizować. Zgadza się pan z tym, że szkolenie trenerów w Polsce nie wyglądało dotychczas jak należy? - Nie chciałbym patrzeć w przeszłość. Sam uczestniczyłem w procesie edukacji trenerów, mam za sobą wiele kursów, które wraz z grupą edukatorów ze Śląskiego ZPNu staraliśmy się realizować jak najlepiej. Kursy stały na lepszym i gorszym poziomie. Wydaje się, że wielkim wyzwaniem jest to, żeby szkoła trenerów PZPN miała swoje oddziały w Katowicach, Warszawie, Poznaniu, Opolu i innych województwach. Należy wyrównać poziom we wszystkich województwach. Wiadomo, że poziom w każdym z nich będzie zależał od zasobów ludzkich, ale jeśli dostaną od nas więcej narzędzi, dużo wzorców, konkretne wytyczne, z których następnie będziemy ich rozliczać - bo o to też chodzi, by trener-edukator był rozliczany ze swojej pracy - to wtedy globalnie wejdziemy na zdecydowanie lepszy poziom. Dlatego jednym z naszych celów jest podniesienie roli trenerów-edukatorów, i ich nabór i selekcja. Selekcjonujemy najlepszych zawodników, żeby docelowo mogli grać na najwyższym poziomie. Musimy również selekcjonować najlepszych ludzi, którzy będą edukować innych. W jaki sposób odbywa się selekcja? Ilu jest takich trenerów w skali Polski? - W tej chwili mamy ponad stu edukatorów. Ta liczba cały czas się zmienia, ale oscyluje wokół 120 edukatorów. To grupa wyznaczana przez wojewódzkie związki, choć ostatecznie o nominacji decyduje szkoła trenerów. Wcześniej regionalne związki przedstawiają swoje propozycje, a szkoła ustosunkowuje się do nich pozytywnie lub negatywnie. Wśród edukatorów są trenerzy o mniejszym lub większym doświadczeniu w pracy szkoleniowej. Jest taki trend, że coraz młodsze osoby chcą być trenerami-edukatorami, ale chcieć a móc to też dwie różne rzeczy. Należę do młodszego pokolenia, jednak uważam, że trener-edukator powinien mieć pewne doświadczenie, bo dzięki temu jego przekaz będzie bardziej wiarygodny przed grupą kursantów. - Tak właśnie chcemy to robić. Mogę mieć superedukatora, który pracował tylko na poziomie piłki dziecięcej i jest w stanie przekazać superwiedzę na poziomie kursu Grassroots C, dedykowanego głównie dzieciom do 13. roku życia. Jednak do tej pory było tak, że jeden trener przedstawiał wszystko - i na poziomie UEFA A i na poziomie Grassroots C, choć nie miał żadnego doświadczenia w piłce dziecięcej. Ale miał nazwisko. Chcę podkreślić, że mam ogromny szacunek do takich ludzi i oni rzecz jasna mają miejsce w systemie kształcenia, jednak rodzi się pytanie: czy wybitne nazwisko, które poprowadziło ostatni trening z dziećmi 25 lat temu, jest w stanie takim trenerom przekazać wiedzę w aspekcie merytorycznego prowadzenia zajęć w oparciu o najnowsze trendy szkoleniowe? Oczywiście, jest w stanie zwrócić uwagę na wiele wyzwań przed którymi stawiany jest trener w codziennej pracy, dlatego uważam, że takich trenerów można świetnie zagospodarować. Dobrze rozumiem, że będzie pan chciał sprawić, by szkolenie trenerów odbywało się w sposób bardziej sprofilowany? By trenerzy byli kształceni pod kątem odpowiednich kategorii wiekowych? - Tak, chciałbym, żebyśmy mieli grupę edukatorów, a w niej określone specjalizacje. Jedni będą zajmować się bardziej piłką dziecięcą, inni piłką młodzieżową, a także seniorską. Trzeba pamiętać, że prowadzimy także kursy UEFA A, które upoważniają do prowadzenia drużyny w II lidze, a więc na trzecim poziomie rozgrywkowym. Można powiedzieć, że tam już dotykamy profesjonalizmu. Gdyby tak spojrzeć na osoby, będące na kursach UEFA A, a miałem ich przyjemność organizować już nawet kilkanaście, to bardzo często są tam trenerzy dzieci. Proszę zobaczyć: ktoś idzie na kurs dedykowany piłce jedenastoosobowej, juniorsko-seniorskiej, już dotykającej II ligi, a pracuje cały czas z dziećmi w wieku 8-9 lat, a więc kategorii "żak". On nie jest z tego kursu zadowolony, bo nie ma tam tego, czego oczekuje w codziennej pracy. - Trzeba to bardziej sprecyzować, by trener wiedział, czy warto iść na taki kurs. M.in. dlatego UEFA w nowej konwencji z 2020 roku wprowadza nowy kurs Elite Youth B. Będziemy chcieli rozpocząć go od przyszłego roku. To nowa ścieżka młodzieżowa w której trener ma możliwość podążać wyłącznie piłką dziecięco-młodzieżowej. Takich trenerów mamy mnóstwo, zatem należy stworzyć im jak najlepsze warunki do rozwoju, właśnie poprzez organizację takich kursów, które dotykają tych zagadnień. Wielu trenerów żali się, że do pracy z dziećmi "przesuwa" się osoby najmniej doświadczone, bo są tam też najmniejsze zarobki, natomiast jest to bardzo szkodliwe dla rozwoju zawodników. Niestety, trenerzy zwracali także uwagę, że przez niskie zarobki niewielu szkoleniowców chce w ogóle pracować z najmłodszymi. Jak sobie z takim problemem poradzić? - Jest to globalny problem, nie tylko w Polsce. Faktycznie "najniżej" zazwyczaj są najmniejsze pieniądze. Problem ten w pewnym stopniu rozwiązuje certyfikacja, narzucając klubom pewne standardy w aspekcie finansowania trenerów. Niestety certyfikacja dotyka niewielkiej liczby klubów w skali całej Polski, dlatego w edukacji chcemy bardzo mocno przyłożyć się do kursu Grassroots C. Ma być bardzo atrakcyjny i jednocześnie merytoryczny, by zachęcić ludzi do bycia trenerem, kursanci mają tam "załapać trenerskiego bakcyla". Chcemy zrobić w tym kierunku bardzo dużo, przygotować bardzo szczegółowe prezentacje i wiele gotowych rozwiązań. Bo jeśli tu się "wyłożymy", dalej będzie tylko trudniej. To jedyne, co jesteśmy w stanie zrobić. - Dosłownie z ostatniej chwili mogę powiedzieć, że mieliśmy spotkania i chcemy ruszyć z tematem szkolenia dla dyrektorów akademii i pierwszych zespołów. To taki znak czasu. Do tej pory tego nie robiliśmy, tylko słyszeliśmy, że takie rzeczy odbywają się komercyjnie. Być może wtedy zwiększymy świadomość ludzi, że trener "na dole" jest kluczowym trenerem w długofalowej pracy z zawodnikiem. Tutaj zgodzę się z panem i z trenerami, którzy tak twierdzą. Jedyne, co jesteśmy w stanie zrobić, to zorganizować lepszy kurs, jeszcze bardziej dostępny i atrakcyjny, bo nie mamy narzędzi, by dać tam większe pieniądze. Wspomniał pan sam o systemie certyfikacji szkółek piłkarskich. Jak pan ocenia ten projekt? Krążą wokół niego różne opinie. Jedni mocno go chwalą, inni narzekają m.in. na nadmiar biurokracji. Jakie jest pana zdanie, projekt będzie kontynuowany? - Tak, w tym temacie jesteśmy trochę uzależnieni od ministerstwa, ale mogę powiedzieć, że sam uczestniczyłem w systemie, jestem współtwórcą programu szkolenia dla tego projektu. Byłem przy tworzeniu wytycznych dotyczących merytorycznych aspektów. System certyfikacji już pomógł w bardzo wielu sprawach. Wie pan jaki był na początku największy problem? Trenerzy nie mieli konspektów na zajęcia. W tym temacie to już bardzo dużo "wyczyściło". Trenerzy planują, tworzą konspekty, niezapowiedziana kontrola zwiększa ich czujność. W najmłodszych kategoriach wiekowych zmieniło to bardzo dużo. - Trzeba się jedynie pochylić nad tym, żeby program stał się bardziej masowy. Bardzo dużo akademii odpadło wskutek działań proceduralnych, o których pan wspomniał. To jest niestety problem. Nie spodziewaliśmy się, że pojawi się wiele problemów, których - wydawałoby się - nie powinno być. Np., że ktoś nie ma umowy na boisko, ktoś nie ma zaświadczenia o niekaralności. Pojawiło się wiele rzeczy niezwiązanych stricte z treningiem, ale bez których ciężko sobie wyobrazić naturalnie funkcjonujący klub. Dlatego też były już spotkania dotyczące zmiany pewnych kryteriów dotyczących certyfikacji. Cały czas jest ewaluacja, cały czas się spotykamy, poprawiamy. Dziś myślę, że trener-praktyk może potwierdzić, że trener monitorujący nie jest już od zwracania uwagi, że stożki są koloru takiego, a nie innego, tylko dziś wygląda to zupełnie inaczej. Wszyscy się uczymy. - Natomiast globalnie, myślę, że certyfikacja jest projektem, który w Polsce może mieć największy wpływ na poprawę szkolenia. Pierwszy raz można rozliczać trenerów z pracy szkoleniowej. Dopóki uzyskują za to pieniądze, można ich kontrolować i jednocześnie wymagać pracy na odpowiednim poziomie. Jako człowiek współodpowiedzialny za system kształcenia trenerów, mam narzędzie w postaci punktów do licencji trenerskich. Tutaj też będziemy szykować dużą zmianę. Dziś, żeby przedłużyć licencję o trzy lata trzeba zdobyć 15 punktów, co reguluje konwencja UEFA. Nie jest jednak powiedziane, za co mają być przyznane te punkty tylko za konferencję. Chodzi o to, że trener ma się edukować, poprawiając swój trenerski warsztat. Nie polega to na tym, by przyjechać na konferencję, podpisać się, wyjść i po raz drugi się podpisać. Niestety często właśnie tak to wygląda. Oczywiście nie zmienimy wszystkich, ale możemy to zrobić lepiej. Na razie tyle, bo nie chcę na tym etapie mówić o szczegółach. Sam wspomniał pan o edukacji trenerów. Z jednej strony jest nowy narybek szkoleniowców, którzy chcą się edukować, których - jak sam pan przekazał - jest coraz więcej. Z drugiej strony są trenerzy tzw. "starszej daty", którzy z dnia na dzień nie odejdą przecież ze szkolenia. Jak zachęcić ich, żeby swoją wiedzę cały czas uaktualniali? Czy to duży problem, by zachęcić takiego trenera do pójścia na kolejny kurs? - Niestety, niektórzy nigdy nie pójdą już na żaden kurs. Jeśli ktoś ma już UEFA A lub UEFA B i w jego środowisku mu to wystarcza, to tak naprawdę nie ma już dla niego kursu. Mam tego świadomość, że na pewne rzeczy nie mam takiego wpływu, jaki chciałbym mieć. Teraz trzeba się zastanowić: Jeżeli ktoś już nie przyjdzie na kurs, to jak go "zapalić", zainspirować? Pomysł jest taki - to jedno z moich pierwszych działań, bo już zrobiłem pierwsze kroki w tym kierunku - żeby zebrać aktualny materiał ze szkoleń i wysłać go także trenerom, którzy już w kursach nie uczestniczą. - To mógłby być np. materiał z serii kursów Elite Youth A w Białej Podlaskiej, poświęconych pracy z wybitnie uzdolnioną młodzieżą. Sam jestem absolwentem jednej z pierwszych edycji takiego kursu. I teraz: my robimy z tego materiał, wycinamy filmy, robimy opis tego co się działo i przesyłamy do wszystkich trenerów z licencją Elite Youth A w Polsce. W ten sposób trener kończąc kurs pięć lat temu, dostaję aktualną wiedzę na temat tego, co teraz się dzieje. I to samo dotyczy trenerów z licencją UEFA C, UEFA B, UEFA A itd. Ten trener skończył kurs, taka wiedza więc mu się należy. Musimy zadbać o niego i o tym mówi sama UEFA. Sama wprowadza kurs mentoringu. Polega on na tym, że trener po kursie ma swojego mentora, który jeździ z nim na treningi, przygląda się jego pracy itd. Na razie chcemy zrobić coś prostszego, dać trenerowi materiały, a potem to rozwinąć. Planuje pan duże zmiany w samych treściach, które są przekazywane na kursach? Może raz jeszcze odniosę się do słów trenera Duraja. On uczestnicząc w kursach mówił, że trenerom często prezentowane są idealne warunki, a w zderzeniu z rzeczywistym treningiem, trener musi się mierzyć z zupełnie innymi problemami. - Wzorując się na konwencji UEFA - musimy coraz częściej wychodzić na boisko. Duża część każdego kursu trenerskiego powinna odbywać się w realnym środowisku, czyli w klubach. Czyli my chcemy pojechać do klubów, tam zorganizować zajęcia, popatrzeć, jak trenerzy pracują, żeby trener dostał feedback, co można zrobić lepiej. Pracując na różnych poziomach, a pracowałem głównie ze starszymi juniorami, nikt nie przyszedł do mnie na trening i nie powiedział: "Słuchaj, może to zrobić tak, albo tak". Myślałem, że robiłem to dobrze, bo chciałem być trenerem nowoczesnym. Ale tak naprawdę nikt mnie nie kontrolował, ani nawet nie oglądał z boku mojego treningu. - To właśnie chcemy zmienić, kursy mają bardziej pójść w praktykę. Chcę obalić także plotki, że przyszedł "ktoś akademicki" i będzie więcej teorii. Nic z tych rzeczy. Będzie więcej praktyki, a teoria będzie teorią praktyczną. W tę stronę pójdziemy i myślę, że to jest odpowiedź na pana pytanie. Co się zmieni w kursach? Jeszcze bardziej wejdziemy w praktykę, już do klubów, a nie tylko na boisko przy sali wykładowej. Będziemy tam, gdzie zawodnicy trenują na co dzień. Jakie są największe cele oraz wyzwania, które stawia pan przed sobą w nowej roli? - Największym celem jest podniesienie jakości treningów w Polsce. Sam, gdy jechałem na spotkanie, dostałem nagranie od jednego z trenerów. Nagrał telefonem trening dzieci, na którym 15 z nich stało w kolejce, czekając trzy minuty na to, żeby zrobić parę kroków z piłką, a później kolejne trzy minuty, by zrobić je ponownie. Takich sygnałów ostatnio otrzymuje więcej. Fajnie jest krytykować, narzekać, ale trudniej jest coś z tym zrobić. - Numerem jeden jest dla nas przekazanie aktualnych wzorców, trendów do trenerów praktykujących, którzy się tego nie spodziewają, tych, którzy już zamknęli edukację trenerską. A proszę mi wierzyć, wzorce i trendy bardzo się zmieniły. Wszędzie podkreślam na kursach, że jestem trenerem młodego pokolenia, a gdybym dziś pokazał konspekty, które robiłem pracując tuż po studiach, to wszyscy by się z nich śmiali. Chodzi o to, by trenerzy, którzy dalej tak pracują, dostali od nas, czyli od PZPN-u coś prawdziwego i najbardziej aktualnego. Przekazując wiedzę odwoływać się zawsze do faktów z boiska i do tego, co mówi najbardziej aktualna nauka, dotycząca tego jak nabywamy umiejętności ruchowych. Przeczytaj: Trener Przemysław Kostyk: Zawodników, jak Piotr Zieliński mamy w Polsce mnóstwo! Tylko są tłamszeni Które elementy szkolenia w Polsce wymagają największej poprawy? Nie chcę się pastwić nad poziomem polskich piłkarzy, czy szkolenia, ale z jednej strony trener Przemysław Kostyk z Warszawy mówił na łamach Akademii, że w naszych piłkarzach jest zabijana kreatywność, nie mają odpowiedniej techniki. Z kolei Mateusz Kurt, trener przygotowania motorycznego Bayeru Leverkusen, mówił, że młodzi piłkarze w Polsce mają przykurcze, braki mięśniowe, nie są tak rozciągnięci jak rówieśnicy z Niemiec. W czym pan widzi te braki? - Każdy ma swoje spojrzenie, w zależności, w czym się specjalizuje. Ja odpowiem bardzo prosto: musimy nauczyć się grać w piłkę. Piłka nożna to gra, więc trener jest trenerem od gry. Popadliśmy troszkę w skrajności: niejeden szkoleniowiec poświęca więcej czasu na bieganie bez piłki. Podam panu przykład. Byłem kiedyś na mikrogrupie na kursie trenerskim, gdzie juniorzy trenowali dwa razy w tygodniu. I trener mi mówi: - No, słabo wyglądamy piłkarsko, bo trenujemy tylko dwa razy w tygodniu. Ale oni przez te dwa dni w tygodniu mieli łącznie może 20 minut gry! Bo reszta to było bieganie dookoła boiska, ćwiczenia siłowe, itd. A ci zawodnicy po treningu szli do McDonalds’a, na papierosa itd. I trener narzeka, że słabo grają w piłkę - bo nie trenują gry w piłkę. Pracował z nimi nad rzeczami, na które nie miał do końca wpływu. Co z tego, że zawodnik pobiega, skoro za chwilę pójdzie zjeść coś niezdrowego i wszystko zaprzepaści. Dlatego musimy zacząć od najważniejszego - od gry. - Proszę zobaczyć, ile nowoczesnych technologii pojawiło się w świecie piłki nożnej - GPS-y, różne technologie informacyjne. To są fajne rzeczy, ale zawsze zabieramy ten kawałek ciasta z gry w piłkę nożną. Myślę, że to co chcemy przywrócić na pierwsze miejsce, to najpierw uczmy grać w piłkę nożną, a potem dochodźmy do szczegółów, które są w grze najbardziej istotne. Wtedy, jak jest gra, to jest jej konsekwencją, że będzie kreatywność i technika - nauczana w nowoczesny sposób, czyli właśnie w formie z przeciwnikiem, który warunkuje sposób decyzyjny zawodnika na boisku. Pana zdaniem - może zwłaszcza w czasie pandemii, kiedy ruchu było mniej - dzieci trzeba bardziej zachęcać do wychodzenia na trening? Takie akcje jak Akademia Młodego Piłkarza, mające promować sport wśród młodzieży, są potrzebne? - Zdecydowanie tak. Troszeczkę się wszyscy zasiedzieliśmy i w wielu klubach przez covid spadła frekwencja. Dlatego jeszcze bardziej musimy zachęcić dzieci do przyjścia na trening. Kiedy pan grał, to kiedy lubił pan przyjść na trening? Kiedy się grało w piłkę. Dlatego chcemy, by treningi były intensywne i atrakcyjne. W tym kierunku chcemy pójść. Żebyśmy się dobrze zrozumieli - nie mamy tylko grać w piłkę. Ale mamy wyjść od gry, to ma być nasza podstawa. W przeciwieństwie do starego podejścia - od szczegółu do ogółu, teraz przechodzimy od ogółu do szczegółu, jak np. właśnie do techniki. Zapytam jeszcze z innej beczki. Był pan zaskoczony nominacją na stanowisko? - Dochodziły mnie pewne informacje, że moja kandydatura jest poważnie rozpatrywana. Na pewno było to zaskoczenie i ogromne wyróżnienie, gdy padła propozycja z ust prezesów. Z drugiej strony jestem jedną z osób, które zorganizowały największą liczbę kursów w Polsce, bo współorganizowałem ponad 110 kursów na Śląsku, byłem za nie odpowiedzialny. To jest dokładnie ta praca, tylko na skalę całej Polski. Jeśli dodamy do tego, że kursy były wysoko cenione, o czym można przeczytać m.in. w źródłach internetowych, to właśnie tym kluczem panowie prezesi podążali i moim zdaniem to był dobry kierunek. - Oczywiście, można było wziąć trenera ligowego z nazwiskiem, mającego ogromne doświadczenie w lidze, czy pucharach, ja takiego doświadczenia nie mam. Moje doświadczenie to organizacja i prowadzenie kursów, bo w każdy weekend od dobrych 10 lat byłem gdzieś na kursie. Jak nie prowadziłem, to oglądałem albo oceniałem. To była moja praca przez wiele lat. Teraz udało się wejść na poziom centralny i z tego jestem bardzo dumny. Wiele osób, które z panem współpracowały, chwaliły pana pracowitość. To pana największy atut, cecha wiodąca? - Nie lubię mówić o sobie. Niech ludzie ocenią po owocach. Skupmy się na tym, co mamy robić, a nie na ocenie mojej osoby. Nie jestem osobą z pierwszych stron gazet i być może nawet lepiej. Skupmy się na tym co będzie i być może przyjdzie czas rozliczeń, ocen. Tego się nie boję, bo mam ogromny zapał do tego, co robię. Powiem szczerze, że byłem nieco zdziwiony, gdy tuż po nominacji Zbigniew Boniek publicznie, na antenie telewizji, zarzucił panu brak uprawnień do sprawowania tej funkcji. Jakby się pan odniósł do słów byłego prezesa? - Bardzo szanuję prezesa Bońka, ale nie mogę się zgodzić z czymś, co jest nieprawdą. Prezes powiedział, że trzeba mieć licencję UEFA Pro. Nic takiego nie ma w dokumentach i regulaminach UEFA, najwyraźniej prezes nie miał wiedzy na temat tego, kto może być szefem kształcenia, czy dyrektorem szkoły trenerów. Po prostu się pomylił i powiedział nieprawdę. Czy to była nieprawda, która miała we mnie "uderzyć", czy wywołać jakiś publiczny hejt? Nie wiem. Ja to przyjmuję. Takie rzeczy motywują mnie do jeszcze większej pracy. Po nominacji czuje pan duże wsparcie ze środowiska piłkarskiego i trenerów? - Czuję bardzo duże wsparcie. Nie spodziewałem się aż tak dużego. Dostałem bardzo dużo fajnych telefonów, SMS-ów. Minął tydzień, nie byłem w stanie na wszystko odpowiedzieć, a nie chce urazić żadnego z kolegów, którzy chcą teraz porozmawiać. Jestem ogromne zbudowany, bo dzisiaj [rozmawialiśmy w piątek 1.10 - przyp.] wróciłem do Katowic, wcześniej byłem trzy dni w Warszawie, za chwilę jadę do szkoły trenerów do Białej Podlaskiej. Mamy tam egzaminy końcowe. - Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony organizacją pracy w PZPN-ie. Wiele razy spotkałem się z prezesem Mateńką, sekretarzem Wachowskim, zastępcą sekretarza Łukiewskim. Mogłem z nimi porozmawiać, powiedzieć czego potrzebuję, ustaliliśmy wstępny plan działania. Wyczułem wręcz ogromną chęć do współpracy: "Działamy, robimy, musimy to poprawić, bo to jest priorytet". To nie tak, jak czasem w programie, że "szkolenie jest najważniejsze", bo do tej pory tak to odbierałem. Wszyscy mówili, że szkolenie jest najważniejsze, ale nic się w tym kierunku nie robiło. Teraz się pozytywnie zaskoczyłem, że jednak tym szkoleniem prezes Kulesza wraz z całym zarządem mogą się obronić i myślę, że kilka kroków już zostało poczynionych. Na koniec płynnie przeszliśmy do tego, o co jeszcze chciałem zapytać. Mamy już jedną małą rewolucję w szkoleniu dzieci - wycofaliśmy się z gry na wynik do 12. roku życia. Jakie będą kolejne kroki związku? - Pamiętajmy, że jeszcze nie mamy dyrektora sportowego, który być może będzie powołany dopiero 9 października na spotkaniu zarządu. Ja zajmuję się ścieżką edukacyjną - trenerską. Mogę powiedzieć, że będzie bardzo dużo pomysłów dotyczących edukacji trenerów. Mam świadomość, że w pewnych aspektach szkoleniowych mamy zaległości, więc musimy biec troszeczkę szybciej od innych. Każdy robi postęp, wszyscy biegną, my po prostu musimy biegać szybciej. Dlatego, niektóre nowe projekty chcemy rozpocząć już w tym roku. - Odnośnie do grania na wynik - pamiętajmy, że w każdej drużynie jest trener. I on jest kluczem. Bo może być trener, który swoich zawodników będzie rozliczał z wyników, chociaż system mu na to nie pozwala. Kluczem jest więc świadomość trenerów i nad tym bardzo mocno będziemy pracować. Mam nadzieję, że będzie okazja się spotykać i mówić o projektach, które już wdrożyliśmy, bo to jest najważniejsze. Powiemy, co zrobiliśmy i czego po tym oczekujemy. Nie chcę mówić o tym co dopiero będzie, a dopiero wtedy, gdy już to zrobimy i w jakim kierunku to poszło. A myślę, że pierwszy rewolucyjny krok pod wodzą naszego wiceprezesa, trenera Maćka Mateńki, pozwoli nam zrobić to, co inne europejskie federacje zrobiły wcześniej. Teraz pora na dalsze kształcenie trenerów - musimy wejść na wyższy poziom. Rozmawiał Wojciech Górski