W wakacje większość klubów piłkarskich organizuje obozy dla młodych zawodników. Kiedyś "powołania" otrzymywali dopiero nastolatkowie, dziś do autobusów wsiadają nawet dzieci w wieku przedszkolnym. Gdzie jechać na obóz piłkarski? Kluczowe dla powodzenia całego przedsięwzięcia jest wybranie odpowiedniego miejsca. Można zabunkrować się w ośrodku, który ma do dyspozycji jedno boisko, z którego na dodatek codziennie chce skorzystać kilka grup. Ale można też wybrać ośrodek, gdzie do dyspozycji jest naturalna i sztuczna nawierzchnia, sala gimnastyczna, a także siłownia. - Trzeba odpowiednio wcześnie poszukać i mieć dobre rozeznanie. Często jest tak, że jak się już znajdzie odpowiedni ośrodek, to jeździ się do niego latami, rezerwując termin z niemal rocznym wyprzedzeniem. To odpowiada zarówno trenerom, jak i właścicielom obiektów - opowiada nam jeden z trenerów. Niektóre kluby korzystają ze specjalnych agencji, które organizują obozy, ale wtedy trzeba liczyć się z dodatkowymi kosztami, które na ogół przerzucane są na rodziców. Ale przy sprawnie działającym klubie i mądrym planowaniu wyjazdu, tygodniowy koszt pobytu jednego zawodnika może zamknąć się w kwocie 1,5 - 1.7 tys. zł. Jak zorganizować obóz piłkarski? Taki obóz to jednak nie tylko bieganie za piłką. Rozruch, dwa treningi dziennie i zajęcia taktyczne to niemal norma, ale nie są w stanie wypełnić całego dnia. W wolnym czasie można pójść na łatwiznę i zrobić młodym zawodnikom "czas relaksu", który równie dobrze można nazwać "czasem z komórką w ręce". Coraz więcej trenerów najmłodszym zawodnikom pozwala jednak korzystać z telefonów tylko w określonych godzinach i dbają, by reszty czasu nie spędzali wpatrując się w sufit. Wszystko po to, by wyjazd na obóz nie tylko poprawiał umiejętności piłkarskie, ale też zachęcał do uprawiania sportu. A w tym wieku nie ma lepszego wabika niż koledzy i fajna zabawa. Dlatego podczas obozów trenerzy nie zamykają już dzieci w pokojach i na świetlicach, tylko organizują im czas. Zabierają na basen, do kina, wymyślają wyjścia do muzeów, parków rozrywki, na gokarty, czy do parków linowych. Normą są też codzienne konkursy, rywalizacja, czy nawet dyskoteki. - W dzisiejszych czasach prowadzimy nierówną walkę z laptopami i smartfonami. Jeśli byśmy dzieciakom nie zaoferowali nic w zamian, to przegralibyśmy walkowerem, a tak oni dostają naprawdę kilkanaście godzin rozgrywki. Po takim dniu nie mają już nawet siły patrzeć w telefon, choć muszę przyznać, że wieczorem trenerzy też mają już wszystkiego serdecznie dość - przyznaje inny szkoleniowiec. Piotr Jawor