Interia: Jak udało Ci się podjąć współpracę z klubami w Wielkiej Brytanii? I jak doszło do tego, że szukałeś talentów dla Liverpool i Manchester United? Maciej Herba: Współpracę mogę rozdzielić na trzy etapy : Burnley, Liverpool i Manchester United. W 2013 roku rozpocząłem ją w klubie, który nazywa się JFC. Z nimi wygrałem ligę. Bardzo dobry zespół. Obecnie Ci chłopcy mają już po 18 lat, a ja wciąż trochę ponad 20 (śmiech). W nagrodę za dobre wyniki zespołu, otrzymaliśmy wejściówki na mecz Wigan Athletic. Dostaliśmy możliwość wejścia do szatni, wycieczki po stadionie, spotkaliśmy piłkarzy. W lokalnej gazecie ukazał się artykuł odnośnie naszego sukcesu. Niestety, podano nazwisko innego trenera, nie moje. Oczywiście spotkało się to z frustracją z mojej strony i niezrozumieniem sytuacji, bo to ja odpowiadałem za ich proces treningowy. To skłoniło mnie do tego, aby założyć własny zespół. Trzon drużyny z poprzedniego klubu dołączył do mojego zespołu i tak rozpoczęła się moja przygoda z Magiciem, który otworzyłem. Rozpoczęliśmy nasze rozgrywki w Salford. Pamiętam jak w 2015 roku poznałem skauta z Manchesteru United. Odbyliśmy rozmowę i założyłem sobie, że nasz zespół wygra ligę. Oczywiście nikt w to nie wierzył. Był to dla mnie dynamiczny czas. To znaczy? Jeździłem po Europie, szkoliłem się. Byłem w Ajaksie, Barcelonie, czy Realu Madryt. Oglądałem szkółki w Anglii i tak budowałem swój warsztat trenerski. Nie będę ukrywał, że inspirowałem się piłką hiszpańską i uważałem, że sporo można zaimplementować na angielskie podwórko. Rozpocząłem przygodę z zespołem U-9, chłopcy z rocznika 2009. Rywalizację podjęliśmy od 4 dywizji we wrześniu. Pierwsze wyniki były bardzo wysokie. Wygrywaliśmy zdecydowanie np. 23-0, 26-1. Związek postanowił w październiku przenieść nas do 3 dywizji. Tam padały także pokaźne wyniki jak 15-0, więc w listopadzie przerzucili nas do dywizji drugiej. Nie zajęło nam zbyt dużo czasu, bo w grudniu byliśmy w dywizji pierwszej, czyli w niecałe sześć miesięcy udało nam się przejść z 4 do 1 dywizji grassroots. Przez cały sezon chłopcy nie przegrali żadnego meczu, stąd moja decyzja, by przenieść ich do rocznika wyższego. Najbardziej zależało mi na rozwoju chłopców. Wtedy już współpracowałem z Burnley i starałem się pozyskaną wiedzę implementować także do naszego zespołu. Moi chłopcy pod koniec maja dostali się do finałów pucharu, który odbywał się na ośrodku treningowym Manchesteru United. Wygraliśmy finał i kilku chłopców dostało oferty dołączenia do akademii. A jak zaczęła się Twoja przygoda z Burnley? - Dostałem propozycję od skauta o imieniu Barry, którego poznałem na jednym z kursów. Zadzwonił do mnie i zadał pytanie "Maciek słuchaj, czy Ty dalej chciałbyś pracować dla akademii w Premier League?". Sformułowanie odpowiedzi zajęło mi niecałą sekundę. Oczywiście przestrzegał mnie, jak wygląda praca skauta, że są to godziny stania w deszczu, wiele wyrzeczeń. Zostałem zaproszony przez jego przełożonego do ośrodka Burnley. Pamiętam ten dzień jak dziś. Była pochmurna pogoda, ale cały ośrodek zrobił na mnie ogromne wrażenie. Rozpocząłem swoją pracę w regionie Manchesteru. Spotykałem wielu skautów z innych akademii. Pamiętam, była taka sytuacja na jednym z turniejów, gdy podczas rozmowy z trenerem zwróciłem jego uwagę jak wielu tutaj jest skautów. Odpowiedział z niedowierzaniem, że oprócz mnie nie widzi tutaj nikogo. Zacząłem wymieniać. Spójrz, tam jest wysłannik : Liverpoolu, Evertonu, tam United, tam City. To dowodzi tego, jak wielka jest sieć skautingu już od najmłodszych roczników. Wracając do tego Stockport - stoję sobie, scoutujemy. Pamiętam, taki pochmurny dzień, jaki to bywa w Manchesterze normalnie. Obserwuję zawody z jednym ze scoutów, który zadał mi pytanie, czy nie miałbym ochoty napić się kawy. Poszliśmy na kawę i dał mi feedback, co mogę poprawić w swojej pracy, jakich błędów się wystrzegać. W pewnym momencie zadał mi pytanie, czy nie chciałbym pracować dla Liverpoolu. Moja odpowiedź zajęła była błyskawiczna. Przecież to było spełnienie moich marzeń. Pojechałem do Polski na kilka obozów i zadzwonili do mnie, że zapraszają na rozmowę. Po przyjeździe spotkaliśmy się wspólnie z szefem skautingu. Wchodząc do budynku, na wprost stał puchar za wygranie Champions League. To było niesamowite doświadczenie. Zaproszono mnie na rozmowę i rozpoczęliśmy ją od tego, że mieli przygotowane raporty na temat mojej osoby. Był to dla mnie ogromny szok i niedowierzanie. Około miesiąca przechodziłem szkolenia i uczyłem się sposobu ich obserwacji, w jaki sposób DBS jest robiony. Po miesiącu wyjechałem pierwszy raz skautować. Stałem pierwszy raz w terenie i naszły mnie obawy, że nie będę w stanie znaleźć żadnego wartościowego zawodnika, widząc tych piłkarzy, których obserwowałem na treningach przez miesiąc w Akademii. To był po prostu poziom top. Andy był moim mentorem. Powiedział mi na samym początku. "Słuchaj, ja powiem Ci wszystko, więc jeżeli będziesz robił błędy, to dowiesz się o tym ode mnie". Po pół roku pracy z prywatnym koordynatorem byłem gotowy, aby samodzielnie jeździć i doglądać zawodników. Zakres mojej pracy był szeroki. Robiłem także różnego rodzaju projekty na terenie Manchesteru i Liverpoolu tj. zajęcia w szkołach. Towarzyszył mi inny trener - Yannick, który wychował takich zawodników jak Rashford czy Lingard. Po pewnym czasie przepracowanym dla Liverpoolu zaczęły nachodzić mnie myśli o powrocie do Polski. Moje doświadczenia utwierdziły mnie w przekonaniu, że jako nacja posiadamy ogromny potencjał, że jest on w naszych dzieciakach. Ja wierzę w to, że moglibyśmy nawet wygrać mistrzostwo świata. Może jestem w błędzie, ale w to wierzę. Mamy wszystko. Młodzi chłopcy są wspaniali. Uważam, że do 9. - 12. roku życia jesteśmy na tym samym poziomie, co największe kluby. Różnice w poziomie pojawiają się później. Też mam podobne refleksje. Miałem przyjemność nawet grać przeciwko Evertonowi, gdy pracowałem w jednej z akademii. Wiadomo, że pod względem sztabu i zaplecza byli imponujący Bodajże 8 czy 9 trenerów. Kulturą i organizacją gry, powiedzmy, że byliśmy na podobnym poziomie. - Wiedziałem, że chcę wrócić do Polski. Przyjechałem i miałem już zaawansowane rozmowy z jednym z klubów, ale przed wyjazdem zadzwonił do mnie ten sam szef skautingu, który ze mną rozmawiał w 2015 roku . Spytał o możliwość spotkania przy kawie. Spotkaliśmy się w trójkę, bo był jeszcze jego zwierzchnik. Rozmowa trwała ok. 2 godziny i spuentowali ją słowami, że mają nadzieję, że będą mieli mnie w zespole. Po paru dniach zadzwonili do mnie z pytaniem, czy nie byłbym zainteresowany podjęciem pracy w Manchesterze United. Jakie są twoje refleksje na temat szkolenia i doświadczeń, które zdobyłeś? Patrząc z perspektywy czasu na wszystkie akademie, w których byłem, a widziałem ich dużo, to każda podróż urozmaiciła mój pogląd na futbol. W Anglii praktycznie ¾ tych największych akademii, a także w Benfice, Realu Madryt, Barcelonie czy Ajaksie - każda akademia ma swój styl. Produkuje też zawodników takich, którzy w ich systemie pasują do "układanki". Pamiętam, że np. w Liverpoolu dopiero po koło roku trenerzy i inni pracownicy akademii rozmawiali ze mną na każdy temat. Andy powiedział, żebym się nie dziwił. Jestem nowy, ale przyjdzie moment w którym zostanę w 100 % zaakceptowany. Po roku było tak, że przyprowadziłem zawodnika, który podpisał kontrakt i do tej pory gra. Prawdopodobnie za jakiś czas stanie się zawodnikiem Premier League, bo ma do tego predyspozycje. Kiedy ich przekonałem tym ruchem, to wtedy zaczęto w klubie ze mną rozmawiać. Zasypywałem ich milionem pytań. Jak ja wchodziłem na trening, to oni się łapali za głowę, ile wiedzy chciałbym posiąść. Wiedziałem, że to jest dobry czas, kiedy mogę się od nich uczyć. Wiedziałem, że jeżeli kiedyś odejdę, to mogę już nie mieć okazji, żeby zadać pytanie, które chciałem zadać. Na przykład pamiętam, jak rozmawiałem z szefem szkolenia i był to ogrom wiedzy ze względu na przekazywane informacje, instrukcje. Co oni widzą, na to zwracają uwagę, jakie cechy i założenia musi spełniać ośmiolatek, żeby to było widoczne w wieku 14 lat. To jest wielki ciąg od początku, czyli jak zawodnik dołącza do akademii po efekt końcowy, czyli gotowość rywalizowania na najwyższym poziomie. Kiedyś zadzwonił do mnie znajomy trener, który starał się o angaż w jednym z klubów ekstraklasy z pytaniem, czy wsparłbym go jakąś książką, która pomogłaby mu w rozwoju. Wykonałem telefon do swojego mentora - Andy’ego, ponieważ wiedziałem, że jest fachowcem w swojej dziedzinie. Po zadaniu pytania, roześmiał się. Myślałem, że zadałem jakoś źle sformułowane pytanie w języku angielskim, ale on odpadł całkiem serio "Maciek, na to jest jedna książka, która nazywa się życie i doświadczenie". Chętnie spytałbym o scouting. Na jakie komponenty zwracano uwagę głównie przy doborze zawodników do akademii w Liverpoolu, a jak w Manchesterze United? - Wszędzie mieli jedną wspólną cechę - zawodnik miał być najlepszy. Każda akademia miała swój system. Trzeba było zrozumieć, czego szukają, co robią, kogo chcą wyprodukować. Różne mieli zachowania, których poszukiwali. To było uwarunkowane też kategorią wiekową graczy. Im starszy zawodnik, tym bardziej specyficzne niuanse do danej strefy. Po prostu później był już szukany zawodnik pod konkretną pozycję. Pytam, ponieważ w Polsce w najniższych kategoriach powoli odchodzi się od grania pod wynik. To zapewne będzie długi proces, lecz dalej w rozgrywkach CLJ-ki można zauważyć, że w dużej mierze występują zawodnicy wcześnie dojrzewający. Tacy, którzy po prostu są szybcy i silni. - Przede wszystkim to chyba ważna informacja, że oni wiedzą konkretnie co, gdzie, kogo chcą. System scoutingowy w obu klubach jest bardzo rozwinięty. Są to setki skautów. Na przykład dla rocznika do ośmiu lat, powiedzmy sześćdziesięciu, siedemdziesięciu scoutów. Szuka się więc najlepszych, poza tym każdy wie, czego chce. Samo to, że Liverpool spędził ze mną praktycznie sześć miesięcy na szkolenia, mówi o skali rozpoznania rynku. Miałem swojego opiekuna, który jak zrobiłem jakikolwiek błąd, to po prostu "dawał mi po łapach". Później nauczyłem się tego, czego ode mnie oczekiwali, dlatego dla Manchesteru byłem też łakomym kąskiem. Dostali produkt, czyli mnie, który wiedział co robi. Oni nie musieli w to inwestować żadnych pieniędzy. Pamiętam, że pierwszego dnia odebrałem sprzęt i podpisałem umowę, a kolejnego już pracowałem i działałem w terenie. Tam np. są rankingi scoutów. Jeśli przyprowadza się zawodników lub dobrze ocenia ich potencjał, to jest się oznaczonym kolorem zielonym. Mniej skuteczni oznaczani są kolorem pomarańczowym i muszą być doszkoleni. Jeżeli po doszkoleniu otrzymuje się jedno ostrzeżenie, a następnie drugie, to można przedwcześnie zakończyć współpracę. Jak wygląda zainteresowanie rynkiem polskim? Czy te duże kluby w jakiś sposób monitorują, co się u nas dzieje? Czy trafia się dużo utalentowanych Polaków? - Tak, jest dużo Polaków, ale tych, którzy przeprowadzili się wcześniej do Wielkiej Brytanii. Jeżeli chodzi o rynek polski, to pamiętam słowa jednego z przełożonych, które mocno mnie zabolały. "Gdzie jest wasza liga?". Wtedy poczułem, jakby ktoś mnie spoliczkował. Kolejne pytanie brzmiało "Jakie są u was największe zespoły i co osiągają w Europie?". Odpowiedziałem, że w Polsce, (nie faworyzując) to Legia Warszawa i Lech Poznań. Uzyskałem odpowiedź, że dobrze, że ktoś gdzieś coś osiąga, ale nie jest to najwyższy poziom. Na pewno dużo Polaków jest w akademiach. Sam prowadziłem Polaka na treningach indywidualnych w Wielkiej Brytanii, który w tym momencie jest na kontrakcie profesjonalnym i do następnego sezonu powinien dostać szansę w Premier League, więc czekam na jego debiut. Warto dodać, że poprzez wyjście z Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię, sposób pozyskiwania zawodników mocno się utrudnił. Zawodnicy, którzy mogą dołączyć do akademii są już w wieku, w którym powinni być ukształtowani. Wręcz angielskie kluby w pewnym sensie cieszyły się z takiej, a nie innej decyzji, ponieważ mogły w większym stopniu stawiać na swoich wychowanków. Zawodnik 15-16-letni obecnie nie wjedzie z taką łatwością do Wielkiej Brytanii. Nawet, jeżeli zawodnik zdobędzie wizę, to nie przyjeżdża na klasyczne "testy". Takie sprawdziany umiejętności trwają do 7 tygodni i udać się na nie może zawodnik, który jest już wyskautowany i uzyskał pozytywną opinię pionu skautingowego. Ja np. za jednym 9-latkiem potrafiłem jeździć 8 miesięcy, kiedy pracowałem w Liverpoolu. Tyle trwało ocenianie jego potencjału i przydatności dla akademii. Czym zajmujesz się obecnie? - Współpracuję z klubami oraz zawodnikami. Dzielę się doświadczeniem zgromadzonym w ostatnich 11 latach pracy z piłkarzami na różnym poziomie. Pomagam tez klubom i zespołom jako doradca. Jak prowadzić klub, tworzyć markę, prowadzić zespół, na co zwracać uwagę w kategorii wiekowej itp. Czasami udzielam się tez przy projektach. Np. w marcu tego roku jeden z zespołów z Polski zagrał z Manchesterem City. Rozmawiał Mateusz Paturaj