Jakub Żelepień, Interia: Na czym polega fenomen waszego szkolenia? Ariel Jacobs: To krótkie pytanie, ale bardzo długa i złożona odpowiedź. Po pierwsze musimy sobie uświadomić, że Belgia to mały kraj, a futbol jest tutaj słaby pod względem ekonomicznym. Nie jesteśmy Francją, Niemcami, Anglią, Hiszpanią, Włochami czy nawet Holandią. Można nas porównać do Portugalii - to też mały kraj, który jednak potrafi szkolić znakomitych piłkarzy i liczyć się w europejskim futbolu. Portugalia od dawna cieszy się reputacją fabryki doskonałych piłkarzy, a Belgia zapracowała na to w ostatnich kilkunastu latach. - Przez wiele lat wszystko robiliśmy źle. Szkolenie młodzieży nie było na szczycie listy priorytetów naszych klubów. Za nami wiele chudych lat reprezentacji, kadr młodzieżowych i drużyn ligowych. Ponad 30 lat temu, kiedy prowadziłem reprezentację U-21, widziałem wiele braków. Nie tylko przegrywaliśmy z rywalami, ale zdecydowanie od nich odstawaliśmy: technicznie, taktycznie, motorycznie, mentalnie. Wówczas, w latach 90., rozpoczęliśmy żmudną pracę polegającą na przekonywaniu klubów do inwestowania w młodzież. Ten proces zajął nam całe lata, wszystko działo się powoli, krok po kroku. Właściciele klubów rozumieli, że to dla dobra wszystkich czy spotykaliście się z dużym oporem? - Niektórzy zrozumieli szybciej, inni później. Ogólnie jednak wszyscy widzieli, że nasz futbol nie zmierza w dobrą stronę i trzeba to zmienić. W końcu akademie zaczęły być postrzegane jako ważny element klubów. Boiska były profesjonalne, trenerzy certyfikowani, a skauting był prowadzony na poważnie. W wielu zespołach zrozumiano również, jak istotna jest tak zwana faza przejścia. Chodzi o okres wychodzenia z wieku juniora i wchodzenia w wiek seniorski. Mam na myśli piłkarzy pomiędzy 17. a 22. rokiem życia. Bardzo często zdarzało się i - i niestety nadal się zdarza -, że jeśli raz się sparzyli i nie byli jeszcze gotowi na grę w profesjonalnej piłce, później znikali i de facto kończyli kariery. To wierzchołek góry lodowej, ale niezwykle ważny. Federacja ma świadomość, że należy ten problem rozwiązać jak najszybciej, bo tracimy wielu potencjalnie solidnych zawodników. CZYTAJ RÓWNIEŻ: Dlaczego piłkarze młodzieżówek "giną" w dorosłej piłce? Jak to zrobić? - Od kolejnego sezonu zaczniemy integrować ze sobą drużyny U-20 i U-23 naszych 16 ekstraklasowych klubów w drugiej lidze, a także w dwóch ligach amatorskich. Wszyscy mają być na bieżąco monitorowani przez swoje macierzyste zespoły. Mamy nadzieję - choć nie jesteśmy jeszcze tego pewni, bo dopiero będziemy zaczynać - że dzięki temu nie będziemy gubić talentów. Co jeszcze poleciłby pan Polsce, aby mogła ona marzyć o dorównaniu poziomem szkolenia do Belgii? - Myślę, że to, co my zrobiliśmy jakieś 25 lat temu - założenie szkół sportowych na topowym poziomie. Chodzi o to, aby utalentowane dzieci otrzymały edukację na wysokim poziomie, a jednocześnie miały okazję do profesjonalnych treningów. Wszystko to jest ułożone w taki sposób, aby nie ucierpiało ani jedno, ani drugie. W przypadku chodzenia do zwykłej szkoły i dojeżdżania na treningi do klubu często jest tak, że nie da się tego połączyć, bo godziny na siebie nachodzą. Zakładając szkoły sportowe, pozbywamy się tego problemu. Wiele takich placówek jest również pod patronatem najlepszych belgijskich klubów. To też ułatwia proces skautingu. Uważa pan, że można by przełożyć system belgijski 1:1 na Polskę i przyniósłby on takie same efekty? - Chyba nie, każdy kraj to osobna historia. To, o czym mówiłem, to pewien program, on nie jest naszą tajemnicą. To ogólne wytyczne, wedle których należy postępować, aby zwiększyć szanse młodych zawodników na zrobienie poważnej kariery. Nie jest jednak tak, że każdy kraj, który to skopiuje, odniesie sukces. To proces, który wymaga zaangażowania klubów, federacji, polityków, władz lokalnych. My mamy kilkadziesiąt lat doświadczenia, ale nie oznacza to, że unikamy wszelkich błędów. Chodzi o to, żeby znaleźć swoją ścieżkę, dobrać odpowiednich ludzi i odpowiednie techniki. Rozmawiał Jakub Żelepień, Interia