Pierwszą część rozmowy - na temat szkolenia w akademiach angielskiej Premier League - znajdziesz w tym miejscu. Wojciech Górski, Interia: Oprócz przygody w angielskich klubach zbieraliście jeszcze trenerskie szlify w hiszpańskim Elche FC oraz w Stanach Zjednoczonych. Szymon Matyjasek, trener dzieci i młodzieży: - W Elche byłem na stażu w 2019 roku. Przyglądałem się pracy drużyny do lat 19. Podobnie jak w Anglii - poznałem trenera, który chętnie mi pomógł. Po prostu pojechałem autobusem na stadion i zapytałem, czy będzie możliwość obserwowania jakiegoś zespołu (śmiech). Akurat miałem szczęście, bo jedyną osobą w biurze był właśnie trener drużyny U19. Zapytał, jaka drużyna mnie interesuje, a ja odparłem, że chciałbym zebrać doświadczenie ze starszymi zawodnikami. Okazało się, że rozmawiam z dobrą osobą. Porównując Hiszpanię do Anglii można zauważyć wiele różnic? SM: - Oba kraje różnią się pod względem kultury. Hiszpanie są bardzo ekspresyjni, dużo mówią, dużo gestykulują. Widać to było na meczach najmłodszych drużyn, do których bardzo emocjonalnie podchodzili rodzice. W pozytywny sposób - nie "sterowali" zawodnikami, a mocno dopingowali. W Anglii rodzice nie byli dopuszczani tak blisko, oglądali mecze z wyznaczonych miejsc. Hiszpanie od najmłodszych lat imponowali umiejętnościami technicznymi? SM: - Hiszpania to słońce, plaża, gra w piłkę na ulicach od rana do nocy. Młodzi chłopcy idą do szkoły z piłką pod pachą. Cały czas mają z nią kontakt. I to nie tylko zawodnicy. W barach często leciała muzyka, ale kiedy trwał mecz, zawsze pokazywano spotkanie. Jedzono posiłek przy dobrym meczu w tle. Piłkę widać było wszędzie. Jak opisałbyś treningi drużyny U19 Elche? Były już mocno zbliżone do piłki seniorskiej? SM: - Bardzo mocno zbliżone. Zespół, przy którym byłem podchodził do wszystkiego bardzo profesjonalnie. Sztab szkoleniowy składał się około z 8 osób. W jego skład wchodził cały zespół analityków, trenerów od przygotowania motorycznego, psycholog, kierownik zespołu i oczywiście trener główny i asystenci. Rozwój piłkarski połączony był ze szkołą. Trenowano głównie rano, bo popołudniu były zbyt wysokie temperatury. Drużyna mocno bazowała na periodyzacji taktycznej, czyli pracy na modelu gry, w którym nauczanie taktyki opiera się na zasadach treningu motorycznego. Ćwiczenia zawierały 4 wymiary gry w piłkę nożną: techniczny, taktyczny, motoryczny i psychologiczny oraz 4 momenty gry: fazę ataku, obrony oraz fazy przejściowe (transfer pozytywny i negatywny). Mogłem również uczestniczyć w analizach, omawiane były treningi i mecze Elche oraz ostatnie trzy gry przeciwnika. Mój hiszpański nie jest na bardzo wysokim poziomie, ale dobrze dogadywałem się z zawodnikami i trenerami, którzy byli bardzo otwarci. Spodobało im się to, że byłem w stanie poświęcać cztery godziny w autobusie, żeby dowiedzieć się wielu rzeczy, do których otworzyli mi dostęp. Zobacz skróty półfinałowych spotkań LM Sprawdź teraz! Uwagę zwraca zwłaszcza świetne rozpracowanie przeciwnika już w piłce juniorskiej. Przyznam, że nie miałem takiego doświadczenia z Polski. SM: - W Polsce też to funkcjonuje. W zespołach U19 analiza przeciwnika jest na dobrym poziomie. Hiszpanie mieli dostęp do programu WyScout lub wymieniali się informacjami z trenerami innych drużyn. W Polsce też zdarza się, że trenerzy wymieniają się nagraniami meczów, nie jest to nic złego. Czy w Elche lub klubach angielskich dało się odczuć jasno określoną filozofię klubu? SM: - Zdecydowanie tak. W Elche skupiano się na posiadaniu piłki i odpowiednim momencie przejścia wyżej. W treningu było dużo gier pozycyjnych, dużo zwracania uwagi na ustawianie ciała, właściwy moment pressingu i spójną reakcję całego zespołu, a także na reakcję po stracie piłki. Byłem na kilku meczach pierwszego zespołu, gdzie występowały te same elementy. Przełożenie założeń pierwszej drużyny na zespół U19 było wyraźne. Występowało też duże utożsamianie się z klubem. Dało się to zauważyć, gdy rozmawiałem z zawodnikami o stadionie, historii miasta, klubu. To wcale nie jest takie oczywiste. Spytam może nieco prowokacyjnie. Mówiliście, że w Anglii kładzie się mocny nacisk na intensywność gry, w Hiszpanii - na technikę, posiadanie piłki. Czy Polska ma taką cechę wiodącą w szkoleniu? Mateusz Paturaj, trener dzieci i młodzieży: - Z pewnością motorykę (śmiech). Tak zupełnie szczerze to bardzo dużą uwagę przywiązywało się do zajęć ogólnorozwojowych-motorycznych. Obecnie proporcje się zmieniają i tego typu zajęcia stanowią bardziej formę kompensacyjną, uzupełniającą. SM: - Trochę odchodzi się od tego, ale niegdyś większy nacisk w Polsce był na ćwiczenia motoryczne bez piłki, niż z piłką. W Hiszpanii wszystkie zajęcia były prowadzone z piłką. Nawet część motoryczna. Myślę, że w Polsce za dużo czasu poświęcaliśmy na zajęcia bez piłki. MP: - To na szczęście już się zmienia. Gdy obserwowałem Real Oviedo, rzucił mi się oczy luz, z jakim grali. U nas często zdarza się, że gdy zawodnik podejmuje ryzyko, kolokwialnie rzecz ujmując - np. założy komuś "kanał", to zdarza się, że trener przestrzega go. Hiszpanie mieli większy luz w kontekście ryzykownych zagrań w trakcie gry. Nawet podczas gry w rondo, trener włączał się do gry, by założyć komuś "siatkę". Gdy to się udało, wszyscy cieszyli się, celebrowali, jak zdobycie bramki. Jest to forma zbliżenia się do zespołu, integracji i tworzenia pogodnej atmosfery. Konfrontując się z drużyną przy której wówczas pracowałem, było widać różnicę w tym względzie. Brakowało takiego luzu. To czynnik potrafiący zrobić różnicę w meczu. Podejście "no stress" pozwala lepiej odnaleźć się w grze, nie myśleć o konsekwencjach - w pozytywnych sensie.