Temat przenoszenia ambicji rodziców na własne dzieci już od dłuższego czasu jest przedmiotem publicznej debaty. A piłka nożna po raz kolejny staje się przykładem obszaru szczególnie narażonego na owo działanie. Trenerzy Akademii Młodego Piłkarza zwracają uwagę, że szkodliwe praktyki niektórych rodziców nie zawsze są widoczne na pierwszy rzut oka - jak np. głośne krzyki przy linii bocznej. Niezdrowa presja nałożona na dziecko, szybko staje się ciężarem, który hamuje jego rozwój. Taką presją może być także "motywacyjna" forma nagradzania młodego piłkarza za boiskowe osiągnięcia. - Rodzice często "przekupują" dzieci - słodyczami, pieniędzmi, grą na PlayStation, czy nawet... wycieczkami zagranicznymi, bo i takie historie słyszałem. Dzieci "nagradzane" są za sukcesy sportowe, jak np. strzelanie bramek, nawet w sparingach i turniejach, czy przyniesione do domu statuetki z takich imprez - opisuje Mateusz Paturaj, ekspert Akademii Młodego Piłkarza, a na co dzień trener dzieci i młodzieży w warszawskiej szkółce Juventusu. - Rodzic powinien konsultować takie działania z trenerem. Nie powinny mieć miejsca sytuacje, w których rodzic "motywuje" dziecko, obiecując gotówkę za określoną liczbę bramek. Jeśli rodzic widzi, że jego dziecko na boisku nie jest zmotywowane, zawsze może przyjść do trenera, zapytać, czy ten też to zauważył i co można w tej sprawie zrobić. Formą gratyfikacji dla zawodnika może być np. opaska kapitana, czy gra na ulubionej pozycji - tłumaczy Szymon Matyjasek, także pracujący w polskiej szkółce "Starej Damy". - Jeśli dziecku oferowane są bonusy - w postaci dodatkowej gry na PlayStation, czy pieniędzy - za określoną liczbę bramek w meczu, to będzie się to odbijało na całym zespole. Dajmy na to: "przekupiony" piłkarz nie poda do lepiej ustawionego zawodnika, a będzie oddawał strzały z każdej pozycji, bo umówił się z tatą, że za kilka bramek dostanie dodatkowy dzień gry na komputerze - dodaje. Nadmierna presja na dziecku. Gdy pasja przeradza się w obowiązek Rozwój piłkarski nie u każdego dziecka przebiega tak samo. Wielu zawodników, którzy w wieku 8-12 lat ustępują rówieśnikom rozkwitają dopiero w późniejszym wieku, osiągając w piłce znacznie więcej, niż "talenty" z wieku przed złotym okresem rozwoju motoryki. Choć rozwój zawodników nie zawsze przebiega równomiernie, lecz z pewnością system kar i nagród za wyniki sportowe powoduje szybszą demotywację i problemy natury mentalnej wśród młodych piłkarzy. Próby sprostania oczekiwaniom rodziców powodują, że pasja przeradza się w smutny obowiązek. - W tym wieku dzieci nie radzą sobie jeszcze emocjonalnie. Mam przykłady dzieci, które zagrały dobry mecz, ale nie strzeliły gola i w szatni wybuchały płaczem. Dlaczego? Bo nie strzeliły tych kilku bramek, a miały umowę z tatą, mamą, czy dziadkiem. Trudno wytłumaczyć takiemu zawodnikowi, że grał naprawdę dobrze, spełnił założenia drużynowe, a teraz jest smutny - opowiada trener Matyjasek. Nakładanie presji na młodych zawodników może odbywać się także na innych płaszczyznach. Niektórzy rodzice, chcąc pochwalić się swoimi pociechami, zakłada im konta na portalach społecznościowych, takich jak Instagram czy Facebook, a następnie prowadzi tak, jak robią to zawodowi sportowcy. Niektóre z takich kont mają dziesiątki tysięcy obserwujących, którzy porównują młodych adeptów do "następnego Messiego" czy "nowego Lewandowskiego". - Trudno jest trenerowi ukształtować zawodnika, który mocno jest ukierunkowany przez swojego "menedżera", którym od najmłodszych lat jest tata - dodają eksperci Akademii Młodego Piłkarza. Najlepszy rodzic do współpracy? Ten ufający trenerowi Jak wyjaśniają szkoleniowcy, problem z "przekupstwem" młodych zawodników jest złożony. Zdaniem ekspertów podobne praktyki kwestionują w dziecku autorytet i zaufanie do trenera. - To ewidentny brak zaufania do tego, co robi trener. Coraz częściej organizowane są zebrania z rodzicami, gdzie uświadamia się im, że przychodząc do klubu oddaje się dziecko pod opiekę trenera, starającego się ukształtować dobrego zawodnika, a także dobrze funkcjonującego w społeczeństwie człowieka - zaznacza trener Paturaj. Jak z tymi problemami radzą sobie akademie zachodnich klubów? Eksperci Akademii Młodego Piłkarza przytaczają przykład grającego w Premier League Crystal Palace, gdzie przebywali na stażu. Tam rodzice podczas treningu mogli udać się do osobnego pomieszczenia, kawiarni, gdzie mogli rozmawiać i debatować w gronie opiekunów. Swoje dziecko odbierali dopiero po zakończonych zajęciach. - Gdy "płacimy" dziecku za zdobyte bramki, funkcjonujące zdrowe zasady są wówczas naginane. I to bez żadnej konsultacji z trenerem, który mógłby w tej sytuacji pomóc. Gdy dziecko jest rozchwiane emocjonalnie, nieradzące sobie ze stresem, to właśnie trener ma narzędzia pedagogiczne, które mógłby wdrożyć. Rodzice często działają intuicyjnie, nieświadomie robiąc krzywdę trenerowi, drużynie i - przede wszystkim - samemu zainteresowanemu - kontynuuje ekspert Akademii Młodego Piłkarza. Trener Paturaj zauważa też, że rozwojowi dziecka przeszkadza wysyłanie sprzecznych informacji. Jak dodał, ważnym zadaniem dla rodzica jest zrozumienie, że proces rozwoju wymaga dużej cierpliwości. Opiekunowie, którzy wierzą w istotę harmonijnego rozwoju, częściej ufają trenerom, co z kolei przekłada się na lepszą współpracę na linii szkoleniowiec - rodzic - zawodnik. - Oprócz tego, że rodzice robią "suszarkę", grożą, że "inaczej nie zagrasz na PlayStation", czy "nie zabiorę cię do zoo", to dodatkowo powstaje dysonans, bo dziecko otrzymuje sprzeczne sygnały. Zupełnie niezgodne z tymi, które stara się przekazać trener. Niektórzy rodzice wpajają dzieciom, że trener jest niesprawiedliwy, bo np. zdjął syna czy córkę z boiska, wmawiają, że zrobił to celowo, by osłabić jego pozycję w drużynie. Budują narrację, że "ty jesteś tym dobrym, a trenerzy lub koledzy tymi złymi". Wiadomo, że kończy się to konfliktami w drużynie - opisuje Mateusz Paturaj. Trenerzy przytoczyli też historię, która dobrze obrazuje problem, z którym regularnie muszą mierzyć się szkoleniowcy drużyn młodzieżowych. - Pamiętam sytuację, kiedy rodzice jednego z klubów uparli się, że w przypadku awansu zorganizują dla zawodników drogą wycieczkę. Problem polegał na tym, że nie dla całej drużyny, a jedynie wybranej grupy osób. Na szczęście trenerzy szybko zareagowali i wybili im to z głowy - opowiada jeden z trenerów dzieci i młodzieży. - Powiedzieli: "Dobrze, że mówicie nam to teraz. Jak wyglądałoby w oczach dzieci to, że po awansie tylko część z nich jedzie na wycieczkę?". W ten sposób tworzy się rozłam w drużynie i powstają osobne grupy. To wszystko ma przełożenie na późniejszą współpracę na treningach i meczach. Oczywiście, nie ma nic złego w grupowych wyjazdach, ale takie rzeczy powinny być konsultowane z trenerami i dotyczyć całego zespołu. Wtedy nawet w przypadku braku awansu obiecany wyjazd może dojść do skutku, jako nagroda za to, że cały zespół ciężko pracował i dążył do wspólnego celu. Jeśli zaangażowana jest w to cała drużyna - wówczas nie widzę żadnych przeszkód - dodał szkoleniowiec. Wojciech Górski