Akademia Młodego Piłkarza to wspólny projekt Interii oraz Polsatu Sport, skierowany szczególnie dla młodych piłkarzy, ich rodziców oraz trenerów. Teksty z serii Akademia Młodego Piłkarza można czytać w Interii, a nagrania cyklicznie oglądać w programie Cafe Futbol. Drugą część wywiadu przeczytasz w tym miejscu. Wojciech Górski, Interia: Kiedy zapytałem, czy porozmawiamy o szkoleniu młodych zawodników, pan od razu odpowiedział mi, że w Polsce należy zacząć od szkolenia trenerów. Skąd taka opinia? Marek Duraj, trener i koordynator Akademii Odry Opole: - Nowatorskie szkolenie trenerów w Polsce ma miejsce dopiero od około 10 lat. Niestety, wielu trenerów, którzy wcześniej uzyskali swoje kwalifikacje, często nie aktualizuje swojej wiedzy. Mają oni wypracowane metody działania - w oparciu o ówczesną wiedzę, która w świecie nowoczesnej piłki nie jest do końca aktualna. Szkolenie dzieci i młodzieży wymaga zupełnie innej metodologii w porównaniu do pracy z seniorami. Do niedawna nie do końca rozróżniało się szczegółowe specjalizacje - jak np. szkolenie przedszkolaków, żaków, orlików, czy młodzików, bo tych kategorii tak naprawdę nie było. Przygoda w klubie zazwyczaj zaczynała się po 10. roku życia. Zmiana nastąpiła w okolicach turnieju Euro 2012. Wówczas jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać akademie piłkarskie. Wcześniej podobne szkółki posiadały tylko duże kluby, później trochę mniejsze, a teraz tak naprawdę każda osoba może założyć w swojej miejscowości akademię piłki nożnej i prowadzić treningi. Duża liczba akademii paradoksalnie może być problemem? - W Polsce zawód trenera jest "uwolniony". Przykładowo, jeśli jestem stolarzem lub murarzem i uwielbiam piłkę, w wolnej chwili mogę prowadzić swoją akademię. Nikt mi tego nie zabroni i nie będzie wymagał dodatkowych kwalifikacji. Oczywiście, jeśli mówimy o zespołach ligowych - wówczas te kwalifikacje są już potrzebne. Natomiast do samego prowadzenia treningów - nikt nie może tego skontrolować. Tu przechodzimy do meritum - osoba niewykwalifikowana, która nie ma odpowiedniej wiedzy w danej dziedzinie - nie tylko w kwestii samego prowadzenia treningu, ale także tematów psycho-pedagogicznych, czy związanych z rozwojem fizycznym może narobić więcej krzywdy niż pożytku. Często zdarza się też tak, że trening seniorski przekładany jest na zajęcia dzieci i młodzieży. Efekt tego może i jest fajny na tu i teraz, ale patrząc długofalowo rezultat jest zgoła inny - uzyskujemy zawodników, którzy nie są wszechstronnie wyszkoleni. W treningu dzieci powinniśmy skupić się na nauczaniu i doskonaleniu pewnych elementów. Co jest najważniejsze w szkoleniu zawodników do 12. roku życia? Ważniejsze jest, by pobudzić go fizycznie, ogólnorozwojowo, czy już w tym wieku trzeba pracować nad "rozumieniem" gry? - Są różne opinie, szkoły i filozofie na ten temat. Jednak nawet osoby skupione stricte na rozumieniu gry przyznają, że podstawową bazą jest sprawność ogólna. Bez tego nie przejdziemy dalej. To fundament, bez którego nie postawimy ścian. Im lepsza jest sprawność ogólna, tym ruch piłkarza jest bardziej efektywny, ekonomiczny i przyswajanie kolejnych informacji techniczno-taktycznych jest o wiele łatwiejsze. Co w końcowym efekcie prowadzi do podjęcia właściwej decyzji na boisku. Myślę, że do pewnego wieku zdecydowanie warto skupić się na sprawności ogólnej w formie różnego rodzaju bodźców, różnej aktywności fizycznej czy sportów o innej specyfice ruchu. Jeżeli ta jest już wystarczająco rozwinięta, wtedy można się skupić na decyzjach zawodnika na boisku - z piłką i bez piłki, w zależności od ustawienia względem obu bramek oraz rywala. Kto powinien dbać o to, by trenerzy byli wystarczająco wyszkoleni? - To złożony proces. Związek, kluby oraz myślę, że sami trenerzy. Związek powinien dbać o to, by szkolenie było efektywne, aby jak najwięcej Polaków grało w najwyższych ligach. Gdy popatrzymy na niektóre kluby Ekstraklasy, zobaczymy tam bardzo niewielu Polaków i to trochę boli. Fajnie by było, gdyby jakość szkolonych zawodników była na tyle dobra, by wywalczyli oni miejsce w składzie, a kluby nie musiały sięgać po piłkarzy z innych krajów. To jedna rzecz, bo podniesienie jakości szkolenia miałoby także przełożenie na jakość naszych reprezentacji oraz rynek piłkarski w Europie, który widziałby piłkarzy z naszego kraju jako ciekawy produkt do zakupu. Także reasumując wyszkolenie odpowiednich specjalistów w poszczególnych kategoriach wiekowych pozwoli nam stworzyć kolejne elementy układanki, które łącząc się w całość sprawią, że proces "stworzenia zawodnika" o odpowiednim poziomie staje się rzeczą realną. Natomiast dla klubów wyszkolenie i wychowanie własnego zawodnika na pewno jest o wiele tańsze niż sprowadzenie piłkarza z zewnątrz. Wiadomo, że akademia to inwestycja - na początku trzeba zaryzykować, by z czasem pojawiły się efekty. W tej chwili w Odrze zaczynamy nowy projekt, w którym podczas dwutygodniowych warsztatów ze sztabem danego zespołu jako koordynatorzy chcemy poznać specyfikę pracy trenerów, ich relacje względem siebie, umiejętność zarządzania zespołem podczas treningu, meczu i poza zajęciami. Wchodząc w każdy zespół od kuchni dokonamy pewnego audytu, a następnie przekażemy wnioski do dalszej pracy, a za kilka tygodni sprawdzimy z jakim skutkiem weszły one w życie. Z kolei sami trenerzy także muszą od siebie wymagać. Muszą się wzajemnie "nakręcać" i pozytywnie rywalizować. Chęć samodoskonalenia się i łaknienie nowej wiedzy jest bardzo pożądane. Trener nie powinien wychodzić z założenia, że idzie na kurs, bo klub tego od niego wymaga. Jeśli ktoś nie ma w sobie tej pasji, iskry, powinien dać sobie spokój z trenowaniem. Zawsze zastanawiałem się, czy klubom na pewno zależy na tym, by wyszkolić kogoś, kto znacznie przerasta poziom zespołu. Wiedzą przecież, że taki piłkarz z mniejszego klubu odejdzie na poziomie trampkarza, z nieco większego - na poziomie juniora, a jeżeli będzie to klub Ekstraklasy, to na poziomie seniora. Zawodnik prędzej czy później wyfrunie i klub długofalowo nie będzie miał z niego piłkarsko pożytku. - Każdy musi odpowiedzieć sobie na pytanie po co więc się tym zajmuje. To trochę tak, jakby szkoła bała się mieć dobrych uczniów - bo zaraz ich nie będzie. Niestety, prawda jest taka, że zawsze średni zje małego, a duży zje średniego. Taka jest kolej rzeczy - w naturze i w piłce. Zawsze szkoda, gdy tracimy zawodnika na rzecz większego klubu, natomiast myślę, że jest to jednocześnie docenienie i wyróżnienie naszej pracy i zawodnika. Tak działa to choćby na rynku holenderskim. Gdy byłem na stażu w NEC Nijmegen, na ścianie wisiało zdjęcie Jaspera Cillessena, który odszedł do Ajaksu Amsterdam, a później do Barcelony. Spytałem dyrektora NEC, czy jest to wychowanek klubu. Odpowiedział, że tak. Mówię więc: "To pewnie ciężko było wam go utrzymać, Ajax ‘zwędził’ go wam sprzed nosa". On na to: "Nie, sami zaproponowaliśmy go Ajaksowi, bo stwierdziliśmy, że u nas już osiągnął wszystko, co mógł". Nie wiem, ile w tym do końca prawdy, ale to bardzo romantyczna historia. W Polsce trochę nam takich brakuje. W szkoleniu kluczem do wszystkiego jest, by zapewnić zawodnikowi jak najlepsze warunki do rozwoju, a jeżeli moje warunki są gorsze niż sąsiada, to chyba odpowiedź jest oczywista. Mówimy tu o bardzo idealistycznym podejściu do szkolenia. Często natomiast jest tak, że trenerzy czy prezesi patrzą przez pryzmat opłacalności. Mają różne ograniczenia, choćby finansowe. Weźmy przykład - Lech Poznań wyszkolił Jakuba Modera, który był zresztą na wypożyczeniu w Odrze, i faktycznie na nim zarobił. Natomiast mniejsze kluby, których jest o wiele więcej - jak na przykład Stal Brzeg, Start Namysłów, czy OKS Olesno - gdy mają w juniorach zdolnego zawodnika, wiedzą, że nie zarobią na nim kokosów. Jak - poza apelami o szkolenie dla samej idei - można bardziej zmotywować takie kluby, by skupiały się na tworzeniu "perełek"? Nawet ze świadomością, że będą one wyfruwały z klubu w wieku 14-15 lat. - Kluby powinny motywować dwie rzeczy. Jedną są pieniądze. W przypadku Jakuba Modera to Odra Opole jest mniejszym klubem, który dzięki zapisom ze strony UEFA o "Solidarity Payment" dostanie jakąś kwotę pieniężną z racji tego, że Moder grał u nas przez rok. To wyróżnienie dla klubu. Kolejną kwestią jest program klubów partnerskich, który od niedawna realizujemy. Jeżeli kluby partnerskie mają zdolnych zawodników, będziemy chcieli ich pozyskać, natomiast te kluby dostaną w umowie zapis, że jeśli zawodnik zadebiutuje w pierwszym zespole i zagra uzgodnioną liczbę minut, bądź zostanie wytransferowany za określoną kwotę, to klub otrzyma pewien bonus finansowy. Inna rzecz, która jest nieunormowana, a powinna być, to pomoc dla mniejszych klubów, z których transferowani są zawodnicy. Mówimy tu o pomocy w postaci sprzętu sportowego lub wsparciu merytorycznym, jak zapraszanie trenerów na staże, konferencje. To także mogłoby mobilizować i motywować kluby do wypuszczania swoich zawodników na szersze wody. Mówił pan o tym, że stosunkowo od niedawna szkolimy trenerów w nowatorski sposób. Co jest w tym procesie szczególnie istotne? - Ważne dla trenera jest to, by cały czas był doświadczany. Żeby trochę zmieniło się nasze podejście do nauczania ludzi - żeby było ono bardziej problemowe, zadaniowe, a nie zamknięte w schemacie i w ramach, z których nie da się wydostać. Dlaczego o tym mówię? Dlatego, że jak skończę kurs, to mam kwalifikacje, żeby prowadzić zespół. A tam już nie mam ram - tam sam o nich decyduje. Na kursach powinniśmy zostać wyposażeni w narzędzia w zakresie komunikacji, organizacji treningu, zarządzania drużyną, budowania relacji psycho-pedagogicznych, tematów związanych z anatomią, psychologią, antropologią, biochemią. Ważne jest, żeby trenerzy wiedzieli, co robić z Jaśkiem, jeśli przyjdzie na trening rozdrażniony. Od strony jego organizmu - może trzeba go uspokoić, a może trzeba dać mu się wyszumieć? Gdy widzę, że Jasiek ewidentnie miał zły dzień, to nie mogę się wkurzać, że mu nie wychodzi. Muszę zabrać się za niego od innej strony i jakoś go podejść. Gdy mam trzech takich Jaśków - jak mam nimi zarządzać? Jak widać niby to tylko 60 lub 90 minut, a wyzwań kilka razy więcej. A jak wygląda to na kursach? - Na kursach często mówimy o idealnych warunkach. Ale gdzie są idealne warunki? Może w wielkich klubach, gdzie pięciu trenerów opiekuje się 16-20 zawodnikami. W takich zespołach jest oczywiście ogromna odpowiedzialność, ale chodzi o wyposażenie trenerów w narzędzia przystające do naszych czasów i warunków. Ścieżka kształcenia trenera w Polsce zmienia się na plus z roku na rok, jednak jeśli miałbym coś uznać za wzór, byłby to system angielski i niemiecki. Występuje tam bardzo dużo sytuacji problemowych i ewaluacji oraz rozgraniczenie ścieżki trenera seniorów i specjalistów od dzieci i młodzieży. W Anglii po kursie trener wychodzi z teczką pełną informacji zwrotnej w jakich obszarach musi się rozwijać, a jakie sfery są jego mocnymi stronami. W Polsce również od kilku lat podczas kursów funkcjonują mikrogrupy - narzędzie, które bardzo rozwija trenerów od strony praktycznej, a także informacji zwrotnej odnośnie prowadzenia treningu. Można powiedzieć, że jedynym rozwiązaniem dla trenerów jest nieustanne dokształcanie się? - Oczywiście. Bez dwóch zdań. Nie ma szans, by ktoś kto skończył studia 10 lat temu, wszedł teraz do pracy z dziećmi i poradził sobie używając ówczesnych metod. Piłka ewoluuje, tak samo aspekt szkolenia dzieci i młodzieży. Trener w dzisiejszych czasach nie tylko jest drogowskazem, ale inspiratorem, motywatorem i partnerem. Hierarchia pionowa coraz częściej zmienia się w poziomą i to również na pułapie piłki dziecięcej. Aktualnie zarządzanie zespołem i budowanie relacji to moim zdaniem jedne z najważniejszych cech trenera drugiego dwudziestolecia XXI wieku. Rozmawiał: Wojciech Górski Przeczytaj drugą część rozmowy z trenerem Markiem Durajem