Wojciech Górski, Interia: Twoja rozmowa z trenerem Przemysławem Kostykiem odbiła się szerokim echem i doczekała się kontynuacji w postaci programu dla Polsatu Sport. Możesz przybliżyć o czym rozmawialiście z trenerem? Mateusz Paturaj, trener Juventus Academy Warszawa, ekspert Akademii Młodego Piłkarza: - Z trenerem Przemkiem Kostykiem rozmawialiśmy na temat problemów szkolenia w Polsce, naszej obecnej sytuacji, jak wyglądamy na tle europejskim, jak wygląda dystans do najlepszych nacji futbolowych oraz na temat tego, jakie trendy spodziewane są w najbliższej przyszłości. Jakie padły wnioski? - Według trenera Kostyka sytuacja nie wygląda najlepiej. Wyniki pierwszej reprezentacji oraz najstarszych reprezentacji młodzieżowych nie napawają optymizmem i powinniśmy szybko zacząć wdrażać plan naprawczy, żeby przeciwdziałać temu zjawisku, jakim jest odjeżdżanie Europy od tego, co my prezentujemy. Całą rozmowę trenerów Paturaja oraz Kostyka możesz przeczytać w tym miejscu. Widziałem, że trener Kostyk postawił taką tezę, że młodzi zawodnicy powinni jak najszybciej wyjeżdżać za granicę. Twoje drużyny nieraz grają w międzynarodowych turniejach przeciwko akademiom uznanych europejskich marek. Jak wyglądają nasze drużyny na ich tle? - Mogę mówić na przykładzie naszego zespołu lub drużyn, których rozwój śledzę. Wydaje mi się, że na tych przykładach nasza piłka klubowa idzie w dobrym kierunku. Przede wszystkim zawodnicy z tzw. "pokolenia Z" nie są już napiętnowani przesadną skromnością, posiadaną przez ludzi urodzonych w latach 80. i 90. Młodzi zawodnicy nie mają już kompleksów i problemów w poruszaniu się w europejskim środowisku, wśród zawodników innych nacji, czy innego koloru skóry. Pod tym kątem wszystko zmierza ku lepszemu. Przemek postawił bardzo śmiałą tezę, że Europa nam odjeżdża. Pewnie poniekąd jest to prawda, gdy spojrzymy choćby na wartości transferowe, z którymi piłkarze opuszczają sąsiednie kraje, jak Niemcy, czy Czechy. Pod tym kątem w zupełności się zgodzę. Zgodzę się także z tezą, że dobrą drogą dla zawodnika jest wyjazd zawodnika z Polski w młodym wieku. Z tego co obserwuję, tendencja jest taka, że polskich klubów niestety nie stać na polskich zawodników - choć wiem, że może zabrzmieć to dziwnie. Tak niestety jednak to wygląda. Niedawno głośno było o ściąganiu do naszych klubów podstarzałych Czechów, czy Słowaków, ale rzeczywistość jest taka, że nie jesteśmy w stanie utrzymać w klubach najzdolniejszych Polaków. Kluby europejskie są w stanie zaproponować większe pieniądze. Mateusz Paturaj o tym, jak wygląda funkcjonowanie akademii Szachtara Donieck U naszych najbliższych sąsiadów wygląda to inaczej? - Niedawno prowadzony przeze mnie zespół miał okazję grać przeciwko Szachtarowi Donieck. Tu oczywiście trzeba zachować proporcje, bo mój zespół nie jest najwybitniejszym w Polsce, choć chłopaki bardzo fajnie i harmonijnie się rozwijają, a dążymy do tego, by łapali jak najwięcej międzynarodowego doświadczenia. Ten mecz przegraliśmy dość wysoko, bo 0-6, natomiast nasze założenia były takie, by wyjść wysoko, nie bać się atakować rywala wysokim pressingiem, starać się w miarę możliwości narzucić swój styl gry. Taki wynik w żaden sposób nas nie zniechęcił, chłopaków też tylko zmotywował do dodatkowej pracy. Chcąc prowadzić akademię trzeba liczyć się też z kosztami. Koordynator akademii Szachtara mówił, że mają wyselekcjonowaną kadrę zawodników z Ukrainy oraz kilku obcokrajowców. Większość tych zawodników już funkcjonuje na kontraktach. Nie ma jednak zjawiska, by zawodnik zarabiał kilkanaście tysięcy euro miesięcznie i przychodził do "pracy" na dwie godziny, jedynie na trening. Młodzi piłkarze mają zagospodarowany cały dzień. Jest to spójne z ich szkołą, treningiem piłkarskim, rozwojem pod kątem mentalnym. Mimo różnicy pod kątem piłkarskim byłem bardzo zadowolony z tego sprawdzianu. Założenia gry ofensywnej z silniejszym rywalem jest trendem forsowanym przez nowy zarząd Szkoły Trenerów PZPN z trenerem Pawłem Grycmannem na czele. Często można usłyszeć hasło "Proaktywnie, z inicjatywą", zachęcające do podejmowania ryzyka na boisku. - Dokładnie. Wychodzę z założenia, że na naukę gry obronnej w niskim pressingu zawsze będzie czas. Jest to moim zdaniem najbardziej bezpieczny styl gry, szybki do adaptacji, zwłaszcza, gdy masz drużynę dobrze przygotowaną motorycznie. Gdy zawodnik pójdzie do drużyny seniorskiej i trener będzie oczekiwał gry w taki sposób, zawodnik będzie w stanie to przyswoić. To najłatwiejszy sposób gry obronnej do nauczenia? - Tak. Są trochę mniejsze przestrzenie na boisku, nie ma ryzyka, że rywal pośle piłkę za twoją linię obrony, a w momencie przejęcia piłki też masz większe pole do popisu, bo cała połowa rywala jest odsłonięta, więc jest przestrzeń do zaatakowania. Na grę w taki bardzo bezpieczny sposób zawsze przyjdzie czas. Moim zdaniem najtrudniejsze jest stworzenie tak kreatywnego zawodnika, że w momencie, gdy odbierze piłkę na połowie przeciwnika i dystanse między zawodnikami rywala są mniejsze i trzeba posłużyć się atakiem pozycyjnym, to bardziej trzeba stawiać na kreowanie zawodników odważnych, kreatywnych i tacy zawodnicy są w cenie w Europie. Mamy doskonały przykład - reprezentację U17 Marcina Włodarskiego. Ostatnio rywalizowała w Indonezji na mistrzostwach świata. Pomimo tego, że nie osiągnęli zamierzonego wyniku, to było widać, że są to chłopcy nauczeni innej kultury gry, a nie podobni reprezentacja Polski z lat 90., kiedy modliliśmy się, by piłka jak najszybciej opuściła pole karne i ewentualnie na połowie przeciwnika mogliśmy pozwolić sobie na trochę więcej rozmachu. Przyjęli lekcję, podjęli ogromne ryzyko, przyjmując taki styl gry. Staraliśmy się "łapać" rywala wysoko, grać w oparciu o posiadanie piłki, o zmianę strony gry, cyrkulację piłki, grę progresywną. Widać było jeszcze różnicę między nami a mocniejszymi nacjami, jak Argentyna, ale chłopcy byli zmotywowani, by grać taką piłkę, jaką się uczą i choć polegli na tych mistrzostwach, to mają czyste sumienie, że grali w oparciu o swoje zasady. Twoim zdaniem o reprezentacji U17, która wcześniej bardzo dobrze zaprezentowała się na mistrzostwach Europy, można już mówić jako o efekcie nowej myśli szkoleniowej PZPN-u, czy jeszcze jest na to za wcześnie? Zmiany Pawła Grycmanna i wiceprezesa Macieja Mateńki weszły w życie niespełna trzy lata temu. To już czas, w którym można oczekiwać wymiernych efektów? - W tym momencie jeszcze trudno o takie stwierdzenie. Na pewno jest to pozytywny obraz tego, co zaczęło się dziać po roku 2000. Wielu naszych zawodników zaczęło wyjeżdżać za granicę, z kolei do Polski zaczęli napływać trenerzy z zagranicy, oferując trochę świeżego spojrzenia. Swego czasu pamiętam, że ogromną nowinką była umowa trenerska SMS-u Łódź z Feyenoordem Rotterdam i tamte zespoły faktycznie prezentowały zupełnie inną jakość, zupełnie inną kulturę gry. Przede wszystkim tamci zawodnicy mieli bardzo wysoki poziom rozumienia gry, dobrze rozumieli procesy, zachodzące na boisku. Czy to już jest zaś jakiś wymierny efekt działań PZPN-u? Wydaje mi się, że jeszcze nie. Sprawność fizyczna dzieci pikuje. "To patologia" Chciałem cię jeszcze zapytać o sprawność fizyczną dzieci. Trener Przemek Kostyk narzekał, że poziom ogólnej sprawności mocno pikuje. Czy ty to odczuwasz jako trener? - Jak najbardziej. W ramach naszego szkolenia mamy wyizolowaną jednostkę motoryczną z naszymi zawodnikami. Z tym, że nie jest to też docelowy trening mający na celu budowanie masy mięśniowej u zawodników. Raczej są to zajęcia kompensacyjne, gdzie bardziej skupiasz się na poznaniu swojego ciała, czucia głębokiego, tego jak funkcjonują twoje mięśnie i twój umysł. Realizujemy zajęcia z oparcia o akrobatykę i ćwiczenia usprawniające. Pod tym kątem widać przepaść. Ja, jako 30-letni trener, mający prawdopodobnie najlepsze lata piłkarskie za sobą, chociaż kto wie... Prawdopodobnie. - (śmiech). Niestety moich zawodników pod kątem sprawności fizycznej wciąż kładę na łopatki, bo nawet 15-latkowie mają problem ze zwisem na drążku dłużej niż minutę, czy skokach przez płotki. Oni dopiero to poznają. Dla mnie ewenementem było to, gdy 15-letni zawodnicy przyszli na trening i nie umieli wykonać przerzutu bokiem, czyli popularnej "gwiazdy". I chłopaki na moje zatroskanie tematem mówią, że oni na zajęcia wychowania fizycznego w ogóle tego nie realizowali. Tak samo jak tzw. gry "w zbijaka". Gdzie wiadomo, że trzeba kontrolować przestrzeń, cały czas pracować na bazie percepcji. Oczywiście, jest to potencjalnie urazowa zabawa, pod tym kątem, że można "wyłapać" piłką w głowę, czy brzuch, ale wymuszająca od ciebie cały czas kontrolowanie tego, co dzieje się wokół ciebie. Nie możesz sobie pozwolić na żaden element rozkojarzenia, bo zostaniesz wyeliminowany. Ale z tego co słyszałem w podstawie programowej taka zabawa została w ogóle zakazana. Ostatnio w przedszkolach prowadziłem zajęcia wprowadzenia do piłki nożnej i dostawałem przykaz od dyrekcji, żeby dzieci nie biegały na tych zajęciach, żeby starały się robić wszystko w miejscu. Żeby ewentualne gry miały charakter strefowy, żeby dzieci nie miały ze sobą bezpośredniego kontaktu. To absurd. - Moim zdaniem jest to patologia. Pod tym kątem sprawność fizyczna ludzi bardzo mocno spada. Rozmawiał Wojciech Górski, Interia