21-letnia krakowianka miała szczęście w losowaniu rozpoczynającej się dzisiaj imprezy. Na jej drodze nie staną tenisistki, z którymi przeważnie przegrywa, czyli siostry Williams, Maria Szarapowa i Swietłana Kuzniecowa. Tej ostatniej uległa np. w finale sierpniowej imprezy w San Diego. Serena Williams, która w Nowym Jorku nie wystąpi z powodu kontuzji, zatrzymała naszą zawodniczkę w ćwierćfinale Wimbledonu 2008, a rok później nie do przejścia okazała się jej siostra Venus. - Jeżeli jest w formie i ma swój dzień, to ciężko jest cokolwiek zrobić. Ona gra najlepiej na trawie, o czym świadczy fakt, że triumfowała w Wimbledonie już pięć razy - mówiła wtedy INTERIA.PL Radwańska. Teraz jednak siostry nie będą przeszkodą dla Agnieszki. Nie musi bać się sióstr Williams Polka w pierwszej rundzie tegorocznego US Open zmierzy się z Aranxtą Parrą Santonją. Z Hiszpanką, trzecią rakietą swojego kraju, jeszcze nigdy nie grała, ale rozstawiona z numerem dziewięć, a dziesiąta w rankingu WTA Radwańska, nie powinna mieć kłopotów z 58. rakietą świata. Po ewentualnym zwycięstwie na krakowiankę czeka mecz albo z Shuai Peng, albo z Shelby Rogers. Z Chinką spotykała się do tej pory dwa razy i dwa razy wygrała, choć zwycięstwo w ubiegłorocznym Wimbledonie nie przyszło jej łatwo (9:7 w trzecim secie), natomiast Amerykanka to dla naszej zawodniczki "niezapisana karta". Trudno jednak przypuszczać, by Polka potknęła się na tej przeszkodzie. W kolejce, jeśli faworytki będą awansować zgodnie z planem, ustawią się dwie Rosjanki - Nadieżda Pietrowa i Wiera Zwonariewa. Z tą pierwszą Radwańska ma korzystny bilans 3-1, ale wszystkie mecze panie rozegrały w 2008 roku. Ze Zwonariową Polka spotkała się tylko raz i przegrała, jednak było to w 2007 roku. Chciałaby pojechać do Dauchy Trzeba jednak uczciwie oddać, że obie Rosjanki grały ostatnio bardzo dobrze. Pietrowa była w finale turnieju w New Haven, gdzie nie sprostała Wozniacki, a Zwonariewa w tym sezonie już trzy razy wystąpiła w finałach: Charleston, Wimbledon, Montreal, wygrywając imprezę w Pattai. Na pewno są jednak w zasięgu Radwańskiej. W ćwierćfinale krakowianka mogłaby się zmierzyć z Jeleną Janković. Serbka to co prawda była rakieta numer jeden, ale w odróżnieniu od Pietrowej i Zwonariewej, po dobrym początku sezonu, notuje słabszy okres. Mimo że była rozstawiona z numerem jeden nie udało jej się awansować wyżej niż do trzeciej rundy w turniejach w San Diego, Cincinnati i Montrealu, choć może wpływ na jej postawę miała kontuzja kostki jakiej nabawiła się w poprzedzającym je Slovenia Open. Wydaje się więc, że będąc w dobrej formie Radwańska może w Nowym Jorku osiągnąć bardzo wiele. To o tyle ważne, że Polka chciałaby w końcu awansować w tym roku, jako pełnoprawna zawodniczka, do kończących sezon mistrzostw WTA w Dausze, a żeby tak się stało musi być w pierwszej ósemce rankingu Race to the Sony Ericsson Championships. Do tej pory dwa razy pojechała do Kataru, ale była tylko rezerwową. Pozostaje małe ale - Myślę, że Isię stać na piąte czy szóste miejsce w rankingu, ale do tego potrzebne jest też trochę szczęścia. Uważam, że przy obecnym tłoku w czołówce utrzymanie się na ósmej, dziewiątej czy dziesiątej pozycji to i tak jest wielki sukces - ocenił ojciec Robert Radwański, który jest jej trenerem. - Trzeba mieć szczęście w losowaniu - dodał. Ten warunek został spełniony, pozostaje jednak małe ale. W tegorocznych turniejach wielkoszlemowych krakowianka potykała się nie na tych teoretycznie najsilniejszych tenisistkach. W trzeciej rundzie Australian Open nie sprostała Włoszce Francesce Schiavone, w drugiej rundzie Rolanda Garrosa przegrała z reprezentantką Kazachstanu Jarosławą Szwedową, a w czwartej rundzie Wimbledonu uległa Chince Na Li. - No cóż, jest taka książka i film zresztą - "Doktor Jekyll i mister Hyde". No i to się właśnie objawia, bo mamy niestety dwie twarze i czasem ujawnia się ta gorsza - mówi Radwański. Jaką twarz Agnieszki zobaczymy w Nowym Jorku?