24-letnia krakowianka nie powtórzy więc świetnego początku zeszłego sezonu. Wtedy wygrała dwa turnieje z rzędu - Auckland i Sydney, a pierwszej porażki doznała dopiero w ćwierćfinale wielkoszlemowego Australian Open, ulegając Chince Na Li. We wtorek Radwańska musiała jednak uznać wyższość Mattek-Sands. - Ona dzisiaj grała naprawdę agresywnie. Nie miało znaczenia, czy to był mój pierwszy serwis, czy drugi, czy jakiekolwiek inne uderzenie, ona za każdym razem odbijała piłkę na sto procent możliwości - powiedziała po meczu Radwańska. Polka została pierwszą od 16 lat broniącą tytułu tenisistką w Sydney, która odpadła przegrywając swoje premierowe spotkanie w turnieju (w pierwszej rundzie miała wolny los - przyp. red.). Mimo wszystko nasza zawodniczka nie sądzi, że ta porażka zdezorganizuje jej przygotowania do wielkoszlemowego Australian Open, który zaczyna się już 13 stycznia w Melbourne. - W zeszłym tygodniu rozegrałam kilka dobrych meczów w Pucharze Hopmana (wygrała wszystkie cztery gry singlowe - przyp. red.). To nie tak, że grałam źle. O to się nie martwię. Po prostu myślę, że to nie był mój dzień - stwierdziła Isia. Radwańska nie wygrała żadnego pojedynku ani nawet seta imprezy zaliczanej do cyklu WTA od końca października ubiegłego roku, kiedy w mistrzostwach WTA przegrała w stosunku 0-2 wszystkie trzy spotkania grupowe. - Grałam z nią kilka razy i za każdym razem przegrywałam, więc to jedno z największych zwycięstw w mojej karierze - powiedziała Mattek-Sands, która trochę się pomyliła, bo według strony WTA był to dopiero drugi pojedynek między obiema tenisistkami - bilans wynosi 1-1.