Mają gwiazdę, ale to nic nie daje Sukcesy Martina Vaculika są na Słowacji znane, ale nie przekładają się specjalnie na zainteresowanie jego rodaków czarnym sportem. Zawodnik nie ma wsparcia w innych reprezentantach tego kraju, bowiem liczba ścigających się Słowaków jest prawdopodobnie mniejsza niż drużyna hokeja na lodzie. A to w tej dyscyplinie kraj u podnóża Tatr jest bezgranicznie zakochany i odnosi spore sukcesy (byli nawet mistrzami świata). Kadra mimo braku medali światowych imprez w ostatnim czasie, jest bardzo mocna i zawsze wymieniana w gronie faworytów dużych turniejów. Vaculik to jeden z czołowych zawodników świata, choć od wielu lat jakoś nie może włączyć się do bezpośredniej walki o medale w cyklu Grand Prix, zawsze kończąc za podium. Być może wpływ na to ma jego sinusoidalna dyspozycja. Potrafi wygrać turniej, a w następnym zdobyć kilka punktów. W klasyfikacji takie występy zawsze szkodzą najbardziej. Martin trzykrotnie zwyciężał w turniejach GP, łącznie jedenaście razy stał na podium. Najlepsze miejsce końcowe zajął w 2019 roku, kiedy to był piąty. W lidze polskiej zaczynał od położonego blisko Słowacji Krosna, gdzie zwrócił na siebie uwagę już jako 16-latek. Potem sukcesywnie piął się wyżej, aż w 2009 roku trafił do ekstraligi. Jego pobyt w Gdańsku nie był jednak udany, bo drużyna spadła do I ligi. Vaculik przeniósł się do Tarnowa i tak naprawdę to tam stał się zawodnikiem klasy światowej. Duży wpływ na to miał Marek Cieślak, którego Martin uwielbia i nie ukrywa tego. W 2013 Vaculik zdobył tytuł indywidualnego mistrza Europy. Piękny tor, ale tylko jeden Kiedy pomyśli się o obiekcie żużlowym na Słowacji, do głowy przychodzi tylko jedno skojarzenie - Żarnovica. To znany żużlowy ośrodek. Regularnie odbywają się tam zawody nawet wysokiej rangi. Na sezon 2020 zaplanowano GP Challenge, lecz wskutek zmian w terminarzach wywołanych pandemią COVID-19, zawody te przeniesiono ostatecznie do Gorican. Z Żarnovicy pochodzi też Vaculik i to tam zaczynał przygodę ze speedwayem. Sam obiekt jest przepięknie położony, z trybun widać góry i cały krajobraz okolicy. W mieście funkcjonuje klub SC Żarnovica, w którym zrzeszonych jest kilkunastu żużlowców. Oprócz Vaculika to także mało znani Martin Malek, Martin Gavenda, Fritz Wallner, Jan Michalik czy całkowicie anonimowi Brano Mesiarik czy Adam Carada. Stadion jest dobrze utrzymany, a zawody tam często gromadzą dużą publiczność, także polską. Z miast położonych na południu naszego kraju jest bowiem do Żarnovicy przysłowiowy rzut beretem. Niegdyś funkcjonował także tor w Zohorze, w pobliżu stolicy Słowacji - Bratysławy. Dawniej ścigano się w Popradzie, Bańskiej Bystrzycy, Koszycach, Partizanske, a nawet samej Bratysławie. Obecnie to już tylko historia i speedway istnieje jedynie we wspomnianej Żarnovicy. Tam jednak pasjonatów dyscypliny nie brakuje i dbają oni o to, by nieliczni słowaccy żużlowcy mieli gdzie jeździć. Organizowane są mistrzostwa kraju, oczywiście w obsadzie międzynarodowej. Chciał iść w ślady wujka Niedawno głośno było o młodym Davidzie Pacalaju, który miał być nadzieją słowackiego żużla. Chłopak jest siostrzeńcem Martina Vaculika i dobrze prezentował się w krajowych zawodach. Podążał też drogą swojego wujka i szybko podpisał kontrakt z krośnieńskim klubem, deklarował walkę o skład. - Taka umowa to dla mnie wielka szansa. Wiem, że będzie mi trudno. Będę najmłodszy, ale tu nie chodzi o wiek, tylko o umiejętności - odważnie zapowiadał na łamach WP. Do żadnego debiutu ostatecznie nie doszło, a sam zawodnik nieco przepadł. Mało jeździ, notuje słabe wyniki. Trudno powiedzieć, jakie są jego dalsze plany. Ostatnie oficjalne starty w rozgrywkach rangi międzynarodowej zaliczył w sezonie 2019 i od tego czasu jego kariera jakby wyhamowała. Potrafił pokazać się z dobrej strony, chociażby w zawodach Pucharu Europy Juniorów, gdzie pokonał Daniiła Kołodinskiego czy Michała Curzytka czy nadzieję ukraińskiego żużla, Marko Lewiszyna. Problemem słowackiego speedwaya jest to, że nawet sukcesy Vaculika nie są w stanie zachęcić młodzieży do uprawiania tego sportu. Być może to kwestia złego marketingu i dobre wyniki zawodnika nie są odpowiednio wykorzystane i promowane w mediach. Fakty są jednak takie, że od wielu lat w kwestii poziomu i zaplecza speedwaya na Słowacji nic się nie zmieniło, a przecież mając topowego zawodnika w najlepszej lidze świata, grzechem jest nie uczynić z tego użytku. Słowakom albo na tym nie zależy, albo nie wiedzą, jak to zrobić. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! <a href="http://www.sport.interia.pl/?utm_source=testlinkow&utm_medium=testlinkow&utm_campaign=testlinkow" target="_blank">Sprawdź!</a>