Toruńskie Anioły to jeden z klubów, które najczęściej sięgają na rynku po obiecujących młodzieżowców z innych miast. W ciągu ostatnich lat trafiali tam między innymi Daniel Kaczmarek z Fogo Unii Leszno czy Maksymilan Bogdanowicz ze Startu Gniezno. Ostatecznie żaden z nich nie osiągnął w żużlu poziomu, który wróżono mu przed przybyciem do Grodu Kopernika. Szczególnie bolesna wydaje się historia tego drugiego, który po rocznym epizodzie na MotoArenie zakończył żużlową karierę nad Wisłą. Maksymilian Bogdanowicz trafił do Torunia przed sezonem 2019. W poprzednim sezonie był jednym z najlepszych juniorów w Nice Polskiej Lidze Żużlowej - Ściągaliśmy trzeciego młodzieżowca ligi pod względem średniej. Maks na papierze wyglądał lepiej niż choćby Norbert Krakowiak, który przecież odnalazł się w lidze całkiem nieźle - wspomina ówczesny menedżer KS-u Toruń, Jacek Frątczak. - Nie wzięliśmy jednak pod uwagę jednej podstawowej rzeczy, a mianowicie startów. Bogdanowiczowi one nie wychodziły, Krakowiakowi tak. To miało spory wpływ na to gdzie są teraz. Norbert może i mniej wyróżniał się na zapleczu, jednak dobre wyjścia spod taśmy spowodowały, że zaliczył w Ekstralidze wiele świetnych występów, nawet w wyścigach z seniorami - ocenia po czasie Frątczak. Opis Bogdanowicza sprzed lat bliźniaczo przypomina charakterystykę Karola Żupińskiego, świeżo upieczonego zawodnika Apatora. 18-latek reprezentował dotąd barwy Zdunek Wybrzeża Gdańsk. -Widziałem Karola Żupińskiego wiele razy i jest to moim zdaniem ścisła czołówka młodzieżowców jeśli chodzi o odwagę, umiejętności techniczne, jazdę na dystansie, wyprzedzanie po szerokiej, przycinki i inne tego typu sytuacje torowe. Jego największym mankamentem są z kolei starty - zauważa Frątczak. - O ile w pierwszej lidze można było sobie pozwolić na wyprzedanie, to w Ekstralidze będzie już z tym – podobnie jak w przypadku Bogdanowicza - o wiele trudniej – dodaje. Problemy z momentem startowym, to niejedyne podobieństwa między Bogdanowiczem, a Żupińskim. Co musi zrobić Apator, by nie wyrzucić w błoto kolejnego żużlowego diamentu? - Bogdanowicz został rzucony na zbyt głęboką wodę. Kontraktowaliśmy go jako lidera formacji młodzieżowej, zapewniliśmy mu najlepszy możliwy sprzęt, mechaników i tunera. Presja na nim była ogromna i nawet z pomocą psychologa nie mógł jej podołać - wspomina Frątczak. -W przypadku Karola powinno być o tyle łatwiej, że po pierwsze nie zmienia miejsca zamieszkania, a po drugie wydaje mi się, że nie potrzebuje aż tak fundamentalnych zmian sprzętowych. Moim zdaniem Apator powinien postawić na ewolucję, a nie rewolucję. Czasem, gdy podłączamy nowego zawodnika pod perfekcyjnie działający krwioobieg klubu, okazuje się, że nie zgadza się grupa krwi. Za dużo zmian naraz może przynieść efekt odwrotny do zamierzonego – przedstawia obrazowo telewizyjny ekspert. Frątczak zauważa także, że to forma drużyny decyduje o dyspozycji i rozwoju juniora, a nie – jak sądzą niektórzy - na odwrót. -Bardzo ważne jest zapewnienie spokoju psychicznego Karolowi. To seniorzy muszą wziąć na siebie ciężar zdobywania punktów i zostawić mu lekką głowę do jazdy – radzi. - Kiedy pojawiają się słabsze wyniki i stres, to często prowadzi to do złego stanu psychicznego, gorszej dyspozycji, a nawet kontuzji. Tak jest z resztą u każdego sportowca. Dopóki są zwycięstwa to rozwój idzie świetnie. Jest to o wiele trudniejsze gdy każdy kolejny wyjazd na tor jest dla twojej drużyny walką o życie. My przeżyliśmy to właśnie na przykładzie Bogdanowicza – wspomina pierwszy w historii toruńskiego żużla sezon zakończony spadkiem do niższej klasy rozgrywkowej.