Brytyjski rząd udzielił wsparcia finansowego wielu dyscyplinom sportowym, jednak żużel - podobnie jak inne sporty motorowe, został pominięty. Miejscowi działacze dziwią się takiemu stanowi rzeczy. Na wiosnę trzeba było odwołać rozgrywki ligowe. Przez cały sezon udało się rozegrać tylko kilka imprez towarzyskich oraz Indywidualne Mistrzostwa Wielkiej Brytanii. Wszystko przy pustych trybunach. Rob Godfrey, który kieruje brytyjskim żużlem, grzmi. Głośno mówi o problemach finansowych klubów, które w obliczu pandemii straciły mnóstwo funduszy. Podobnie jak sami zawodnicy, którzy nierzadko musieli zmienić fach i poszukać normalnej pracy. Teraz dyscyplina dostała kolejny cios. Jednak Godfrey nie załamuje rąk i przechodzi do działania. Zapewnia, że już rozpoczął dialog z państwowymi władzami. - To niesprawiedliwe, że zostaliśmy pominięci, skoro żużel klasyfikowany jest jako sport elitarny, a mimo to nie dostaliśmy dofinansowania jak inne sporty. Zostaliśmy zignorowani. Wiemy jednak, że wkrótce ma być dostępnych więcej funduszy i na pewno przystąpimy do składania wniosków - tłumaczy Godfrey w rozmowie z portalem speedwaygp.com. - Brak sezonu ligowego to dla nas wielki cios. Kluby nie mają dochodów, a posiadają koszty stałe, których i tak nie da się uniknąć. Potrzebujemy wsparcia ze strony rządu. Jednocześnie jako grupa promotorów już myślimy o kolejnym sezonie - zapewnił działacz. Bez wątpienia sytuacja żużla w Wielkiej Brytanii nie napawa optymizmem. Niegdyś Anglicy mieli najsilniejszą ligę na świecie. Dziś daleko jest za polską PGE Ekstraligą. Brakuje kasy, zainteresowania kibiców i mediów. Jazdą na Wyspach coraz mniej zainteresowani są też zawodnicy, dla których to mało atrakcyjny kierunek - przede wszystkim pod względem finansowym.