Kariera 32-latka jeszcze w marcu 2019 wisiała na włosku. Zengota podpisał wówczas kontrakt z ekstraligowym Motorem, jednak na kilka tygodni przed startem sezonu doznał przykrej kontuzji podczas treningowej jazdy na motocrossie. Groziła mu nawet amputacja nogi. Zawodnik pokazał jednak hart ducha i w 2020 roku pojawił się na torze w barwach Abramczyk Polonii, do której został wypożyczony. Świetne występy na zapleczu elity zaowocowały tym, że walczyła o niego prawie cała żużlowa Polska. Ostatecznie ponownie wybrał ofertę bydgoszczan i będzie jednym z najlepiej zarabiających zawodników eWinner 1. Ligi. Zainkasował 200 tysięcy złotych za podpis. Za punkt z kolei dostawać ma 3000 złotych. Wiadomo, że pieniądze są ważne, ale szczęścia nie dają. Tutaj jest furtka na marzenia, Jedno z nich Zengota właśnie zrealizował. Skok na spadochronie był czymś, co chciał zrobić, gdy w 2018 roku dostał od swojej partnerki stosowny sprzęt. Uznał, że zakończenie rehabilitacji i znalezienie stabilnej pracy, to jest odpowiedni moment na takie wyzwanie. - To było jedno z moich marzeń, więc wiedziałem, że wkrótce je zrealizuję, kiedy tylko będę czuł się na siłach. Taki moment nadszedł w tym roku, tuż przed moim pierwszym treningiem na torze. Chciałem to zrobić właśnie wtedy, bez względu na to, czy wyjdę z tego cały. Wiem, pewnie myślicie, że wariat ze . Jednak to był wielki zastrzyk, który dodał mi dużej pewności siebie, którą mogłem wykorzystać na torze - napisał 35-latek na jednym z portali społecznościowych. Kibice nie powinni mieć powodów do zmartwień. Skoki ze spadochronem w obecnych czasach są wbrew pozorom zdecydowanie mniej kontuzjogenne niż chociażby jazda na motocrossie, która omal nie zakończyła kariery Grzegorza Zengoty. Fani z pewnością będą wyczekiwać wieści i materiałów wideo z niesamowitego wyczynu żużlowca.